Strony

poniedziałek, 30 grudnia 2013

Rozdział 12

Zayn

Obudził mnie donośny dźwięk, który dochodził z salonu. Nie była to moja komórka, więc zapewne ktoś dzwonił do Carrie. Nie chciałem jej jeszcze budzić zważając na wczesną porę. Wstałem więc prędko i wyszedłem z sypialni poszukać telefonu. Leżał na stoliku, szybko podszedłem do niego chcąc go wyciszyć. Już miałem zamiar to zrobić, gdy mój wzrok przykuł numer wyświetlający się na ekranie. Jack dzwonił. Czy to nie imię byłego Carrie? Miałem dwa wyjścia: zignorować telefon, zostawić tą sprawę i czekać, aż dziewczyna wszystko sama mi opowie albo odebrać, wyzwać tego idiotę od najgorszych i nastraszyć tak, żeby odczepił się od niej raz na zawsze. Wybrałem oczywiście to drugie... - Słucham? - Warknąłem do słuchawki. - Gdzie jest Carrie? - Odezwał się podobnym tonem facet po drugiej stronie linii. - Nie Twoja sprawa. Czego chcesz? - To jest moja sprawa! - Ryknął Jack do komórki. - Odpierdol się od mojej dziewczyny... - Powiedziałem ostrzegawczym głosem. - Jeszcze nie jest za późno, żebyś dał jej spokój... - Grozisz mi skurwielu? Kim Ty do chuja jesteś, żeby mówić mi co mam robić?! - Jego złość najwyraźniej potęgowała z każdą minutą rozmowy. - Już Ci powiedziałem. Pamiętaj. Zostaw. Ją. W spokoju. - I rozłączyłem się. Miałem nadzieję, że choć na jakiś czas to poskutkuje. Wyciszyłem komórkę, aby nie obudziła nas ponownie i wróciłem do łóżka. Carrie nadal spała. Nieświadoma telefonu od swojego eks. Dobrze. Przynajmniej teraz nie musi się o to martwić. Po przebudzeniu będę jej musiał o tym opowiedzieć. To ona zna Jacka, wie do czego jest zdolny i powinna byc poinformowana o czymś takim. Patrząc na jej spokojną tawrz, wyglądającą jak anioł, ogarnęło mnie dziwne poczucie troski. Za wszelką cenę chciałem, by była szczęsliwa i przede wszystkim bezpieczna. Martwiłem się o nią. Jack nie brzmiał jak zdrowy na umyśle człowiek przez ten telefon. Położyłem się tuż obok Carrie i zamknąłem ją w żelaznym uścisku, obejmując w talii i kładąc głowę w zagłębieniu jej szyi. Po chwili zmógł mnie sen.
Usłyszałem krzyk Carrie i natychmiast się obudziłem. Podniosłem się na łokciach i zauważyłem, że dziewczyna nadal śpi. Druga drastyczna pobudka tego ranka. - Carrie... Skarbie... Obudź się... - Próbowałem ją uspokoić przez sen, ale nie odnosiłem sukcesu. - To tylko sen, otwórz oczy Carrie... Dziewczyna zaczęła się przebudzać. Powoli odzyskiwała miarowy oddech. Chwilę później spoglądała na mnie swoimi zaspanymi i zmartwionymi oczaami. - Przepraszam... - Wyszeptała bliska płaczu. - Nie masz za co. - Powiedziałem przyciągając ją do swojej klatki piersiowej. - Wszystko w porządku? - Trzymałem ją mocno w objęciach, całując co jakiś czas w czubek głowy. - Tak... Miałam zły sen. - Wymamrotała. - Już jest dobrze. Pocałowałem ją w ucho i przytuliłem jeszcze mocniej. Położyliśmy się w takiej pozycji na łóżku i zostaliśmy tam przez dłuższą chwilę. Gdy Carrie już się uspokoiła i była w stanie normalnie funkcjonować, postanowiliśmy wstać i zjeść śniadanie. Nie miałem serca mówić jej o wcześniejszym telefonie. Zdenerwowałaby się po raz kolejny, zmartwiła, posmutniała, a mnie strasznie bolało oglądanie jej w tym stanie. - Jak się spało? - Wypaliłem po czym od razu się zorientowałem, że to głupie pytanie. Przecież miała koszmar. Carrie zauważyła moje zmieszanie, więc posłała mi rozbawione spojrzenie i uśmiechnęła się. - Tak, nie licząc snu było idealnie. - Powiedziała nieśmiało. - Ja również czułem się wyśmienicie budząc się u Twego boku. - Wumruczałem zbliżając się do niej powoli, podążając wzrokiem z jej oczu do ust. - Tak...? - Carrie wyraźnie mnie prowokowała. - Mhm... - Wyszeptałem tuż przy jej uchu, po czym przygryzłem je delikatnie. Dziewczyna zachichotała. Już chciałem posunąć się dalej, gdy tą intymną chwilę przerwał nam wibrujący na blacie telefon. Spojrzeliśmy w tym samym czasie na wyświetlacz i znieruchomieliśmy. Carrie popatrzyła na mnie zrezygnowanym wzrokiem, a ja nie wiedziałem jak ją pocieszyć. Za chwilę miałem postąpić wręcz przeciwnie i dobić ją jeszcze bardziej. - Nie odbieraj. - Poprosiłem cicho. - On nie przestanie... Poczekaliśmy aż komórka przestanie dzwonić. Zjedlismy wspólnie śniadanie w ciszy. Carrie myślami była zupełnie gdzie indziej. - Carrie, muszę Ci coś powiezieć. - Zacząłem spokojnie. Nie wiedziałem do końca, jak dziewczyna zareaguje. - Co się stało? - Zapytała czujnie mi się przypatrując. To chyba ostatnia rzecz, jaką chciałaby ode mnie usłyszeć. - Wiem, że powinienem poczekać, aż sama mi to powiesz i nie mam prawa odbierać Twoich telefonów, ale... - Mówiąc to cały czas patrzyłem jej głęboko w oczy. Liczyłem na zrozumienie z jej strony, w końcu wszystko czego obecnie pragnąłem, to jej szczęście. Niestety wyraz twarzy dziewczyny przybierał coraz ostrzejszych rysów. - Rano dzwoniła Ci komórka i nie chciałem, żebyś niepotrzebnie się budziła, więc... - Mów do rzeczy. - Ponagliła mnie coraz bardziej poddenerwowana Carrie. - Odebrałem połączenie od Jacka. Przez przypadem mogłem mu powiedzieć, że jesteś moją dziewczyną, a on mógł się nieco wścieknąć... - Dokończyłem na wydechu, a widząc rozgniewaną minę dziewczyny, od razu pożałowałem swojej porannej decyzji. - Co Ty zrobiłeś?! - Wybuchnęła Carrie. - Przecież on nas zabije! Znajdzie nas i odbierze nam życia! - Zaczęła panikować. - Kochanie... - Próbowałem ją uspokoić, ale na nic były moje starania. - Nie kochaniuj mi tu teraz! Jak mogłeś tak głupio postąpić? Przeciez mówiłam Ci wczoraj, że już jest na mnie wściekły, że nas zabije, jak się dowie. A teraz, gdy już się dowiedział, na pewno jest wdrodze tutaj. To się nie skończy dobrze... - Powiedziała ze zrezygnowaniem. Była taka bezbronna. A ja taki bezużyteczny. Co zrobię, jeśli przyjdzie nam się z nim zmierzyć? Co ja sobie myślałem rozmawiając z nim rano... - Przepraszam. - Ledwo słyszalnie powtarzałem dziewczynie. Chciałem złapać ją za dłoń, pocieszyć, ale ona nie chciała mnie słuchać. Nie mogłem jej się dziwić. Naraziłem nas obu na niebezpieczeństwo. - Muszę iść. - Szybko zdecydowała i zaczęła się zbierać do wyjścia. - zaczekaj... - Chciałem ją zatrzymać, powiedzieć, żeby została, że wszystko będzie dobrze, ale nie wiedziałem, jak to zrobić. - Daj mi spokój. Muszę pomyśleć. I wyszła. Myślałem nad tym, żeby ją gonić, ale nie miało to sensu. Daleko nie zajdzie, w końcu mieszka parę kroków ode mnie. Zasługiwała na chwilę dla siebie, na wytchnienie i przeanalizowanie wszystkiego. Jednak ja potrzebowałem jej... Musiałem się upewnić, że mnie nie nienawidzi i że przebrniemy przez to gówno razem. Odczekałem pół godziny i wyszedłem. Kierując się w stronę domu Carrie myślałem, czy aby na pewno dobrze robię idąc tam. Może powinienem zawrócić i dać jej więcej czasu na przemyślenia? Z drugiej strony może siedzi tam zapłakana i czeka na mnie. Wolałem nie ryzykować i zapukałem od razu do drzwi. Niemal natychmiast otworzyła mi je Carie. Stanęła w progu i popatrzyła na mnie smutnymi, załzawionymi oczami. - Czego chcesz? - Zapytała cicho. - Przepraszam, naprawdę nie miałem złych intencji. Po prostu wiedziałem, jak się denerwujesz gdy Jack zaczyna Cię nękać i myślałem, że jestem w stanie go przegonić. - Zayn... Mówiłam Ci, on jest nieprzywidywalny, nie odpuszcza sobie tak łatwo. Tylko go nakręciłeś. - Spokojnie wytłumaczyła mi Carrie jak to wszystko wyglądało z jej perspektywy. - Wiem, ja wiem... Po prostu... Działałem pod wpływem chwili. Przepraszam. Poradzimy sobie z tym. - Przekonywałem i ją, i samego siebie. - Ja sobie poradzę. Nie chcę Cię w to mieszać. - Żartujesz, prawda? Przecież Cię z tym nie zostawię. - Prychnąłem pod nosem. - Zayn, nie chcę żebyś znalazł się przeze mnie w kłopotach. - Zmniejszyłem jeszcze bardziej dystans między nami. Ująłem jej twarz w swoje dłonie, zostawiłem delikatny pocałunek na jej wargach. Zetknęliśmy się czołami i wyszeptałem czule: - Nigdzie się nie wybieram. Spojrzeliśmy sobie w oczy. W tej chwili, zarówna ja, jak i Carrie uświadomiliśmy sobie, że warto walczyć o... o to coś, co jest między nami. Przywarliśmy do siebie w namiętnym pocałunku, który zdawał się rozładowywać całe napięcie, trzmające nas dotychczas w nerwach. Carrie zaciągnęła nas do swojego domu nadal kurczowo mnie trzymając. Kopnąłem drzwi zamykając je za nami. Znowu było w porządku. Znowu byliśmy razem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz