Strony

niedziela, 2 marca 2014

Rozdział 35

Zayn

- Witaj Carrie - przywitałem się raczej formalnie.
- Pan przyszedł na moment, zaraz wychodzimy - stwierdziła pani Bradshaw, a ja miałem jej za złe to, że powiedziała to w taki lekki sposób, jakbyśmy szli na kawę.
- Spoko - Carrie wzruszyła ramionami.
Ciężko mi było udawać, że nie wzruszył mnie fakt, iż ma taki nijaki stosunek do mnie. Moje serce na jej widok przyśpieszało szaleńczo, a ciało ledwie opierało się pokusie doskoczenia do niej przy każdej możliwej okazji. A ona? Zdawał się mieć mnie głęboko w czterech literach...
- A może porozmawiam teraz z Carrie? - zapytałem jej mamę.
Wiedziałem, że obie się wściekną. Jedna za to, że nie ma ochoty ze mną rozmawiać, a ja wykorzystuję sytuację, żeby to jednak zrobić. Natomiast druga za to, że wydałem ją jej córce i wolę spędzić czas z Carrie, niż z nią.
- W sumie dla mnie to żaden problem, pójdę jeszcze do łazienki na moment - odpowiedziała pani Bradshaw i wyszła, zanim dziewczyna zdążyła zaprotestować.
Było to dla mnie niezwykle zdumiewające, że do tej pory kobieta nie zorientowała się, iż coś między mną a jej dzieckiem iskrzy. Nie widziała rzeczy tak oczywistej, a dziwiła się, że nie potrafi jej pomóc z o wiele trudniejszymi, wewnętrznymi rozterkami.
- Carrie... - zacząłem będąc niepewnym, czy nie ucieknie zaraz za swoją mamą. - Proszę, wysłuchaj mnie, pro - nie zdążyłem dokończyć, bo na mojej twarzy wylądowała jej dłoń z plaskiem.
- Słucham - warknęła jakby mnie przed chwilą wcale nie spoliczkowała. Fakt faktem, należało mi się za takie podstępne zachowanie. I nie tylko za to...
- Przepraszam. Wiem, że to wszystko, co się dzieje jest całkowicie moją winą. Popełniłem niewybaczalny błąd. Mimo to mam ogromną nadzieję, że mi wybaczysz, bo dobrze wiesz, że będąc trzeźwym nigdy bym tego nie zrobił... Wiem, głupie tłumaczenia, bo j e d n a k to się stało. Ale zrozum, nie myślałem wtedy normalnie, nie pamiętam nawet jednej sekundy z tamtej nocy, nic. Carrie, kocham cię i naprawdę, jeśli mi tylko wybaczysz, to do końca naszych dni będę robił wszystko, żebyś nigdy nie poczuła się przeze mnie odrzucona czy zła... - chciałem kontynuować, ale Carrie mi przerwała.
- To teraz ty posłuchaj - powiedziała już mniej ostro, ale nadal stanowczo. - Nie chodzi o to, co zrobiłeś, tylko dlaczego w ogóle tak postąpiłeś. Dobra, przespałeś się z jakąś laską, super. Żadnym cholerstwem raczej cię nie zaraziła. Ale skoro to zrobiłeś, to gdzieś tam w środku musiałeś czuć, że ja ci nie wystarczam. Musiałeś choć przez moment pomyśleć, że nawet jeśli mi to zrobisz, jeśli się dowiem i cię zostawię, to to przeżyjesz, że to będzie tylko kolejne rozstanie. Przez chwilę przestałeś mnie kochać na tyle, żeby nie krzywdzić mnie w najgorszy z możliwych sposobów. I to mnie boli najbardziej. Że miałeś TE chwile, że TE myśli przebiegały przez twoją głowę. Bo jak teraz tak miałeś, jak już teraz nie zależało ci całkowicie na naszym związku, to co będzie później? Ile miesięcy, tygodni, dni minie, zanim stwierdzisz, że już mnie nie chcesz? Ile razy powtórzysz to, gdy nie będzie mnie pod ręką, żeby się popieprzyć? O to mi właśnie chodzi, że gdybyś mnie naprawdę kochał i szanował, nigdy nie zraniłbyś mnie w ten sposób. I nie dziw się, że nie potrafiłam ci uwierzyć, gdy powtarzałeś jak piękna, zgrabna, seksowna jestem. Bo gdy powiedziałeś, że mnie kochasz, okazało się to być kłamstwem, złudzeniem.
Zatkało mnie, nie wiedziałem co powiedzieć. Po chwili zorientowałem się, że po moich policzkach spływają łzy. Szybko je otarłem, bo w każdej chwili pani Bradshaw mogła tu wejść. Carrie z ostatnim słowem opuściła pokój. Bałem się, że to był ostatni raz, kiedy w ogóle miałem okazję z nią porozmawiać i pobyć sam na sam.

*

Siedzieliśmy z mamą Carrie przy stoliku w kawiarence rozmawiając na temat tego, co zamówić. Nie uśmiechał mi się cały ten pomysł, ale w chwili obecnej nie było niczego, co mógłbym zrobić lub powiedzieć, żeby dała mi spokój.
- Pani Malik, może najpierw przejdziemy na 'ty'? - zaproponowała mi mama Carrie, a mnie to zaskoczyło. W negatywnym tego słowa znaczeniu... Nie chciałem się z nią aż tak 'spoufalać'.
- Zayn - powiedziałem, a ona wyciągnęła dłoń w moją stronę również się 'przedstawiając'.
- Anne.
Stało się. Świat się nie miał od tego zawalić, prawda? A odmówienie jej byłoby bardziej nietaktowne niż ukrywanie przed nią związku z jej córką i okłamywanie jej, racja? Nie, chyba jednak nie.
- Pani Bradshaw - zacząłem, ale mi przerwała.
- Anne.
- Tak, Anne - poprawiłem się wzdrygając się w środku na kuszący dźwięk jej głosu; przecież ona ma męża... - Co dokładnie chciałabyś wiedzieć?
- Może na początek jak ci się rozmawiało dziś z Carrie? Powiedziała ci coś?
Co miałem jej powiedzieć? Nie mogłem oznajmić prawdy, ale kłamanie też nie było moją dobrą stroną. Poza tym ciężko mi było na zawołanie wymyślić jakąś bajkę.
- Niewiele - skłamałem raz. - Głównie ja mówiłem, żeby porozmawiała z kimś o tym co się stało, co ją dręczy, co boli - skłamałem ponownie. Nie szło mi to najlepiej. Musiałem zawrzeć w tym choć ziarenko prawdy.
- I...? Powiedziała ci, że tak zrobi?
- Nie do końca. Carrie przeżywa to na swój sposób. Jako osoba skryta i trzymająca wszystko w środku, te problemy także zachowuje dla siebie. Z tym, że są one poważniejsze niż zwykle, dlatego też bardziej na nią oddziałują, bardziej to widać w jej zachowaniu - zastanawiałem się, czy nie mówiłem za dużo.
- Mówisz, że musi sama się przełamać? Mam jej nie zmuszać do rozmowy?
- Tak, myślę, że tak będzie najlepiej. Gdy będzie w stanie o tym rozmawiać, to na pewno przyjdzie z tym do ciebie. Daj jej tylko trochę... albo trochę więcej czasu.
Porozmawialiśmy jeszcze kilkanaście minut. Czasami schodziliśmy z głównego tematu spotkania, co mnie irytowało, bo tylko dla Carrie konsultowałem się z jej mamą. Ale musiałem to jakoś znieść.
Odwiozłem Anne (jak to śmiesznie brzmi - Anne, choćbym mówił o jakiejś swojej koleżance) pod dom, a odjeżdżając spojrzałem tęsknie na okno Carrie. Myliła się. Niezaprzeczalnie się myliła. Moja miłość do niej nie była złudzeniem. Ani kłamstwem! Nie była czymś, co zniknie, gdy przytyje 20 kilo gdy zajdzie w ciążę czy kiedy nie będzie miała ochoty na kochanie się ze mną non stop. Moja miłość do niej była prawdziwa. Było to głębokie uczucie, tak silne, że aż rozsadzało moje serce. Teraz tylko w moich rękach leżało to, aby udowodnić to Carrie, aby na nowo w nas uwierzyła.

Carrie

Tak właśnie sobie to tłumaczyłam. On nigdy mnie nie kochał, byłam jedną z jego kolejnych zabawek. Pobawił się, znudziło mu się i poszedł do innej a ja głupia wierzyłam we wszystkie kłamstwa które mówił. Jestem taka naiwna. Kurwa byłam tak wściekła na siebie. A co odpierdala moja mama ? Co ona sobie wyobraża ? Przecież zachowuje się normalnie, funkcjonuję normalnie wszystko jest normalne, udaję ale nikt o tym nie wie, nikt nie wie że gdzieś tam w środku mnie,  wewnątrz umieram. Więc o co może jej chodzić...nie mam zielonego pojęcia. Od myślenia nad tym wszystkim po raz kolejny zrobiło mi się duszno. Otworzyłam okno żeby się troche wywietrzyło. Chciałam się już położyć w końcu dochodziła 21 ale postanowiłam wziąć jeszcze szybki prysznic, więc tak też zrobiłam. Po kąpieli ubrałam piżamę, umyłam zęby i wyszłam z łazienki. Jakie było moje zaskoczenie kiedy zobaczyłam że na moim łóżku siedzi nie kto inny jak Zayn.
- Co ty tutaj robisz ? - spytałam.
- Musimy porozmawiać.
- Nie mamy o czym rozmawiać
- Carrie proszę cię wysłuchaj mnie - westchnęłam, a kiedy nie odzywałam się przez dłuższą chwilę zaczął - To wszystko nie tak...ty...znaczy...kurwa nawet niewiem jak zacząć...To wszystko co wczoraj powiedziałaś to nieprawda. Myślę o tobie całymi dniami, jestem uzależniony od ciebie. Kiedy cię nie ma, nie widzę sensu życia bo ...to ty nim jesteś rozumiesz? Kurwa Carrie kocham cię. Kocham tak mocno że to aż boli i mylisz się. To nie żadne złudzenie, jak mogłaś tak w ogóle pomyśleć? Wiem że nie masz zbyt wielu powodów żeby mi uwierzyć ale proszę przynajmniej spróbuj. Nie zmienię mojej przeszłości Carrie, wiem że teraz znów nawaliłem. Jestem kretynem. Jeszcze nigdy nie czułem się tak jak teraz. Czuje jakbym umierał...umierał z tęsknoty za tobą. Zdaje sobie sprawę że nie zasługuje na ciebie ale jestem zbyt egoistyczny żeby pozwolić ci odejść.
- Zayn ja...- nie mogłam z siebie wydusić słowa, bezradnie ścierałam tylko z policzków ciągle płynące łzy.
- Poczekaj, chciałem ci tylko to powiedzieć, nie mogłem żyć ze świadomością że tak właśnie myślisz dlatego przyszedłem. Nie oczekuje że od razu do mnie wrócisz - mówił powoli zbliżając się do mnie. Położył dłoń na moim policzku i delikatnie go gładząc powiedział - Proszę cię tylko o jedno. Przemyśl to wszystko...nie skreślaj mnie tak szybko - poprosił. Chciałam coś powiedzieć ale nie wiedziałam co a Zayn tak po prostu odwrócił się i wyszedł. Boże dlaczego to wszystko spotyka mnie ? Co takiego zrobiłam, czym zawiniłam ? Cholera kocham go ale nie wiem czy jestem w stanie znów mu zaufać.
*
Rano obudziłam się z mocnym bólem głowy. Ile spałam ? Może 3 godziny ? Przez pół nocy myślałam o Zaynie dlatego nie umiałam zmrużyć oka. Ale przynajmniej podjęłam decyzję. Tak, postanowiłam dać Zaynowi-nam jeszcze jedną szansę. Za bardzo go kocham żeby pozwolić mu odejść. Wiem że będzie ciężko, musimy znów zdobyć swoje zaufanie ale wierzę że nam się uda. To co wczoraj powiedział...było takie szczere...widziałam to w jego oczach, po sposobie w jaki to powiedział...to był mój Zayn, chłopak w którym się zakochałam. Po porannych czynnościach zeszłam do kuchni wzięłam jabłko i ruszyłam w stronę szkoły.
*
Czas strasznie się ciągnął. To już ostatnia lekcja tego dnia. Mogłabym powiedzieć że moja ulubiona bo to język angielski ale nie dziś. Dziś chciałam jak najszybciej wrócić do domu, pójść do Zayna i porozmawiać z nim, wyjaśnić sobie wszystko. Oczywiście jak na złość pan Fitz spóźniał się już 5 minut, co nie było w jego stylu.
- Dzień dobry wszystkim, przepraszam za spóźnienie ale miałem krótką rozmowę z panem dyrektorem. Oto nowa uczennica naszej szkoły - wskazał na drobną brunetkę która stała tuż koło niego - Będzie uczęszczała z wami do klasy . Przedstaw się proszę.
- Cześć, jestem Jennifer Montgomery - powiedziała nieśmiało. Jej policzka przybrały odcień koloru różowego. Wcale się jej nie dziwię, też kiedyś to przeżyłam.
- Dobrze, w takim razie usiądziesz z ...panną Bradshaw.
Jennifer skinęła lekko i usiadła obok mnie . Profesor Fitz zaczął prowadzić lekcje a ja znów myślami byłam gdzieś indziej.
- Czas nie będzie szybciej leciał jeśli cały czas będziesz wpatrywać się w zegar - szepnęła Jennifer i uśmiechnęła się do mnie.
- Tak wiem, po prostu chciałabym żeby ta lekcja już się skończyła - westchnęłam - Tak w ogóle to jestem Carrie, miło mi cię poznać.
- Mnie również. To już nasza ostatnia lekcja prawda?
- Tak na szczęście tak.
- Super, też chciałabym być już w domu. Wiem że dopiero co przyszłam ale nie dałam rady przyjść wcześniej...no wiesz trema i te sprawy. Mama siłą wyciągnęła mnie z domu.
- Jasne rozumiem sama to kiedyś przeżyłam. Ja przyszłam dopiero piątego dnia po przyjeździe do Bradford, więc poszło ci lepiej ode mnie. Mieszkasz daleko od szkoły ? - spytałam.
- Nie to jakieś 15 minut pieszo. Mieszkam przy ulicy summersay 37
- Och,  to nie daleko mnie. Będziemy mogły chodzić razem przynajmniej nie będzie nam się nudzić.
- To świetnie naprawdę się cieszę.

Gadałyśmy tak do końca lekcji Jenny wydaje się być naprawdę miłą osobą. Po szkole poszłam do domu tylko po to żeby zostawić w nim plecak a potem udałam się do Zayna. Wychodząc z domu zauważyłam na wycieraczce dużą białą kopertę. Wzięłam ją ale postanowiłam otworzyć dopiero po rozmowie z Zaynem, teraz to było moim priorytetem. Zapukałam a po chwili drzwi się otworzyły a w nich stanął mój ukochany.
- Carrie ? - zapytał zdziwiony.
- Musimy porozmawiać.
- Chcesz porozmawiać?
- Wpuścisz mnie czy będziemy kontynuować tutaj?
- Och, przepraszam, wejdź proszę - naprawdę był aż tak zaskoczony ?
 Usiedliśmy w salonie. Tym razem to ja postanowiłam zacząć.
- Czy jest coś o czym nie wiem ?
- Co ? O czym ty mówisz ?
- Pytam czy jest coś co powinnam wiedzieć, coś co jeszcze przede mną ukrywasz.
- Carrie...- westchnął - Nie nie mam żadnych tajemnic przed tobą jeśli o to ci chodzi.
- Dobrze, w takim razie posłuchaj mnie teraz proszę. To co zrobiłeś cholernie mnie boli, nie potrafisz sobie wyobrazić jak bardzo...
- Carrie ja prze...
- Nie przerywaj, jeszcze nie skończyłam - stwierdziłam a on lekki skinął głową - Musisz wiedzieć że nie ufam ci już tak jak kiedyś i ciężko będzie to naprawić ale...ale wierzę w nas.  Kocham cię i nie wyobrażam sobie życia bez ciebie, dlatego chciałabym spróbować jeszcze raz - skończyłam i po raz kolejny rozpłakałam się - Wybaczam ci Zayn - szepnęłam.

- Boże Carrie...skarbie nawet nie wiesz jak się cieszę...- szybkim krokiem ruszył w moją stronę i po chwili siedziałam na kanapie wtulona w jego klatkę piersiową - Kocham cię, tak bardzo się kocham skarbie...już nigdy cię tak nie  skrzywdzę, obiecuje - mówił tuląc mnie jeszcze mocniej. Siedzieliśmy tak do wieczora, rozmawialiśmy o wszystkim, wyjaśnialiśmy. Jedyne o czym nie chciałam rozmawiać to temat Jacka, a mianowicie ...gwałtu. Obiecałam że jak będę gotowa to z nim o tym porozmawiam.

2 komentarze:

  1. PIERWSZA:)Dziękuje, że taki długi rodział :D jak zawsze super, genialne itp. :*

    OdpowiedzUsuń
  2. Świetny rozdział<33333

    OdpowiedzUsuń