Strony

poniedziałek, 30 grudnia 2013

Rozdział 3

Zayn

Rano wstałem pełen energii. Czułem się wypoczęty jak nigdy dotąd. Robiąc sobie śniadanie i kawę, zorientowałem się, że po raz pierwszy od bardzo dawno nie miałem koszmarów w nocy. Jak to się stało? Nagle przez głowę przemknął mi obraz Carrie, mojej uczennicy. Sam nie wiem, dlaczego pomyślałem akurat o niej. Może dlatego, że to dzięki niej zapomniałem na moment o widmach przeszłości, które nieustannie mnie dręczyły? Ale czy to możliwe?
Cały wczorajszy wieczór rozmyślałem o tej pięknej dziewczynie. Nie wierzyłem, że kobieta potrafi na mnie tak oddziaływać. A ona? Przecież była dopiero nastolatką, dziewczyną o problemach w stylu ,,Co ja mam dziś ubrać?!" mając miliony rzeczy w szafie, czy ,,Paznokieć mi się złamał!" grając w piłkę nożną... Nie mogłem. Absolutnie nie miałem prawa żywić jej jakimkolwiek uczuciem. Jednak w chwili, gdy o niej myślałem, mięknąłem...Stary, poważnie? Weź się ocknij, człowieku. Przecież to ja, Zayn, facet, który nigdy w życiu nie wyznał kobiecie miłości, który traktował je bardziej przedmiotowo, niż dziecko swoje zabawki. Może to był moment na zmianę? Może ona rozpali we mnie iskry miłości, pożądania nie wynikającego jedynie z zafascynowania wyglądem zewnętrznym.
Moje rozmyślania przerwał dźwięk dzwonka do drzwi. Poszedłem je otworzyć, a to, co zobaczyłem na zewnątrz zszokowało mnie do granic możliwości. Stała przede mną Carrie, z głową pochyloną, wzrokiem spuszczonym na telefon, który trzymała w rękach i prawdopodobnie pisała sms-a. Stałem jak osłupiały, wryty w ziemie. Nie umiałem wydusić z siebie słowa. Czekałem.
- Dzień dobry. - W końcu odezwała się dziewczyna, powoli podnosząc wzrok, aż wreszcie spotykając się ze mną spojrzeniem.
W tym momencie ona także osłupiała. Albo tylko chciałem, żeby tak było. Lubiłem, gdy czuła się przy mnie onieśmielona, gdy ten rumieniec wychodził na jej policzki. Podobało mi się to, że patrząc Carrie w oczy widziałem jakąś cząstkę jej, która byłaby w stanie oddać mi się bez granic. Znowu moje myśli nawiedziły jej widoki, leżącej pode mną, z oczami błądzącymi, z sercem walącym jak oszalałe, z ciałem drżącym z ekstazy. O kurwa, zaraz mój przyjaciel nie wytrzyma.
- Hej. - Zdobyłem się na opanowanie i spokój, posyłając jej najbardziej szczery uśmiech z możliwych.
- Ja... Ja mieszkam obok, mama prosiła mnie, żebym przywitała się z sąsiadami i przy okazji zapytała o najbliższy sklep. - Zaczęła Carrie mówić tak drżącym głosem, choćby zaraz miała się rozpłakać.
Nie chciałem, żeby poczuła to, iż zauważyłem jakie emocje na niej wywarłem, byłaby jeszcze bardziej skrępowana. Nie wiem, czy rzeczywiście w tym celu tu przyszła, będąc w takim szoku mogła wydukać pierwsze lepsze słowa, jakie przyszły jej do głowy.
- Widzę, że zbliżamy się do siebie w ekspresowym tempie. - Powiedziałem puszczając jej oczko, przypominając sobie, jak wczoraj wylądowała w moich, unikając upadku.
Nie mogłem powstrzymać uśmiechu, który usilnie próbował wydostać się na moją twarz na widok kompletnie zażenowanej i onieśmielonej Carrie. Była taka urocza, gdy się tak stresowała. Ciekawe, czy w łóżku też jest takim aniołkiem, czy pokazuje swoje drugie oblicze. Cholera jasna, czy ja znowu myślą o niej pod kątem erotycznym?
- A tak, jeszcze raz przepraszam za tamto, potknęłam się o własne nogi chyba. Wie pan, stres, nowe miasto, ludzie... Moje nerwy szaleją. - Gdy usłyszałem, jak zwraca się do mnie per pan, coś mnie tknęło. Pomijając aspekty erotyczne, dziwnie było mi słyszeć, jak mówi do mnie jak do dorosłego. Nie chciałem, by pomyślała, że jestem nieosiągalny dla niej (nie wiem, czemu tego nie chciałem), więc zachowując się po raz kolejny niezwykle nieetycznie, odezwałem się do niej patrząc jej głęboko w te piękne, inteligentne oczy.
- Możesz mi mówić po imieniu. Do pana przejdziemy trochę później. - Dokończyłem głosem zbliżonym do szeptu, uzyskując w zamian nierozumiejące spojrzenie dziewczyny. Nie mogłem się dziwić, była jeszcze taka młoda...
- Och, nie wiem czy powinnam. W każdym bądź razie odpowiesz na moje pytanie?
- Mmm tak, tak. A o co pytałaś? - Czy ja wariuję? Tracę zmysły. Żeby jakaś nastolatka tak na mnie działała. Swoje rozbiegane myśli nadrabiałem zabójczym uśmiechem, opanowaną mimiką twarzy.
- Gdzie tu jest apteka w okolicy?
- Nie chodziło Ci o sklep? - Popatrzyłem na nią z kamiennym wyrazem twarzy. Postanowiłem się z nią trochę podroczyć.
- A tak, apteka, sklep, wszystko jedno. Nieważne, muszę się zbierać do szkoły. Przepraszam, że zabrałam panu czas.
Nie wierzę w to, co widzę. Przysięgam, że przez moment popatrzyła na mnie głodnym wzrokiem, jakby chciała się rzucić na mnie i przedstawić mi swoje drugie ,,ja". Albo to tylko moja wyobraźnia dawała się we znaki.
Carrie już chciała odchodzić, przez co poczułem nagłą potrzebę spędzenia z nią przynajmniej jeszcze krótkiej chwili. Nie myślałem o tym, co mówię i jak dwuznacznie może to zabrzmieć.
- Wejdziesz do środka? - Dziewczyna popatrzyła na mnie szeroko otwartymi oczami, co doprowadziło mnie do szybkich refleksji. - Mam na myśli, że mógłbym cię podwieźć do szkoły. I tak jedziemy w tym samym kierunku, na tą samą godzinę, więc po co marnować czas twojej mamy? - Usprawiedliwiłem się szybko. Chyba poskutkowało.
- Nie, dzię... - Chciała zaprzeczyć, więc musiałem jej natychmiast przerwać.
- Naprawdę nie jest to żaden problem. Weź rzeczy z domu. Poczekam na ciebie w aucie.
Powiedziałem i nadal trzymając się w ryzach zgarnąłem kluczyki i skierowałem się do samochodu.

1 komentarz: