Strony

czwartek, 2 stycznia 2014

Rozdział 16

Zayn

Obudziłem się zlany potem. Głowa mi pękała, a gardło piekło niemiłosiernie. Gorączka też zapewne mnie się uczepiła. Lepiej być nie mogło. Poszedłem na dół poszukać termometru. Czułem się jak wrak człowieka. Kiedy się tak rozłożyłem? Gdy znalazłem termometr i zmierzyłem sobie temperaturę, urządzenie wskazywało 39.6 stopni. Zdecydowanie za dużo. Nie było szans, żebym umiał funkcjonować w pracy, w szkole wśród tłumu nastolatków. Zadzwoniłem więc do dyrektora z nadzieją, że go nie zbudzę.
Porozmawiałem z nim chwilę i wytłumaczyłem wszystko. Na szczęście nie miał nic przeciwko temu, abym nie poszedł do pracy i abym udał się do lekarza. Zakończyłem rozmowę i od razu udałem się w kierunku łóżka. Leżałem, minuty mijały, a ja nie mogłem zasnąć. Wszystko mnie bolało. Kurwa, a tak pragnąłem zobaczyć się dziś z Carrie. Nici z moich zachcianek. Będę musiał iść do lekarza i najpierw wyzdrowieć, a potem myśleć o ewentualnych spotkaniach, żeby jej nie zarazić. Uznałem, że nie ma sensu dłuższe wylegiwanie się i nie zasypianie, więc wstałem, umyłem się i wybrałem do lekarza.
Zajechałem pod przychodnię, a mój wzrok przyciągnęło to dobrze znane mi auto. Co ona tu robi? Niezbyt miałem ochotę się przekonywać, ale mało prawdopodobne było, że siedziała sobie u lekarza, więc powoli ruszyłem w kierunku wejścia. Wchodząc przez szklane drzwi nie zobaczyłem niczego podejrzanego. Gromada dzieci bawiła się starymi zabawkami, a recepcjonistki odbierały telefony.
- Tori! - Usłyszałem głos przerażająco podobny do głosu Perrie.
Instynktownie chciałem zacząć uciekać, wycofywać się i zignorować to wydarzenie, ale Perrie i dziecko? Tori? Kto to do diabła był?
- Mamuś! - Pisnęła dziewczynka z radością i rzuciła się w ramiona Perrie.
Gdy kobieta podnosiła dziecko do góry, jej spojrzenie spoczęło na mnie. Kobieta zamarła. Jej mina wyrażała tyle emocji... Zbyt wiele jak dla mnie. Wyglądała, jakby zobaczyła ducha. Dlaczego takie uczucia w niej wywoływałem?
- Zayn. - W końcu odezwała się po chwili, a ja posłałem jej bezczelny uśmiech.
Musiałem sprawić, by poczuła się zagrożona, w końcu to ona zaczęła tą wojnę. A z jej miny wnioskowałem, że bardzo nie chciała bym ją widział w tej sytuacji.
- Perrie... - Wychrypiałem nadal się uśmiechając. - A cóż to za mały aniołek? - Dokończyłem powoli zbliżając się do dziewczyn i wyciągając dłoń ku małej rączce Tori. Mała odwzajemniła mój gest z uśmiechem na twarzy.
- Zostaw ją. - Warknęła i natychmiast się odsunęła.
- O co Ci chodzi? - Zapytałem głupio. - Przecież nie chcę jej nic zrobić. To Ty jesteś ta psychiczna i niezrównoważona. - Powiedziałem cicho, żeby nikt nas nie usłyszał.
- Psychiczna... - Perrie prychnęła pod nosem. - To, że Cię ni... - Przerwałem jej, nie miałem zamiaru tego wysłuchiwać.
- Ile masz lat, Tori? - Zapytałem czule dziewczynkę.
- Dwa... - Wymruczała cienkim głosem.
Dwa lata? Spotykaliśmy się z Perrie w tym okresie. Czarne myśli zaczęły przechadzać się po mojej głowie. Co jeśli to moje dziecko? Co jeśli zaszła w ciążę będąc jeszcze ze mną? popatrzyłem niepewnym wzrokiem na kobietę. Ta stała z wkurzonym wyrazem twarzy, nie będąc chyba pewną co powiedzieć.
- To nie jest Twoje dziecko. - Powiedziała z drapieżnym błyskiem w oku.
- Jakoś niespecjalnie jestem skłonny Ci uwierzyć.
Nie, żebym chciał mieć z nią dziecko. Po prostu nie podobał mi się ten dziwny zbieg okoliczności. Nie mógłbym przeżyć życia ze świadomością, że BYĆ MOŻE mam dziecko.
- To już Tój problem. Chodź Tori. Idziemy usiąść w kolejce. - Uśmiechnęła się do swojej córki patrząc na nią z takim uczuciem, że aż byłem w szoku, iż tak potrafiła.
Nie wyobrażałem sobie siedzieć tam obok niej, więc wyszedłem z przychodni. Poszedłem do apteki po coś na przeziębienie z nadzieją, że zwykłe tabletki mi pomogą. Wracając do domu nadal nie mogłem uwierzyć w to, co zobaczyłem. Perrie z dzieckiem? To przeczyło wszelkim prawom logiki. Przecież to suka bez serca, nawet jeśli byłaby w ciąży, to prędzej by ja usunęła, niż wydała dziecko na świat. A może się zmieniła? Może mój nieszczęsny atak ją zmienił? Istniało także prawdopodobieństwo, że to ja byłem tym narwanym i nienormalnym, a ona się tylko broniła. Co wtedy? Jak mogłem spokojnie żyć z myślą, że jestem nieobliczalnym szaleńcem? Co jeśli kiedyś skrzywdzę Carrie w ten sposób, a po wszystkim będę mówił, że to ona zawiniła? Nie zasługiwałem na nią...
Dotarłem do domu, wziąłem tabletki kupione w aptece i położyłem się do łóżka. Byłem wyczerpany. Psychicznie i fizycznie. Miałem ochotę przespać ten czas i obudzić się w chwili, gdy będę pewien wszystkich swoich uczuć i przeczuć. Nie było to niestety możliwe. Musiałem stawić czoła demonom mojej przeszłości. nie mogłem wiecznie uciekać. Choroba pokonała mnie mimo wszystko i już po chwili spałem jak śnięty.
*
Donośny dźwięk krzywdził moje uszy. Boże, co to było? Potrzebowałem chwili na rozbudzenie się. Wtedy zorientowałem się, że to dzwonek do drzwi. Geniusz. Spojrzałem na zegar, który wskazywał godzinę trzecią. Przespałem pół dnia, nieźle. Zbiegłem szybko na dół, bo zdawało mi się, że dzwonek brzęczał już od dłuższego czasu. Otworzyłem drzwi zamaszyście i ujrzałem moją matkę.
- Cześć mamo... co Ty tu robisz?
- Odwiedzam mojego syna. Czy to takie dziwne? - zapytała ironicznie.
- W Twoim przypadku? Trochę... - Powiedziałem żartobliwie. Na szczęście mama zrozumiała żart i zaśmiała się tym śmiechem, który tak bardzo kochałem. - Wchodź, tylko na własną odpowiedzialność, bo się przeziębiłem.
- Matki nie zarażają się od swoich dzieci. - Stwierdziła całując mnie w policzek.
- Yhym... Chyba jak ich dzieci mają po pięć lat...
Mama puściła moją uwagę mimo uszu i weszła razem ze mną do środka. Skierowaliśmy się do salonu.
- Napijesz się czegoś? Co Cię sprowadza? - Zapytałem z ciekawością
Nie było tak, że za każdym razem jak mnie odwiedzała miała jakiś biznes do mnie. Ale z reguły musiała wypytać mnie o wszystko i prawić mi zbędne kazania. Dowiedziała się nawet o incydencie z Perrie. Z kimś musiałem o tym porozmawiać i padło na moją matkę. Oczywiście przekonywała mnie w ten sam sposób co Carrie potem, że to nie była moja wina. Nie przeszkadzała mi tak bardzo jej dociekliwość, bo nie miałem nic do ukrycia, jednak krępowało mnie to czasami, zważając na mój wiek.
- Jak się układa Twoje życie miłosne? - Od czasów Perrie było burzliwe, myślę, że cała rodzina miała tego dość. Ale co mogli na to poradzić. Tak sobie radziłem z błędami przeszłości.
- Mamo... - wyszeptałem zrezygnowany. - Wszystko w porządku. Zwolniłem nieco tempo. - Powiedziałem okrężną odpowiedź.
- To znaczy... - Chciała, żebym kontynuował, ale ja nie miałem zamiaru. - Masz kogoś? - Niemalże się uśmiechała.
- Za wcześnie by to stwierdzić. To skomplikowane. - Wzdychnąłem.
- Jak to?! Opowiedz mi o niej. - Poprosiła mama entuzjastycznie.
- Nie mamo... To naprawdę nie jest dobry czas...
- Co Cię gryzie? powiedz, spróbujemy sobie z tym poradzić razem.
- Maa, ja mam 22 lata, a moje problemy muszę rozwiązywać sam. Są one inne niż 10 lat temu, gdy nie umiałem zawiązać sznurówki, ja... - Rozhulałem się. Byłem rozgoryczony, już chciałem jej o wszystkim opowiedzieć, ale nie mogłem.
- Zayn, co się dzieje? Przecież wiesz, że nie będę Cię osądzać...
- To skomplikowane.
- No i co z tego? Przynajmniej posłucham ciekawych i porywających historii. - Powiedziała z ekscytacją, z jaką tylko ona potrafiła i od razu się rozchmurzyłem.

Opowiedziałem mamie tylko cześć historii, czyli opisałem Carrie i mój związek z nią. Pominąłem groźby Jacka i Perrie oraz moje podejrzenia. Nie potrzebny był jej ten dramat. Po wszystkim mama powiedziała, że cieszy sie moim szczęściem i koniecznie chce poznać moją dziewczynę. Co?!




Jeśli czytasz pozostaw po sobie jakiś ślad w postaci komentarza. To naprawdę motywuje.

Ps: mam nadzieje że rozdział przypadnie wam do gustu ;**

9 komentarzy:

  1. Macie genialne pomysły :) super jest to opowiadanie:)"oby wena was nie opuściła"

    OdpowiedzUsuń
  2. Szkoda ze dzisiaj się nie spotkali. Oby to nie było jego dziecko. Bo nie jest? Prawda. Proszę tylko nie jego.

    OdpowiedzUsuń
  3. Wczoraj znalazłam to opowiadanie i uważam ze jest super
    Malo jest takich opowiadań ze chlopcy z 1D są nauczycielami, a szkoda. Ciesze się ze znalazlam wasze opowiadanie i dodajecie często rozdzialy. dziękuje wam za to. Slodko opisujecie ich uczucia do siebie. ;-) // natalia

    OdpowiedzUsuń
  4. Ten komentarz został usunięty przez administratora bloga.

    OdpowiedzUsuń