Strony

czwartek, 30 stycznia 2014

Rozdział 28

Carrie

- Carrie, nie słuchaj go, on i tak nie da nam odejść - powiedział Zayn.
- Mi nie... ale ciebie może zostawić w spokoju - teraz płakałam już nie będąc w stanie powstrzymać potoku łez.
- Carrie, nie...
- Zamknij się dupku.! - Wrzasnął Jack i ponownie chciał uderzyć Zayna. Szybko stanęłam obok niego. Złapałam za jego ramię, uniemożliwiając zadanie kolejnego ciosu.
- Proszę cię...przestań. Zrobię wszystko czego chcesz tylko zostaw go w spokoju - prosiłam. Przez chwilę patrzał na mnie w zupełnej ciszy.
- Słuchaj Carrie, wiesz czego chce, wiesz ze cię kocham, nie pozwolę ci odejść i to jeszcze z takim palantem jak on - wskazał na Zayna.
- Dobrze wrócę do ciebie tylko daj mu odejść.
- Myślisz że jestem taki głupi żeby ci uwierzyć ? I tak za moimi plecami będziesz się z nim spotykać. Ale ja nie jestem idiotą. Jeśli chcesz żeby twój ...- ponownie spojrzał na mulata - on przeżył to idź się spakuj - Popatrzyłam na niego zaskoczona. - Wyjeżdżamy. Dzisiaj. Kupiłem już bilety, samolot startuje za 2 godziny więc pośpiesz się.
- Carrie, błagam cię nie rób tego ...on kłamie wcale cię nie koch...- tylko tyle zdążyłam usłyszeć zanim weszłam po schodach do mojego pokoju. Szybko spakowałam najpotrzebniejsze rzeczy do plecaka i spowrotem zeszłam na dół. Jack stał przy już drzwiach.
- Czy mogę się z nim pożegnać? - spytałam drżącym głosem.
- Żartujesz sobie ze mnie ? - Prychnął. Podeszłam bliżej niego. Spojrzałam prosto w oczy i delikatnie złapałam jego rękę splatając nasze palce razem przez co od razu przeszedł mnie dreszcz.
- Teraz jestem z tobą. Chce mu  powiedzieć że tylko go wykorzystałam bo tak naprawdę cały czas kochałam ciebie - szepnęłam do jego ucha. Przez chwilę się wahał ale wkońcu skinął głową. Ruszyłam w kierunku Zayna, który wciąż siedział na krześle. Kucnęłam przodem do niego tak aby Jack nas nie widział.
- Przepraszam cię za wszystko - wyszeptałam tak aby tylko on mógł mnie usłyszeć - Kocham cię - powiedziałam. Wyjęłam z kieszeni karteczkę oraz mały scyzoryk i wsadziłam w jego dłoń - To pomoże ci się stąd wydostać. Na karteczce jest numer telefonu. Wzięłam mój zapasowy bo normalny zabierze mi od razu. Skontaktuje się z tobą, a teraz udawaj i krzycz że mnie nienawidzisz - poprosiłam na co chłopak z wahaniem lekko skinął głową. Powoli zaczęłam odchodzić i zbliżać się do Jacka, kiedy usłyszałam
- Ja też cię nie nigdy kochałem, chyba nie myślałaś ze będę z taką małolatą - rzucił Zayn. A ja ignorując go wyszłam z domu a gdy mój były wskazał na samochód po prostu wsiadłam do niego.

*

Jechaliśmy już jakieś 15 minut podczas których nie zamieniliśmy ani słowa. Milczałam bo co miałam powiedzieć. Czekałam na odpowiednią chwilę. Pewnie zastanawiacie się o co mi chodzi... Otóż, kiedy byłam w swoim pokoju, miałam chwilę na przemyślenie sytuacji. Po pierwsze stwierdziłam że muszę teraz wyjechać aby nic nie stało się Zaynowi. Po drugie  postanowiłam udawać że zawsze kochałam i będę kochać  Jacka. Chciałam wzbudzić w nim choć trochę zaufania dlatego musiałam kłamać. Wzięłam również scyzoryk aby Zayn mógł przeciąć liny którymi miał związane ręce oraz napisałam na małej karteczce numer mojego zapasowego telefonu co jak się potem okazało dobrym ruchem, ponieważ zaraz po wejściu do samochodu, Jack kazał mi oddać moją komórkę. Teraz wystarczyło tylko poczekać na odpowiednią okazję.
- Zatrzymamy się na stacji benzynowej żeby zatankować i kupić parę rzeczy - stwierdził Jack - zostaniesz w samochodzie i poczekasz na mnie, ale nie myśl ze uda ci się uciec, zamknę auto więc nie wyjdziesz bez kluczyków - nic nie odpowiedziałam tylko skinęłam głową. Po około 10 minutach tak jak mówił, zatrzymaliśmy się. Chłopak wyszedł, zatankował, zamknął auto i poszedł zapłacić. Szybko wyciągnęłam telefon i wybrałam numer.
- Halo. Carrie. Gdzie jesteś? Wszystko w porządku? Nic ci nie jest? - Zayn zadawał pytania z prędkością światła.
- Uspokój się. Nic mi nie jest. Jesteśmy na stacji benzynowej i jedziemy na lotnisko.
- Zadzwonię na policję i przyjadę tam...na lotnisko.
- Nie...nie dzwoń na policję. Wiesz do czego on jest zdolny…jeśli się dowie...on zabije nas...ciebie.
- Nie martw się nic się nie stanie, załatwię to po swoj...
- Muszę kończyć. On wraca. - powiedziałam i szybko się wyłączyłam. Schowałam telefon do kieszeni, a niczego nie świadomy Jack wszedł do auta i odjechał.

*

Zaparkowaliśmy auto i udaliśmy na lotnisko. Jack kurczowo trzymał moją dłoń uniemożliwiając mi tym samym zrobienie jakiegokolwiek ruchu. Nie mieliśmy żadnych dużych bagaży tylko dwa małe plecaki, każdy swój.
- Dlaczego tak się rozglądasz? – spytał
- Ja ? No co ty. Ja wcale się nie rozglądam po prostu obserwuje – palnęłam nim zdążyłam pomyśleć – Znaczy jestem tu dopiero pierwszy raz chyba mogę się rozejrzeć ? – wymyśliłam.
- Jasne, nie denerwuj się tak tylko pytałem.
Jak miałam się nie denerwować w takiej sytuacji, jak miałam być spokojna kiedy wiedziałam że jak wsiądę do samolotu mogę już nigdy nie wrócić. Nawet niewiem gdzie lecimy.  Mam nadzieję że Zayn zdąży na czas.

Jack


- Jasne, nie denerwuj się tak tylko pytałem – odparłem. Dobrze wiedziałem że się denerwuje. Pytanie tylko z jakiego powodu. Przecież mówiła że zawsze mnie kochała i teraz też kocha. A ja chce dla niej jak najlepiej, chce żeby była szczęśliwa. Chce spędzić z nią resztę życia a ona należy do mnie, tylko do mnie. Zabije każdego kto stanie nam na drodze. Oszczędziłem tylko tego dupka Zacka…czy Zayna, sam już niewiem jak miał na imię. W każdym bądź razie Carrie jest moja i nie wróci już do niego. A jeśli będzie miała jakieś wątpliwości, pokaże jej zdjęcia które zrobiła Jessica i wtedy skończy z nim raz na zawsze. Swoją drogą jak można być takim głupim jak ten chłoptaś i dać się wrobić w takie coś. Jessica upiła go szybciej niż myślała a potem przeleciała. A on ? Nawet niewiem czy był przytomny. Trochę kosztowały mnie jej usługi ale dla Carrie wszystko. W końcu to miłość mojego życia .

niedziela, 26 stycznia 2014

Rozdział 27

Zayn

Drzwi zaczęły się uchylać. Myślałem, że poczuję ulgę wiedząc, że ktoś jest w środku.
- Zayn...
- Carrie - wychrypiałem, po czym ujrzałem jej zapłakaną twarz, a moje serce literalnie mnie zabolało. - Boże, co ci się stało?
- Nic nic, wszystko w porządku.
- Jak to w porządku? Przecież widzę, że wyglądasz jakbyś całą noc przepłakała.
- Zawsze tak brzydko wyglądam - zaoponowała.
- Wiesz, że nie o to mi chodzi i zawsze wyglądasz pięknie, kochanie...
- Ale wszystko jest dobrze, więc nie musisz się martwić, idź już.
- Żartujesz sobie? - zapytałem wchodząc do środka nie czekając na jej zaproszenie.
- Zayn, proszę cię, wyjdź. Nie możesz tu być.
- Czemu? Są twoi rodzice?
- Nie... Nie ma ich, wyjechali na kilka dni, ale...
- Co się stało? Powiedz mi.
- Nic.
Wziąłem głęboki oddech. Najwyraźniej Carrie nie miała zamiaru powiedzieć mi prawdy.
- Jack tu był? - zacząłem powoli. - Chyba widziałem go w sklepie. Musimy iść na policję, on jest niebezpieczny - powiedziałem na jednym wdechu.
- Widziałeś go? Tutaj w Bradford? Przecież ty nawet nie wiesz, jak on wygląda.
- Ale rozpoznałem jego głos... Powiedz mi proszę...
- Poważnie, wszystko jest okey. Musisz iść, jestem umówiona z koleżanką ze szkoły. Nie może cię przecież zobaczyć - prychnąłem pod nosem. Z  k o l e ż a n k ą...
- A ten przyjaciel z wczoraj? Naprawdę zapomniałaś o naszym spotkaniu? - spytałem łamiącym się głosem.
- Tak, przepraszam cię. Wynagrodzę ci to, ale teraz już idź.
- Carrie, nie mogę zostawić cię samej w takim stanie - zacząłem do niej podchodzić. Wyciągnąłem rękę ku jej twarzy, chcąc pogłaskać ją po policzku. - Pow.. - Carrie zareagowała gwałtownie na mój dotyk, odwracając się bokiem.
- Zayn.. - wyszeptała dziewczyna bliska płaczu.
- Skarbie, co się wydarz - chciałem zapytać, ale przerwał mi ktoś próbujący wejść do domu.
Zamarliśmy w miejscu, czekając w napięciu na to, co nastąpi. Tak jak się spodziewałem, w progu ujrzałem faceta z supermarketu. Spoglądałem to na niego, to na Carrie, która miała przerażony wyraz twarzy.
- No proszę - powiedział mężczyzna z ironicznym uśmiechem na twarzy. - Kogo ja tu widzę?
- Jak, daj spokój... Zayn właśnie wychodził - powiedziała Carrie spoglądając na mnie i błagając mnie wzrokiem, żebym ich zostawił.
- Nigdzie się nie wybieram - ogłosiłem wbrew jej prośbom. - To tobie radzę zniknąć stąd, póki jeszcze możesz.
Jack odpowiedział histerycznym śmiechem. Ten psychol miał poważnie nasrane w głowie.
- Posłuchaj - zaczął mówiąc niskim tonem. - nawet już cię nie proszę o wyjście stąd, możesz z nami zostać. Z chęcią opowiem cie później, jaką cudowną noc spędziłem razem z Carrie, jak umiejętnie obcią - nie dałem mu dokończyć
- Ty skurwielu! - warknąłem i instynktownie się na niego rzuciłem w celu zadania kilku potężnych ciosów. Nim jednak dotarłem do niego, zauważyłem tylko jak sięga ręką za swoje plecy i wymierza we mnie lufę pistoletu.

*

Dziwny zapach docierał moich nozdrzy. Od razu się rozbudziłem i próbowałem go rozpoznać. Nim jednak mi się to udało, zdałem sobie sprawę z sytuacji, w jakiej się znajdowałem. Byłem związany i zakneblowany, w ciemnym małym pomieszczeniu, które najprawdopodobniej było szafą. Zacząłem się szarpać próbując przesunąć się i otworzyć jakieś drzwi. Wtedy uświadomiłem sobie co to za zapach i skąd on dochodzi. To było moje ramię. Moja krew. Targając się po ziemi poczułem w nim ukłucie potężnego bólu. To właśnie moją rękę Jack obrał sobie za cel przy strzale. Słabo mi się zrobiło, gdy tak się wierciłem na podłodze bezcelowo. A ból w ramieniu nie ustępował. Tak samo jak krwawienie. To chyba nie zwiastowało niczego dobrego. Było mi coraz ciężej utrzymać otwarte powieki...

*

- Wstawaj! - docierały do mnie jakieś przytłumione dźwięki. - Obudź się, chuju!
Ocho, już wiem co jest grane. Zemdlałem po raz kolejny będąc w szafie. Ból był zbyt silny. Próbowałem otworzyć oczy, ale nie miałem siły.
- Zostaw go, błagam cię - usłyszałem ten tak dobrze znany mi głos, który pomógł mi wziąć się w garść i wrócić na jawę.
- A dzień dobry, któż to do nas wrócił? - powiedział Jack z idiotycznym uśmiechem na twarzy.
Zdałem sobie sprawę po przebudzeniu, że siedzą na krześle w salonie domu Carrie. A ona stoi parę metrów ode mnie z nadal przygnębioną miną i zapłakanymi oczami.
- Pierdol się - wysapałem zmęczony bólem.
- Na twoim miejscu nie odzywałbym się tak do kogoś, kto trzyma twoje życie w ręku.
Miał rację. Pal licho moje życie, ale co się stanie z Carrie? Nie pozwolę na to, aby cierpiała. on nie może ponownie jej krzywdzić.
- O co ci chodzi...? - zapytałem przyciszonym głosem.
- Dlaczego z góry zakładasz, że o coś musi mi chodzić?
- Nie pierdol... Czego chcesz>
- Pomyślmy - podrapał się Jack po brodzie udając zamyślonego. Jebnięty psychol. - Chcę twojej śmierci, chcę Carrie, przede wszystkim jej ciała do pieprzenia, ale jej oddanym mi sercem też bym nie pogardził.
- Masz je - powiedziała Carrie ku memu wielkim zaskoczeniu. - Jack, wrócę do ciebie tylko błagam, wypuść Zayna - wyszeptała a strużki łez spłynęły po jej policzkach. Serce mi się łamało.
- Oj skarbie - zaśmiał się szyderczo. - Musisz mi udowodnić swoje oddanie, słowa nie wystarczą.
- Carrie, nie słuchaj go... wydostaniemy się stąd i kurwa! - ryknąłem czując lądującą pięść Jacka na moim poliku.
- Stul pysk! - krzyknął plując mi twarz. - Wracając do rzeczy - powiedział zwracając się do dziewczyny z diabelskim błyskiem w oku.
- Tak...? - powiedziała Carrie szlochając.
- Chcesz pomóc temu krwawiącemu bydlakowi? - dziewczyna przytaknęła. - Zrób coś dla mnie, a go puszczę wolno.
- Carrie, nie słuchaj go, on i tak nie da nam odejść - powiedziałem z głęboką nadzieją, że nie da się ona nabrać na jego gierki.
- Mi nie... ale ciebie może zostawić w spokoju - płakała teraz już nie będąc w stanie powstrzymać potoku łez.
- Carrie, nie...

czwartek, 23 stycznia 2014

Rozdział 26

( Wspomnienia pisane są kursywą )


Carrie

Gdy tylko moje powieki zaczęły się podnosić, kiedy się obudziłam od razu rozglądałam się po moim pokoju. Odetchnęłam z ulgą kiedy zdałam sobie sprawę ze jestem w nim sama, ze go tu nie ma. Wszystkie wspomnienia wczorajszego wieczoru kotłowały się w mojej głowie, przyprawiając  jeszcze większy ból o ile to możliwe.


- Cześć kochanie - powiedział z cwanym uśmieszkiem na twarzy - Nie przywitasz się ? - Spytał a ja miałam ochotę po prostu uciec - No dalej Carrie, nie będziemy tak stać w progu przecież wiem ze się stęskniłaś tak jak ja - stwierdził po czym wprosił się do mojego domu a ja dalej stałam w tym samym miejscu. Zdawało mi się  jakby moje stopy były przyklejone do ziemi. Nie mogłam się poruszyć, nic powiedzieć.
- Widzę że całkiem ładnie się urządziłaś - mówił rozglądając się po wnętrzu pomieszczenia.
- Co ty tu robisz ? Zaraz moi rodzice wrócą, lepiej stąd wyjdź - wymyśliłam, bo przecież oni wyjechali i nie wrócą w najbliższym czasie. Jack śmiejąc się podszedł bliżej mnie i powiedział
- Naprawdę myślisz ze ci w to uwierzę ? Dobrze wiem ze twoi rodzice wyjechali i wrócą dopiero w niedzielę co daje nam całe sześć dni dla siebie - miał całkowitą rację. Wiedziałam ze musiał się nieźle napracować żeby mnie znaleźć ale część mnie wciąż wierzyła że mu się to nie uda. - Wszystko dokładnie sprawdziłem - kontynuował. Podszedł bliżej mnie i położył rękę na moim policzku delikatnie go pieszcząc - Tęskniłem za tobą - przez chwilę, króciutką chwilę myślałam że może się zmienił że był taki jak kiedyś: miły kochający czuły. Ale zaraz przypomniałam sobie ze tak właśnie się zachowywał. Był taki tylko wtedy gdy czegoś chciał. Strzepnęłam szybko jego rękę.
- Zostaw mnie - bąknęłam - Zostaw mnie w spokoju. Ułożyłam sobie życie. Życie w którym nie ma miejsca dla ciebie - I tak właśnie zaczęła się nasza dyskusja. On, z początku spokojny, tłumaczył że mnie kocha, że się zmienił, że da mi więcej niż Zayn. Kiedy tylko wspomniał o chłopaku zrobił się nerwowy. Podniósł ton głosu. Wyzywał go od najgorszych a ja choć wiedziałam ze powinnam siedzieć cicho broniłam go, bo przecież nie jest niczemu winny.
- Ty suko jak śmiałaś związać się z jakimś frajerem a mnie tak zostawić ? – krzyczał. A ja? Co miałam zrobić . Bałam się bo wiem do czego to wszystko prowadzi. Jack już nie raz podniósł na mnie rękę. Szybkim krokiem zaczęłam iść na górę do mojego pokoju a on oczywiście podążał za mną
- Zostaw mnie Jack, wyjdź z mojego domu – rozkazałam kiedy weszliśmy do mojego pokoju.
- Nie odpowiedziałaś na moje pytanie – stwierdził
- To moje życie nie twoje. Będę robiła co mi się podoba.
- Nie pozwalaj sobie Carrie. I tak by z tobą zerwał nikt nie lubi takich grzecznych dziewczynek jak ty – powiedział – Albo, bzyka się na boku z inną skoro ty z nim nie chciałaś. Aż się we mnie  gotowało. Jak on śmie tak do mnie mówić.
- Nie musi szukać sobie żadnej dziwki. On nie jest taki jak ty.!
- Tylko nie mów że się z nim pieprzyłaś ? – krzyknął a mnie aż ciarki przeszły. Kiedy nic nie mówiłam on podszedł bliżej mnie, złapał mocno za mój nadgarstek.
- Byliśmy ze sobą ponad rok i nie chciałaś mi się oddać a jemu wystarczyły cztery miesiące ? – wrzeszczał – Ty dziwko .! Zapłacisz mi za to. Nie chciałaś wtedy to zrobimy to teraz ale na moich zasadach. Chciałem być  miły, chciałem żeby tobie też się to podobało ale sama wybrałaś. - odparł po czym rzucił mnie na łóżko. Opadł na mnie i zaczął rozbierać.
- Jack proszę cię uspokój się – błagałam
- Trochę na to za późno szmato .!
Płakałam, wierciłam się, próbowałam go zrzucić, kopałam i pięściami uderzałam w jego tors, ale to nic nie dawało bo był o wiele silniejszy ode mnie. Po kolejnej próbie wyrwania się z jego uścisku, uderzył mnie…uderzył prosto w twarz i to dwa razy.
- Nie wierć się i przestań się tak zachowywać. Możemy to zrobić na dwa sposoby. Mogę być miły na miarę moich możliwości albo mogę cię tak pobić że zrobimy to kiedy ty będziesz prawie nieprzytomna.




Nawet nie zauważyłam kiedy po mojej twarzy zaczęły spływać strumienie łez. Wszelkie moje prośby nic nie dały. Nie mogę w to uwierzyć. Zgwałcił mnie mój były chłopak. Chłopak którego kiedyś kochałam. Zdradziłam Zayna. Jak ja mu o tym powiem. Co z nami będzie. Czuje się jak dziwka. Zepsuta, brudna, niechciana, zraniona. Chciałabym zniknąć z tego świata. Uciec gdzieś, najdalej od wszystkich. Moje przemyślenia przerwał dźwięk otwieranych drzwi do mojego pokoju. Nie odzywałam się, bo co miałam powiedzieć.
- I tak wiem że nie śpisz – usłyszałam tuż na plecami. Po chwili poczułam jak łóżko po mojej prawej stronie lekko się zapada. Jack zaczął całować moją szyję. Nie chciałam tego ale co miałam zrobić. Moje ciało było całe w siniakach, obolałe, nie miałam siły.
- Idę do sklepu kupię nam twoje ulubione lody czekoladowe z wiśniami, a potem obejrzymy jakiś film – powiedział już wstając – Nie powiesz nic? – obszedł dookoła łóżko i spojrzał na moją zapłakaną twarz. – Przepraszam Carrie, nie płacz, przecież wiesz że cię kocham. Ja …ja nie chciałem, mówiłem żebyś była grzeczna, ale …ale ty nie słuchałaś. Odezwij się proszę.
- Możesz zostawić mnie samą ? – wyszeptałam.
- Dobrze, to ja pójdę po te lody.

Kiedy byłam pewna że wyszedł z domu, poszłam do łazienki wziąć prysznic. Ubrałam na siebie jakiś dres aby zakryć moje siniaki. Spojrzałam na lustro i zobaczyłam wielkiego siniaka na mojej twarzy, właściwie na moim prawym policzku. Już chciałam go jakoś ukryć pod warstwą podkładu i innych kosmetyków ale usłyszałam że ktoś puka do drzwi. Nie chciałam iść otwierać ale ktoś był bardzo nachalny a pukanie zamieniło się w walenie. Nie przestawał i bałam się że zaraz wyważy drzwi więc zeszłam na dół i otworzyłam.
-Zayn ? – wyszeptałam.

- Carrie ? Boże co ci się stało ?

wtorek, 21 stycznia 2014

Rozdział 25

Zayn

Czekałem i czekałem. miałem nadzieję, że te pół godziny spóźnienia nic nie znaczy, a już niebawem rzucimy się sobie w ramiona. Jednak doczekać się nie mogłem. Minęło kolejne trzydzieści minut. Co mogło się stać? Zadzwoniłem do Carrie, ale nie odebrała. Zatelefonowałem więc ponownie. Znowu cisza. Wysłałem sms-a pytając, czy zapomniała o naszym dzisiejszym spotkaniu. W odpowiedzi napisała mi coś, czego nigdy bym się nie spodziewał. Wysłała wiadomość, która mówiła, że przyjaciel zrobił jej niespodziankę po południu i zabrał ją na wycieczkę. Trochę im się przeciągnęło i niestety dziś nie da rady się ze mną spotkać. - Wspaniale! Po pierwsze: Jaki przyjaciel do cholery? Po drugie: Od kiedy zapomina o naszych randkach? Nerwy mi puściły, co było chyba również skutkiem wszystkich przeżyć dzisiejszego dnia i skumulowanych we mnie przeróżnych emocji. Potrzebowałem jej niezmiernie, a ona mnie olała i zostawiła samemu sobie. Potrzebowałem rozrywki, inaczej zatopiłbym się w ponurych myślach i pół nocy zamulał w domu.
- Cześć stary, co dzisiaj robisz?
- Hej, nic konkretnego - odpowiedział Liam. - Chcesz gdzieś iść?
- No przydałaby mi się jakaś pijacka noc z kumplem.
- Nie ma sprawy! - usłyszałem podekscytowanie w jego głosie. Chyba też zauważył, że ostatnio nie spędzaliśmy wspólnie zbyt dużo czasu. - Wpadnę po ciebie za 20 minut.
- Ok, do zobaczenia.

- To gdzie dzisiaj? - zapytał Liam, gdy już kilkanaście minut później siedzieliśmy w jego samochodzie.
- Ty wybieraj. Mi wszystko jedno, byle było sporo procentów i głośnej muzyki.
- Ok, to jedziemy.
Podjechaliśmy pod klub i zaparkowaliśmy w miarę bezpiecznym miejscu. Wysiedliśmy z auta i od razu uderzyła w nas fala dudniącej muzyki wydostającej się z otwartych drzwi lokalu. Bramkarz przepuścił nas bez kolejki, gdyż był on starym znajomym Liama. Weszliśmy do środka, gdzie wisiał w powietrzu okropny zapach dymu papierosowego, alkoholu i ludzi 'po przejściach'.
- Siadamy przy barze? - zaproponował mój przyjaciel.
- Jasne, nachlejmy się.
Liam odpowiedział mi szerokim uśmiechem uradowanego dzieciaka, którego dawno u niego nie widziałem.

- Musisz się tym zainteresować! - Liam próbował przekrzyczeć muzykę będąc już porządnie wstawionym. A zdawałoby się, że dopiero co przybyliśmy do klubu...
- Przed nikim się nie będę chować! - odpowiedziałem w nie lepszym stanie, niż on.
- No to może jutro!
- Co?!
Nasza rozmowa była pozbawiona jakiegokolwiek sensu. Chciałem wyjść na zewnątrz się przewietrzyć i spróbować się pozbyc chociaż odrobiny alkoholu z mojego organizmu, ale przy barze zatrzymał mnie damski głos.
- Co panowie piją? - zapytała piękna, seksowna blondynka równie pijana, co my.
- Czystą! - krzyknęliśmy razem niczym bracia.
- Można się dołączyć? - zapytała flirtując ze mną, co Liam chyba zauważył, bo gdy się odwróciłem już go nie było.
Chyba postanowił usunąć się w cień albo znaleźć swoją własną 'zdobycz' na wieczór.
- Oczywiście - odpowiedziałem posyłając jej jeden z moich uśmiechów podrywacza, jeśli takie w rzeczywistości istniały...

*

Obudziłem się rano z potężnym bólem głowy. Kac morderca się odzywał. Bałem się otworzyć oczy i spotkać się z jasnymi promieniami słońca, które bez wątpienia by mnie oślepiły. Zaraz zaraz... Co się wczoraj wydarzyło? Nie mogłem sobie przypomnieć. Ostatnim, co mi świta w głowie było przyłączenie się do nas pięknej kobiety, która... osz kurwa! Która leży właśnie obok mnie na łóżku! Kurwa kurwa kurwa! Podniosłem gwałtownie pościel sprawdzając, czy mieliśmy na sobie ubrania. Kurwa! Byliśmy nadzy! Ja pierdolę, co ja też najlepszego zrobiłem...?
- Co się dzieje... - wymruczała kobieta leżąca tuż obok mnie. Naga kobieta do jasnej cholery...
- Co się działo w nocy? Powiedz mi, czy do czegoś między nami doszło? - wypaliłem chyba zbyt ostro.
- Skarbie... jeszcze pytasz - wyszeptała przygryzając wargę i jadąc swoim palcem po mojej klatce piersiowej.
Zerwałem się jak oparzony do pozycji siedzącej.
- Co się działo? - zapytałem stanowczo.
Dziewczyna również się podniosła. Usiadła przytrzymując kołdrę, żeby zasłoniła jej nagie ciało.
- Piliśmy - no co ty nie powiesz, pomyślałem - opowiadałeś mi coś o swojej byłej, że umarła? Że nie masz z kim o tym porozmawiać, że dziewczyna cię olał... masz dziewczynę. Cholera.
- Tak, mam! Mów dalej - nalegałem patrząc przerażonym wzrokiem.
- No zrobiło mi się ciebie żal... przytuliłam cię, a potem tak jakoś wyszło. Pocałowaliśmy się, napaliliśmy się, wylądowaliśmy u ciebie w domu i resztę możesz sobie dopowiedzieć sam, bystrzaku.
- Kurwa...
- Byliśmy pijani. I to bardzo. Zdarza się - skarciłem ją wzrokiem. - Ja już sobie pójdę.
Kobieta, której imienia nawet nie znałem, zaczęła się ubierać i kierować do wyjścia.
- Przepraszam. po prostu jestem sobą rozczarowany. I jestem wkurwiony na siebie niewiarygodnie.
- Doskonale cię rozumiem... Przykro mi - dokończyła i wyszła z mojego domu.
Zostałem sam ze swoimi wyrzutami sumienia. Jak ja kurwa mogłem się tak zachować?! Co ja teraz zrobię? Ok, Carrie mnie olała, ale ten jeden jedyny raz nie był powodem do tego, żebym ją zdradzał. Ona nigdy mi tego nie daruje... Poza tym sam nie byłem taki pewny, czy chciałem jej wybaczenia. Nie zasługiwałem na nie. Wpakowałem się w niezłe bagno.
- Kurwa! - ryknąłem zrzucając z komody szkatułkę, która na niej stała i rozsypując jej zawartość po podłodze.
Oparłem się dłonią o ścianę i stałem tak przez chwilę ze zwieszoną głową, próbując się uspokoić, opanować swoje nerwy, a potem wykombinować, co dalej. Może najpierw pozbieram te dyrdymały z podłogi? Jak na złość, pierwszym co rzuciło mi się w oczy było zdjęcie, które kiedyś robiliśmy sobie z Carrie w automacie w kinie. Był to cudowny dzień, spędzony z moją ukochaną. Opowiadała mi o swoim starym mieście, o rodzinie, problemach, Jacku... O Jacku. Kurwa. Ten facet w markecie. Jego głos przywodził mi kogoś na myśl i teraz wiedziałem już kogo! Wiadomo, przez telefon zawsze brzmi się inaczej, ale w tym przypadku mimo wszystko były one zatrważająco podobne. I ten sposób mówienia, odzywki, ton. Kurwa, to naprawdę mógł być Jack. Poza tym jego zachowanie było podejrzane. To był on. Tutaj, w Bradford. Na nic nie czekałem. Jeśli Jack był w mieście, Carrie nie była bezpieczna. Wyleciałem z domu z prędkością pioruna i skierowałem się do domu Carrie nie przejmując się w tej chwili tym, że mogę zastać jej rodziców. Pobiegłem sprintem do jej domu i zacząłem szalenie walić w drzwi.

___________


Z chęcią poczytamy Wasze opinie na temat rozdziału i opowiadania, także komentujcie jak chcecie ;D

sobota, 18 stycznia 2014

Rozdział 24

Zayn 

Dzień dopiero się zaczął, a ja już nie wiedziałem co ze sobą począć. Do pracy od poniedziałku trzeba zacząć chodzić, więc miałem teraz sporo wolnego. Jak na mnie chyba aż zanadto. Nie lubię bezczynności. Napisałem Carrie sms-a, że będę wieczorem czekał na nią pod swoim samochodem. Nie otrzymałem odpowiedzi, ale już wcześniej się tak zdarzało, a nasze spotkania odbywały się bezproblemowo. Wychodziło więc na to, że praktycznie cały dzień miałem dla siebie i musiałem jakoś spożytkować ten czas. Postanowiłem pojechać na zakupy, gdyż nic lepszego nie przychodziło mi do głowy. Zrobię zapas na następny tydzień albo dwa i będę miał to już załatwione.
Ubrałem się, dopiłem kawę i wyszedłem na zewnątrz. Skierowałem się do samochodu, jednak po chwili zmieniłem kierunek, bo stwierdziłem, że spacer do sklepu mi się przyda. Ochłonę, przemyślę ostatnie wydarzenia, które nawiasem mówiąc były nieprawdopodobnie niemożliwe i niesamowite... Tyle się działo. A to, co ostatnimi czasy czuję, jakie emocje we mnie siedzą, to jest po prostu nie do opisania. Co też ta Carrie ze mną wyprawia? Powinienem mieć wyrzuty sumienia, że ja, no prawie już dorosły facet, którym jestem, umawia się z nastolatką, a w dodatku własną uczennicą. Co więcej, uprawia z nią seks. I to nie byle jaki seks. Miniona noc była najlepszą w moim życiu. Carrie zrobiła mi loda, mówiąc bez ogródek. Dacie wiarę? Ta niewinna, nieśmiała dziewczyna, która do niedawna wstydziła się nosić sukienki, teraz była w stanie wziąć do ust mojego przyjaciela. I robiła to w lepszy sposób, niż jakakolwiek moja poprzednia partnerka. Mam nadzieję, że zachowałem się odpowiednio- czule, kochająco i miło. A Carrie poczuła moją miłość i wie, ile dla mnie znaczyło to, co zrobiła.
Nawet się nie obejrzałem, a już stałem przed drzwiami obrotowymi marketu. Ruszyłem ku nim, gdy niespodziewanie ktoś trącił mnie barkiem.
- Przep... - chciałem kulturalnie przeprosić, ale zostałem uprzedzony.
- Uważaj kurwa - wysyczał facet, który sam przed chwilą mnie stratował.
Normalnie nie wdaję się w bezsensowne konwersacje z nadymanymi koksami, ale ten jeden wyjątkowo mnie wkurwił. Pchał się tym swoim cielskiem i jeszcze obwinia innych o małą ''stłuczkę'', którą można było puścić mimochodem. Ale nie. On musiał się odezwać.
- Ty kurwa uważaj, święta krowo - odparowałem nie pozostając mu dłużnym.
Mężczyzna odwracał się w moim kierunku, a ja w duchu przygotowywałem się na obronę przed ciosem. Jednak ten w momencie, gdy znalazł się przodem do mnie, zamarł w bezruchu i popatrzył na mnie z jakimś dziwnym błyskiem w oku.
- O, to pan - powiedział szczerząc się jak głupi do sera.
- Przepraszam najmocniej, ale jakoś pana nie kojarzę - odpowiedziałem sarkastycznie.
- Nie dziwię się panu, też bym tak miał na pana miejscu.
Co też ten człowiek wygaduje? Najpierw rzuca się jak szalony, denerwując sie bez powodu i słownie mnie atakując, a potem udaje jakiegoś przymilnego faceta o niskiej samoocenie i twierdzi, że by sm siebie nie chciał pamiętać, gdyby był mną. Psychol.
- Nie rozumiem... muszę iść - zlekceważyłem jego odpowiedzieć, bo nie mogłem znaleźć w niej najmniejszego sensu.
- Tak tak, do zobaczenia.
Albo i nie. Mam nadzieję, że się nie spotkamy więcej, kimkolwiek ten dureń był. Zrobiłem rundkę wokół sklepu, pakując do wózka to co niezbędne. Spojrzałem na zegarek i z rozczarowaniem stwierdziłem, że nadal było bardzo wcześnie i nie wiedziałem co mógłbym robić przez resztę dnia. Oczywiście... mogłem napisać do kumpli, ale nie miałem ochoty. Wszyscy, z którymi się przyjaźnię, znają mnie od dawien dawna, od czasów gdy byłem tym Zaynem ruchającym laski nieopanowanie. A nie chciałem pamiętać tamtych lat. Nie chciałem, by cokolwiek mi o nich przypominało. Pragnąłem zasłużyć sobie na miłość Carrie.
Do domu dotarłem równie szybko, jak wcześniej do sklepu. Rozpakowałem zakupy, pochowałem wszystko tam, gdzie trzeba i włączyłem telewizor. Trafiłem na kanał z serwisem informacyjnym. W wiadomościach mówili o wypadku samochodowym, w którym brały udział trzy osoby. W jednym aucie jechała matka z dzieckiem, a w drugim najprawdopodobniej pijany kierowca. Już chciałem przełączać kanał, gdyż nie lubię słuchać o takich tragicznych wypadkach, gdy nagle moją uwagę przykuł ciąg dalszy newsów. Pokazano miejsce całego zajścia. Auto kierowcy było lekko stłuczone, podczas gdy drugie leżało na dachu. Nie to mnie przeraziło. Samochód był dokładnie taki sam, jak ten, który posiadała Perrie. Po chwili dziennikarka zaczęła mówić - Poszkodowani z wypadku natychmiastowo zostali przetransportowani do szpitala. Mężczyzna w celu założenia paru szwów i poddania się badaniom toksykologicznym, matka w stanie krytycznym, a dziecko z obrażeniami przypuszczalnie niezagrażającymi życiu - słuchanie wiadomości przerwał mi dzwoniący telefon.
- Słucham?
- Dzień dobry, czy rozmawiam z Zaynem Malikiem?
- Tak, to ja. O co chodzi?
- Z tej strony dr. Pruna. Dzwonię poinformować pana o wypadku panny Perrie Edwards. Miała pana zapisanego pod numerem ICE*.
- Tak...? - czy to się działo naprawdę? Żeby aż taki zbieg okoliczności, akurat włączyłem tv na chwilę...
- Myślę, że lepiej będzie, jeśli pan tu przyjedzie.
- Dobrze, ale niech doktor mi powie coś więcej.
- Powiem panu na miejscu.
- Do cholery jasnej, jak się czuje Perrie? - podniosłem nieco ton, przez co się zbeształem w myślach.
- Panna Edwards nie przeżyła wypadku. Robiliśmy wszystko...
Rozłączyłem się. Oczy zaszły mi mgłą. W porządku, nie znosiłem jej, większość naszych relacji polegała na wzajemnym dręczeniu się. Jednak spędziliśmy razem sporo czasu jako para zadowalających się kochanków i po prostu jak normalnemu człowiekowi zrobiło mi się przykro. Ruszyłem szybko do samochodu kierując się do jedynego szpitala, w jakim mogła znajdować się Perrie. A raczej jej ciało...

Dojechałem po jakichś dwudziestu minutach i szybkim krokiem zmierzyłem do rejestracji. Na miejscu zapytałem pielęgniarkę o lekarza operującego Perrie, na co ona wskazała mi drogę i już po chwili stałem z nim twarzą w twarz.
- Dzień dobry - wysapałem zmęczony po przemierzeniu prawie połowy szpitala.
- Pan musi być przyjaciele panny Edwards.
- Przyjaciele to za dużo powiedziane, ale tak, to ze mną pan rozmawiał.
- A to państwo nie jesteście razem? Nie jesteście spokrewnieni, ani bliscy sobie, ani coś w tym rodzaju? - zapytał zdezorientowany lekarz.
- Nic z tych rzeczy. Znaliśmy się przed kilkoma laty, ale urwaliśmy kontakt. Nie wiem, dlaczego to mój numer widniał w jej komórce...
- W porządku... Panie Malik, naprawdę nam przykro, robiliśmy wszystko co w naszej mocy, ale jej obrażenia były zbyt obszerne i poważne, żeby ją odratować.
- Dobrze - powiedziałem opanowanym głosem. Co mogłem innego powiedzieć? - A co z Tori? Jej córką - zapytałem spanikowany. Kto jak kto, ale ta mała nikomu niczym nie zawiniła.
- Żyje. Ma tylko kilka siniaków i mały wstrząs mózgu. poleży na obserwacji parę dni i będziemy mogli ją wypuścić.
Kamień spadł mi z serca. Ale co teraz się z nią stanie? Przecież nie miała ojca, nie miała nikogo.
- A co z nią teraz będzie?
- Skoro nie jest pan żadnym bliskim panny Edwards, pozostaje mi wezwać opiekę społeczną. Oni się nią porządnie zaopiekują - doktor popatrzył na mnie z wyrzutem.
Czy to moja wina, że Perrie pieprzyła się z kim popadnie i nawet nie znała tożsamości ojca jej dziecka? Nie.
- Mogę się z nią zobaczyć?
- Nie widzę takiej potrzeby. Nie powinien pan robić małej cieczki z mózgu. Będzie miała wystarczająco zmartwień. A nasi lekarze się nią dobrze zajmą.
- Dobrze - powiedziałem zrezygnowany, lekarz miał rację. - W takim razie do widzenia.
- Żegnam.
Wyszedłem żwawym tempem ze szpitala i poszedłem prosto do samochodu. Wiem, że Perrie była moją znajomą i owszem, ogarnął mnie smutek i żal z powodu jej śmierci i sytuacji Tori, w jakiej się znalazła. Ale co mogłem poradzić? Musiałem przynajmniej spróbować przestać myśleć o tej tragedii i nie dołować się tak, w końcu miałem własne życie. Po powrocie do domu wziąłem szybki prysznic i ubrałem się w świeże ciuchy. Wydarzenia dzisiejszego dnia przynajmniej sprawiły, że minął on szybciej i już za kilka minut miałem spotkać się z Carrie. Kochałem spędzać z nią czas i zapominać przy niej o bożym świecie. Zarzuciłem na siebie kurtkę i wyszedłem już przed dom, poczekać na rześkim powietrzu.

* ICE - In case of emergency (w nagłym przypadku, pierwsza osoba do kontaktu).


Jest i kolejny rozdział, mamy nadzieję, że się Wam spodoba :)
I ogromna prośba
;) Jeśli czytacie, zostawcie jakiś komentarz, chociażby kropkę. To bardzo motywuje :D


czwartek, 16 stycznia 2014

Rozdział 23

Carrie

- Kochanie -  wymruczałam.
- Hmm? - pocałował mnie  delikatnie co jeszcze bardziej mnie nakręciło.
- Co powiesz na rundę drugą? – spytałam z niepewnością. Sama niewiem skąd to się wzięło. Może po prostu chciałam mu pokazać jak bardzo go kocham, sprawić mu tyle radości, rozkoszy ile on mi.
- Skarbie jesteś tego pewna ?
- Jeśli nie chcesz to nie – fuknęłam i odwróciłam głowę w drugą stronę. Zayn chwycił mój podbródek i  spowrotem skierował w swoją stronę, tak że musiałam na niego spojrzeć.
- Maleńka nigdy nie mam i chyba nie będę miał ciebie dosyć. Oczywiście że chce. Po prostu nie chce cię do niczego zmuszać.
- Przecież sama tego chce. Chce zrobić coś nowego…chce sprawić ci taką przyjemność jaką ty dajesz mi .
- Ale ty sprawiasz mi tyle przyjemności, że ja wariuje. Nie potrzebuje tego Carrie. Myślę że nie jesteś jeszcze gotowa…
- Nie zaczynaj proszę cie. Skoro mówię że jestem gotowa i tego chce to tak jest.- powiedziałam po czym wpiłam się w jego usta. Nasze języki walczyły ze sobą we wspólnym tańcu. Już po chwili całowałam go w dół jego szyi, gryząc i ssąc, starając się zrobić mu malinkę. Kiedy skończyłam sunęłam ustami w dół jego ciała, zostawiając mokre pocałunki na jego klatce aż dotarłam do bioder. Zsunęłam się jeszcze bardziej w dół, aż moja twarz była przed jego kroczem.
- Carrie, jesteś tego pewna ?
-  Jestem pewna Zayn – odparłam i ostatni raz spojrzałam na jego twarz – Nie martw się – dodałam. Przeniosłam moją lewą rękę i zaczęłam dotykać, głaskać w górę i w dół jego członka sprawiając, że stawał się twardy. Następnie wzięłam jego penisa w usta, ssałam mocno i kręciłam językiem wokół jego czubka. Chłopak jęknął co mnie podnieciło i zachęciło do przyśpieszenia moich ruchów. Zayn wplótł palce w moje włosy i lekko za nie pociągał jednocześnie nadając swoje tempo.
- Kurwa Carrie, zaraz dojdę – wysapał. Stęknięcia i jęki rozkoszy uciekały z jego ust  – Jeśli nie chcesz żebym spuścił się w twoich ustach musisz teraz przestać – wychrypiał. Nie chciałam przestawać. Chciałam go posmakować tak jak on posmakował mnie. Kontynuowałam ssanie jego członka, a po krótkiej chwili ciepła ciecz wyciekła z jego penisa. Połknęłam ją i zlizałam resztę spermy z jego długości. Po wszystkim uniosłam się na rękach i złożyłam delikatny pocałunek na jego policzku. Jego oddech był ciężki a serce biło  zabójczym tempem. Uśmiechnął się i owinął swoje ramiona wokół mnie tak że teraz leżeliśmy wtuleni w siebie.
- Kocham cię Carrie – wyszeptał.
- Ja ciebie też Zayn .

*

Sama się sobie dziwię ze odważyłam się to zrobić . Ale cieszę się z tego. Chciałam dam mu taką rozkosz jaka on dał mi, choć i tak niewiem czy się spisałam. To był mój pierwszy raz, a jeśli byłam kiepska ? Ta myśl krąży w mojej głowie od dłuższego czasu . Po naszej drugiej rundzie usnęliśmy wtuleni w siebie. Leżąc w łóżku obróciłam się na drugi bok, tak ze leżałam twarzą do Zayna. Przejechałam  dłońmi wzdłuż jego umięśnionego ramienia . Jak to się stało? Jakim cudem ktoś taki jak on należy do mnie ? Kocha mnie ? Nigdy nie czułam się bardziej szczęśliwa.
- Cześć kochanie - wymruczał chłopak. Złożył delikatny pocałunek na moim policzku - Jak się spało? Dawno się obudziłaś?
- Spalam świetnie, wstałam całkiem niedawno.
- Masz ochotę na małe śniadanie?
- Szczerze to umieram z głodu.
- W takim razie chodźmy - stwierdził.  Ledwo wstałam a zostałam spowrotem wciągnięta na łóżko. Chłopak przywarł do mnie ustami . Z początku był to delikatny pocałunek. Po krótkiej chwili przejechał językiem po mojej dolnej wardze prosząc w ten sposób o dostęp który otrzymał niemal natychmiast - Nie żałujesz ?- spytał. Byłam zaskoczona jego pytaniem.
- Czego ?
- No wiesz wczoraj... Ty... Nie żałujesz tego czego że zrobiłaś mi loda? - Zapytał ponownie. Przez to jak je zadał zaczęłam po cichu chichotać.
- Nie kochanie, nie żałuje. Cieszę się ze to zrobiłam ale jeśli tobie się nie podobało to po prostu po...
- Nawet tak nie myśl - Przerwał mi - byłaś niesamowita. Nie mogę uwierzyć w to ze nigdy wcześniej tego nie robiłaś.
- No cóż ...nie robiłam.
- Wiem i między innymi za twoją niewinność cię kocham.

*

Po wspólnym śniadaniu wróciłam do domu. Po obiedzie rodzice powiedzieli ze muszą jechać w delegacje i wrócą za tydzień. Oczywiście nie obeszło się bez gatki typu " poradzisz sobie ? " albo " może pojedziesz do babci na ten czas?". Na szczęście przekonałam ich ze dam sobie radę i po kolacji po długich kazaniach w końcu wyjechali .Siedziałam w swoim pokoju
Kiedy zadzwonił telefon. To Kelsey moja przyjaciółka z Miami . Bardzo się za nią stęskniłam. Rozmawiałyśmy chyba z dwie godziny. Dowiedziałam się że u niej wszystko w porządku, tylko bardzo za mną tęskni zresztą tak samo jak ja. Zanim wyjechałam byłyśmy jak siostry, każdą wolną chwilę spędzałyśmy razem. Obiecałam jej ze za niedługo ją odwiedzę. Po skończonej rozmowie, wzięłam szybki prysznic a potem poszłam jeszcze coś przekąsić. Miałam właśnie zadzwonić do Zayna aby przyszedł do mnie na noc w końcu mam wolną chatę a nie chciałam siedzieć sama, ale ktoś zapukał do drzwi. Szybkim krokiem ruszyłam w ich stronę a gdy je otworzyłam, myślałam ze ...że to sen. Jakiś cholery koszmar. W moim gardle pojawiła się wielka gula a żołądek jakby się skurczył. Ręce zaczęły się pocić a serce biło jak oszalałe.

- Co ty tu robisz ? - Spytałam drżącym głosem.



Jeśli czytasz zostaw po sobie jakiś komentarz. Będziemy wiedzieć ile osób i czy wogóle ktoś czyta ;))

wtorek, 14 stycznia 2014

Rozdział 22

Zayn

- Naprawdę musisz już iść? - zapytałem zniechęcony Carrie.
- Tak, przepraszam. Mama prosiła, żebym wróciła do domu o w miarę przyzwoitej porze.
- To chociaż zostań na obiedzie - przekonywałem ją odchodząc coraz to bliżej.
- Zayn - wyszeptała dziewczyna. - Proszę cię, ja naprawdę muszę iść.
- Ani na drugim śniadanku? - zrobiłem oczy pieska i zbliżyłem się do niej na tyle, żeby móc zacząć obsypywać pocałunkami całą jej twarz.
- Nie kochanie, naprawdę się śpieszę...
- Okej... - odsunąłem się natychmiast ze smutkiem.
- Nie bądź taki, przecież niedługo się spotkamy.
- Okej...
Carrie zachichotała po raz ostatni i otworzyła drzwi wejściowe. Nasz wzrok przykuł list leżący na wycieraczce. Dziewczyna popatrzyła na mnie pytającym wzrokiem, w końcu koperty powinny znajdować się w skrzynce, a nie na ziemi. Podniosłem prędko list i otworzyłem go. Był od Perrie.

Zayn,
za dużo czasu spędziłam szukając zemsty na Tobie. Myślałam, że gdy będę postępować w ten sposób, to uda mi się zniwelować cierpienia, przez które przechodziłam. Źle postępowałam zdradzając Ciebie i pozostałych. Jedyną winną osobą tu byłam ja, nie miałam więc prawa odwetu na Was. Trochę czasu jednak zajęło mi uświadomienie sobie tego.
Myślę też, że gdzieś głęboko w środku chciałam, żebyś to Ty był ojcem Tori, bo byłbyś najlepszym jakiego mogłaby mieć. Jednak teraz, gdy wiem, że tak nie jest muszę dać Ci odejść. Muszę podarować Ci spokój, oderwać Cię od tego bajzlu w moim życiu, na który nigdy nie zasługiwałeś.
Wiem, że nie uda mi się odkupić krzywd, które wyrządziłam zarówno innym, jak i sobie. Jednak mam nadzieję, że z czasem uda mi się na nowo oczyścić moją duszę.
Przepraszam za to, że przeze mnie postradałeś na ta jedna jedyną noc zmysły. Obyś wiedział, że to nie jesteś. Nigdy taki nie byłeś i nigdy nie będziesz. To była tylko i wyłącznie moja wina.
Przeproś Carrie w moim imieniu, mam nadzieję, że wszystko Wam się świetnie ułoży,
Perrie

O kurwa. Nie wierzę w to, co widzę. Czy ona naprawdę zdobyła się na takie słowa? Myślałem, że będę wiecznie skazany na kontakty z nią. A tu proszę. Daje mi 'odejść'. Może nareszcie zacznie się nowy rozdział w moim życiu?
- Nie wierzę... - wydukałem.
- Widzę, że mamy co świętować! Może uda mi się wieczorem wyjść z domu - powiedziała Carrie z szerokim uśmiechem na twarzy.
- Tak! - wykrzyczałem radośnie, wziąłem ją w swoje ramiona i obkręciłem nas wokół własnej osi.
- Spiszemy się później? - zapytała na odchodne.
- Oczywiście skarbie - puściłem jej oczko, w zamian za co otrzymałem rumieniec na jej policzkach. Nadal tak na nią działam?

*

Nie można było lepiej zacząć tego roku. A to dopiero pierwszy jego dzień. Tori okazała się nie być moim dzieckiem, Perrie przestanie mnie nachodzić i wkurwiać, a Carrie jest ze mną mimo wszystkich moich wad, które nieustannie dają się we znaki.
Niedługo po tym, jak ode mnie wyszła zadzwoniła z wiadomością, że rodzice pozwolili jej iść na babski wieczór do koleżanki. W takim razie niezmiernie się cieszę, że mogę być jej 'koleżanką'. Przygotuję dla niej przepyszna kolację. Świecie, obrus, koszula i te sprawy... Muszę jej to wszystko wynagrodzić.
Przygotowania zajęły mi pół dnia i nim się obejrzałem zrobiło się ciemno na dworze. Ósma powoli dochodziła, więc niebawem powinna pojawić się Carrie.
Usłyszałem dzwonek do drzwi, więc natychmiast poszedłem do przedpokoju i je otworzyłem. W progu stała moja dziewczyna. Jak zwykle piękna. Ale dzisiaj... Miała w sobie coś, co sprawiło, że zapragnąłem jej jeszcze bardziej. Stałem jak osłupiały. W tej błękitnej sukience wyglądała jak bogini.
- Hej - przywitała się ze mną.
- hej hej, wchodź do środka - powiedziałem przepuszczając ja do środka i cmokając w policzek, gdyż jakiekolwiek posunięcie dalej mogłoby sprawić, że nie bylibyśmy w stanie przestać. - Pięknie wyglądasz.
- Dziękuję.
- Nalać ci lampkę wina?
- Tak, poproszę - uśmiechnęła się do mnie czule.
Nie wiem, czy to przez to napięcie wiszące w powietrzu, czy tkwiące w nas pożądanie wyczuwalne w każdym geście, ale nie byliśmy w stanie się odezwać. Ani ja, ani Carrie nie potrafiliśmy wykrztusić z siebie słowa. Tak, jakbyśmy się bali, że możemy powiedzieć za dużo. Usiedliśmy przy stoliku, zapaliłem świece i nalałem nam wina.
- Jak ci minął dzień? - dziewczyna popatrzyła na mnie zaczepnie, czyżby do czegoś zmierzała?
- Dobrze...
- A chcesz, żeby skończył się jeszcze lepiej? - wymruczała zbliżając się do mnie i kładąc rękę na moim kolanie.
- A masz jakieś propozycje?
- Możemy coś wymyślić razem... - kontynuowała zbliżając się dłonią coraz bliżej mojego przyjaciela.
Zatrzymałem jednak jej rękę. Seks seks to jedno, ale seks oralny dla kogoś, kto dopiero co przeżył swój pierwszy raz to dużo. Nie chcę, żeby pewnego dnia pomyślała, że naciskałem ją do zrobienia więcej, niż na co sama była gotowa.
- Carrie... - ucałowałem kłykcie jej palców. - Nie chcę, żebyś mnie źle zrozumiała. Kocham cię, ale nie pozwolę na to, żebyś czegokolwiek kiedyś przeze mnie żałowała.
- Nie będę - powiedziała z nadal rozpalonym wzrokiem.
Teraz tak mówi, a co będzie po wszystkim? Nie chcę jej skrzywdzić. Można w inny sposób się 'pobawić', a na wszystko inne przyjdzie kiedyś czas. Sam nie wierzę, że tak myślę. W końcu to ja, ale... To chyba właśnie te zmiany, które niekontrolowanie zachodzą w moim życiu. Dzięki niej...
- Mówisz, że chcesz się zabawić? - wychrypiałem podnosząc się z krzesła i rozpoczynając wędrówkę swoich dłoni po jej ciele. - Co byś chciała robić?
- Przychodzi mi kilka pomysłów do głowy... - powiedziała całując mnie po szyi.
- Mi też - powiedziałem jadąc dłońmi po jej udach do pośladków, które mocno ścisnąłem.
Jej sukienka dzięki moim pieszczotom chcąc nie chcąc przesunęła się na tyle, aby odsłonić co miała odsłonić. Uniosłem ją i posadziłem na blacie kuchennym.
- Mhm... a zdradzisz mi swoje pomysły? - zapytała dziewczyna prowokacyjnie.
Zanim odpowiedziałem, sięgnąłem ręką do jej majtek i wsadziłem w nią dwa palce. Carrie zachłysnęła się powietrzem i jęknęła pożądliwie.
- Mam zamiar... - wkładałem i wyciągałem palce rozpoczynając naszą zabawę - doprowadzić - zgiąłem w niej palce na co usłyszałem kolejne serie jęków - cię... do... szaleństwa.
Carrie dyszała i wiła się rozkoszując się przyjemnością, którą nawzajem się obdarowywaliśmy.
- Zayn - wymamrotała po czym wpiłem się w jej usta.

Tak jak przeczuwałem, Carrie nie była przygotowana na to, co chciała mi dać. Przynajmniej ja tak uważałem. Po tym, jak swoimi palcami doprowadziłem ją do orgazmu i po tym, jak uprawialiśmy dziki seks na blacie, przenieśliśmy się na kanapę, żeby odsapnąć po minionych doznaniach. Leżeliśmy wtuleni w siebie, nadal ciężko oddychając i próbując okiełznać nasze nadal pobudzone pożądanie.
- Kochanie - zagaiła Carrie.
- Hmm? - pocałowałem ją delikatnie w czubek głowy.
- Co powiesz na rundę drugą?

niedziela, 12 stycznia 2014

Notka

Hej kochani.!
Założyliśmy aska, więc jak macie jakieś pytania to tutaj jest link http://ask.fm/notgoodenoughzayn.
Dziękujemy za wszystkie komentarze to naprawdę spora motywacja dla nas ;**

sobota, 11 stycznia 2014

Rozdział 21

Carrie

Wreszcie nadszedł dzień sylwestra. Moi rodzice już wyszli, pojechali do znajomych. A ja? Ja idę do Liama, zresztą za jakieś 15 minut Zayn powinien po mnie przyjść. Jak się mają nasze relacje? Myślę ze można powiedzieć - dobrze. Choć jest mi ciężko z myślą, iż mój chłopak może mieć dziecko i to z taką dziwką jak Perrie to nie mogę tak po prostu z niego zrezygnować. Kocham go. Jednak po mimo moich usilnych prób nawet kiedy z nim przebywam wciąż myślę o naszej sytuacji. Nie jest zbyt różowo. Zayn to mój nauczyciel, ja jestem jego uczennicą, nie powinniśmy się spotykać. Kolejny problem to moi rodzice. Mama jeszcze ujdzie ale tata...wiem, że nie da nam szansy. Do tego dochodzi potencjalne dziecko, którego może być ojcem. Na sam koniec wspomnę ze sama nie wiem czy i jeśli tak, to co czuje do mnie Zayn. Wszystko to siedzi w mojej głowie cały czas, przez co jestem coraz bardziej przygnębiona. Mulat chyba zdał się zauważyć mój nastrój. Pytał nawet co się dzieje, ale nie dałam mu żadnej konkretnej odpowiedzi kłamiąc, że wszystko jest okey. Usłyszałam dzwonek do drzwi więc wzięłam torebkę, ostatni raz spojrzałam w lustro i zeszłam na dół otworzyć drzwi. W progu stał mój chłopak. Ubrany w czarne spodnie, a do tego biały t- shirt i skórzaną kurtkę. Wyglądał niesamowicie seksownie.
- Hej skarbie, wyglądasz wspaniale - powiedział po czym zamknął mnie w mocnym uścisku. Między innymi właśnie za to go kocham. Potrafi sprawić ze czuję się wyjątkowa. - Jesteś piękna - wyszeptał spoglądając na czarną, sięgającą do połowy ud sukienkę którą miałam na sobie.
- Dziękuję, ty też wyglądasz świetnie - posłałam mu największy i najcieplejszy uśmiech na jaki było mnie stać.
Zamknęliśmy drzwi na klucz i wsiedliśmy do jego auta. Droga minęła szybko, zresztą Liam mieszka blisko więc nie dziwię się że po 15 minutach jazdy byliśmy już na miejscu. Zayn zaparkował auto, złapał mnie za rękę i poprowadził w stronę dużego domu.

Minęła godzina, może dwie lub trzy sama już się zgubiłam. Bawiliśmy się świetnie. Ilość alkoholu, którą w siebie wlałam spowodowała, że na chwilę zapomniałam o wszystkim co zaprząta mi głowę. Przez cały czas albo siedzieliśmy przy stoliku z Liamem i jego nową zresztą bardzo miłą dziewczyną Kelsey lub balowaliśmy na parkiecie. Podczas nieprzyzwoitego tańczenia wymieniliśmy ze sobą kilka słów, jeśli ciągłe szeptanie sprośnych lub strasznie podniecających słów ze strony mulata można tak nazwać.
- Ludzie! Wszyscy na zewnątrz. Zaraz północ i odliczanie do rozpoczęcia nowego roku - krzyknął ktoś do mikrofonu.
Posłusznie wyszliśmy przed dom Liama. Zaczęło się odliczanie 10,9,8,7,6,5,4,3,2,1...
- Szczęśliwego nowego roku Carrie - wyszeptał Zayn tuż przy moim uchu.
Nie zdążyłam odpowiedzieć, gdyż poczułam coś zimnego na mojej szyi. Zerknęłam w dół. Na szyi wisiał łańcuszek. Na jego końcu widniały dwie literki połączone ze sobą Z i C
- Chciałbym, abyś już zawsze ze mną była maleńka. Kocham cię - powiedział, a mnie zatkało .
Kurwa czy ja dobrze usłyszałam? On właśnie powiedział że mnie kocha? Ja pierdolę zaraz zejdę na zawał. W moich oczach zebrały się łzy. Łzy wzruszenia.
- Zayn ja...- nie umialam z siebie wyrzucić.
- Nie musisz nic mówić Carrie jeśli nie czujesz tego samego ja...ja rozumiem. Mogę zaczeka...- wpilam się w jego usta, jednocześnie przerywając jego wypowiedź.
- Kocham cię - odparłam, kiedy lekko się od siebie odsunęliśmy.
Spojrzałam w górę. Jego oczy błyszczały a na twarzy tworzył się jeden z tych uśmiechów za które między innymi go kocham. Po chwili przywarlismy do siebie w ponownym pocałunku, pocałunku który zdawał się przekazywać wszystkie nasze uczucia.
- Chodźmy stąd - poprosił .
Skinęłam lekko głową i ruszyliśmy w stronę czarnego range rovera. Chłopak otworzył tylne drzwi swojego auta i niemal wrzucił mnie do jego wnętrza. Sam wszedł do auta, zamknął nas od środka i zapalił małe światło, o którym istnieniu pojęcia nie miałam. Przywarł do mnie w gorącym pocałunku.
- Kochanie nie możemy tutaj tego zrobić, ktoś nas może zobaczyć - powiedziałam choć wcale nie chciałam przerywać.
- Nie martw się skarbie mam przyciemniane szyby, nikt nas nie zobaczy. Musiałby otworzyć drzwi czego też nie zrobi bo nikt prócz mnie nie ma kluczyków - nie mówilam już nic więcej tylko ponownie go pocałowałam.
Zaczęłam rozpinać jego koszule. Potem uporałam się ze spodniami. Następnie Zayn zajął się moją sukienką . Jej zdjęcie zajęło mu nieco więcej czasu ale zważając na to, iż ja lezalam na siedzeniach a on zwisał nade mną, nie miał łatwego zadania. Pozbylismy się również bielizny i w końcu oboje byliśmy nadzy. Jego ręce początkowo błądzily po całym moim ciele. Później skupily się na piersiach, pieszcząc je.
- Jesteś taka piękna - mówił między pocałunkami. Przejechał delikatnie palcami po moim wejściu - Taka mokra ...i to wszystko dla mnie .
- Zayn proszę cię...- jęczałam - Nie każ mi tyle czekać - nie musialam dłużej czekać i prosić.
Nałożył prezerwatywę i jednym ruchem wbił się we mnie. Powoli i delikatnie zaczął ruszać biodrami ale ja chciałam żeby przyspieszył.
- Szybciej - prosiłam
- Lubisz kiedy się ostro pieprzymy prawda...- mówił między pchnięciami - Uwielbiam to uczucie kiedy mój kutas jest w twojej ciasnej cipce..- kontynuował a ja bylam coraz bliżej orgazmu.
Bardzo dobrze wiedział ze tymi wulgarnymi, sprośnymi i nie przyzwoitymi tekstami doprowadza mnie do szaleństwa.
- Powiedz to, powiedz ze to uwielbiasz...- wysapał.
- Lubie to... kocham to uczucie kiedy jesteś we mnie - odpowiedziałam na co przyspieszył jeszcze bardziej.
-Och Carrie ... Kocham cię. Tak bardzo cię kurwa kocham - powiedział i to wystarczyło żebyśmy oboje osiągnęli szczyt.
Potężny orgazm ogarnął moje ciało. Nie bylam w stanie nic powiedzieć, zrobić. Nasze oddechu były przyspieszone tak jak bicia serc. Zayn położył głowę na mojej klatce piersiowej i tak przez dłuższą chwilę lezelismy
- Też cię kocham - szepnęłam.

Obudziłam się z mocnym bólem głowy. Rozejrzalam się po sypialni Zayna w celu.znalezienia jakiś ciuchów. Założyłam jakieś dresy i koszulkę chłopaka i usiadlam na łóżku. Jak zwykle w mojej głowie wirowało milion myśli lecz przebijała się tylko jedna z nich : Zayn powiedział ze mnie kocha. Wciąż wydaje mi się to takie nieprawdziwe. Kto by pomyślał cztery miesiące temu ze bedę miała chłopaka, że się zakocham i to z wzajemnością. Zaczęłam wspominać wczorajszą noc. Nie wierzę ze Uprawialismy seks w aucie a potem jak gdyby nigdy nic poszliśmy tańczyć. Koło 5 rano wróciliśmy taksówką i tak o to jestem w jego domu. To był najlepszy sylwester w moim życiu.

*

Nigdy nie zauważyłam Zayna więc zeszłam na dół. W kuchni na stole leżał talerz pełen kanapek a chłopak właśnie położył dwie kawy tuż koło nich.
- Czesc skarbie - powiedział po czym lekko musnął moje usta.
- Hej
- Jak się spało?
- Dobrze, a tobie?
- Świetnie - nasza rozmowa była dosyć dziwna.
Ja bałam się ze żałuje tego co wczoraj powiedział a on ... No właśnie nie wiem o co chodzi, może o to samo co mi. Ale ja go kocham i nie ma powodów do wątpliwości. Śniadanie zjedlismy w zupełnej ciszy. Coś było na rzeczy pytanie tylko co. Chłopak wstał i bez słowa wyszedł. Nie wiedząc co innego mogłabym zrobić wstalam z zamiarem wzięcia prysznica ale kiedy już miałam wychodzić wrócił Zayn i poprosił żebym jeszcze usiadła i ze musimy porozmawiać. Na jego twarzy widniał duży uśmiech, czy to oznacza że czeka mnie jakaś dobra wiadomość ? Mulat położył na stole białą kopertę i przesunął w moja stronę.
- Przeczytaj proszę - zachęcił.
 Wzięłam do ręki list i zaczęłam czytać... To nie możliwe ...czy ja śnie... spojrzałam na Zayna który uśmiechał się od ucha do ucha.
- Teraz już nic nie stanie między nami skarbie - powiedział.
- och kochanie to świetna wiadomość ale jak ... Kiedy ty to ...
- Zaraz po tym jak ci powiedziałem o tym wszystkim ...ja musiałem coś zrobić nie mogłem pozwolić żeby...żebyś ty odeszła - mówił patrząc prosto w moje oczy - więc poszlem i zostawiłem to wszystko. Carrie ja wiem że ... Ja nie zasługuje na ciebie ale jestem zbyt samolubny żeby pozwolić ci odejść - mówił podchodząc do mnie coraz bliżej - To co mówiłem to prawda... kocham cię Carrie.
Nie mogę w to uwierzyć . Przed sobą miałam list z kliniki. Wyniki badań DNA z których wynikało ze Zayn nie jest ojcem Tori.


środa, 8 stycznia 2014

Rozdział 20

 Zayn

Szlag by to trafił. Jeśli Carrie się namyśli i stwierdzi, że spotykanie się ze mną było błędem, to się załamię. Co prawda wszystko stało się tak szybko, minęło zaledwie parę tygodni, ale tak się do siebie zbliżyliśmy. Czy to możliwe, żeby to były tylko złudzenia? Czy mogłem oszukać własne serce? Może mogłem i tak naprawdę nie ma między nami żadnego uczucia, tylko czyste pożądanie fizyczne. W sumie nie miałbym się co dziwić, człowiek nie zmienia się ot tak. Drań bez uczuć pozostanie draniem. Ciągle tylko miałem nadzieję, że Carrie dostrzegła we mnie coś ponad to, że zaakceptowała mnie w całości. Zobaczymy. Może po prostu potrzebowała chwili wytchnienia tak jak powiedziała.
Nie mogłem czekać ani chwili dłużej. Im prędzej załatwię tą posraną sprawę, tym szybciej będę mógł wynagrodzić całe to zamieszanie Carrie. O ile oczywiście wyniki będą zadowalające nas obu. Musiałem pojechać do Perrie i namówić ją na test na ojcostwo. Samo jej słowo mi nie wystarcza, I Carrie także nie.

*

- Perrie, otwórz te cholerne drzwi! - pukałem już na tyle mocno, że nie było sposobu, żeby mnie nie usłyszała. - Wiem, że tam jesteś!
- Czego chcesz? - warknęła przez zamknięte drzwi.
- Otwórz, musimy porozmawiać.
- My nie mamy o czym rozmawiać!
- Otwieraj to albo nie ręczę za siebie...
- Spierdalaj! Nie mam ochoty na ciebie patrzeć.
- Możemy załatwić to polubownie albo w sądzie.
- W sadzie? Naprawdę tego chcesz, Zayn...? - zaoponowała.
Miała rację, w końcu to ja niegdyś sprałem ją na kwaśne jabłko. Nie udałoby mi się uniknąć konsekwencji tym razem.
- Jeszcze się rozmówimy... - powiedziałem ostrym tonem i skierowałem się do samochodu.
Nie chciałem je teraz odpuścić. Musieliśmy pogadać, potrzebowałem tych badań, żeby być pewnym.
Siedząc w aucie planowałem, jak mógłbym przekonać ją do rozmowy. Wyszło na to z moich rozmyślań, że jej się nie da na nic namówić dobrowolnie. Nie wysłucha cię, póki nie znajdzie się w sytuacji bez wyjścia. Wysiadłem więc z samochodu i ruszyłem na tyły jej domu. Nie raz skradałem się przez okno, problemem więc to dla mnie nie było. Zaszedłem od tyłu i ujrzałem na moje szczęście otwarte okno. Wspiąłem się do środka. Już po chwili usłyszałem krzątającą się po kuchni Perrie. Przeszedłem tam natychmiastowo.
- Musimy porozmawiać - powiedziałem spokojnym głosem nie chcąc wystraszyć kobiety.
Niestety mój plan się nie powiódł. Perrie podskoczyła jak oparzona, upuściła talerz na ziemię i spojrzała na mnie wystraszonymi oczami.
- Co ty, kurwa, wyprawiasz?! - wykrzyczała wkurzona.
- Już ci mówiłem, nie odejdę bez rozmowy - powiedziałem coraz bardziej poirytowany.
- Wynoś się stąd albo zadzwonię na policję! To jest włamanie!
- Nie pierdol głupot! Przecież wiesz, że nic ci nie zrobię. Chcę tylko porozmawiać.
- Oj nie wiem, Zayn... Zapomniałeś już, co zrobiłeś trzy lata temu?! Wynoś się!
- Nie wyjdę, póki mnie nie wysłuchasz - odpowiedziałem surowym tonem i usiadłem na krześle przy stole kuchennym.
Perrie była chyba na skraju załamania nerwowego. Jakoś mi nie było jej żal. Tyle lat odpłacałem jej się za jedną, głupią noc, gdy nie byłem sobą, a ona nadal szukała zemsty. Tym razem nie miałem zamiaru tak łatwo jej odpuścić.
- Dobra... - powiedziała zrezygnowana kobieta. - Czego chcesz?
- Badań DNA. Chcę mieć potwierdzenie na piśmie czy Tori jest, czy nie jest moją córką.
- Nie sądzisz, że to trochę za późno?! - Naskoczyła na mnie.
- Za późno?! Na co? Skąd miałem wcześniej wiedzieć, że masz dziecko?
- Po co ci to wiedzieć?
- Jeśli Tori nie jest moja, to Carrie... będzie jej prościej zrozumieć, zostać przy mnie. A jeśli jest moim dzieckiem, to...- spojrzałem na Perrie skonsternowany.
- To co? - zapytała chłodno.
- Nie wiem... - kobieta popatrzyła na mnie równie zmieszanym wzrokiem. Nie wiedziała bodajże co powiedzieć. Zachowywała się, jakby sama chciała tych badań, ale bała się do tego przyznać. - Perrie.
- Co?! - znowu wybuchła.
- Ty wiesz, kto jest jej ojcem?
- Na pewno nie ty! - wyparowała.
- Skąd, kurwa, wiesz?! - zerwałem się gwałtownie z krzesła zbliżając się w kierunku kobiety, na co ta instynktownie skuliła się w strachu przed ciosem.
- Nie wiem, okej?! Nie mam pojęcia! Skąd miałabym to wiedzieć??? Bzykałam się wtedy z czterema facetami na raz! Łącznie z tobą.
To już była przesada. Nie, żeby mnie to ruszało, ale... Wiedziałem, że zdradzała mnie z jednym mężczyzną, ale że byli jeszcze dwaj obok? Dziwka. Musiałem wyjść, bo inaczej mogłoby mnie ponieść. Wystraszyłem się samego siebie, bałem się, jak mogą się potoczyć dalsze wydarzenia, jeśli zostałbym tam.
- Jutro będę o 12 czekać pod kliniką. Macie tam być - rzucilem na odchodne nie mogąc dłużej na nią patrzeć.
Wyszedłem, a po chwili siedziałem już w aucie. Cały się trząsłem ze zdenerwowania. Nie dość, że nie otrzymałem żadnych konkretnych informacji o Tori i moim domniemanym ojcostwie, to jeszcze dowiedziałem się o kolejnych świństwach Perrie, przez które na nowo poczułem się tym szaleńcem, który ją pobił.
Carrie znikała mi z horyzontu. Bałem się, że jestem na najlepszej drodze, żeby ją stracić.

*

Wstając rano zastanawiałem się czy nie iść do Carrie i błagać ją, żeby została ze mną bez względu na wyniki badań. Im dłużej o tym myślałem, tym bardziej przekonany byłem, iż nie mam prawa o to ją prosić. Nie łudząc się dłużej i chcąc jak najszybciej załatwić tą popieprzoną sprawę, ubrałem się i wyszedłem z domu.
Na miejsce zajechałem po trzydziestu minutach. Perrie z córką już na mnie czekały.
- Cześć - powiedziałem, żeby dziewczyny odwróciły się w moją stronę.
- Idźmy już - wywarczała kobieta, gdy mnie zauważyła.
- Hej Tori - powiedziałem do dziecka.
Wiem, że może się okazać nie moją córką, ale generalnie nie miałem nic przeciwko dzieciom i miałem nadzieję, że przynajmniej umilę nam jakoś ten czas.
- Cześć - wypowiedziała cichutkim głosem i zaczęła wyciągać swoje małe rączki do mnie. Perri nie protestowała i dała mi ją potrzymać.
Próbowałem znaleźć jakieś podobieństwo, które chociaż dałoby mi wskazówkę, czego mam się spodziewać po badaniach, ale nic nie zauważyłem. Tori była czystą Perrie, jej oczy, jej włosy, jej uśmiech. Ciężko było dostrzec cechy kogoś innego, na przykład mnie...
- Pamiętasz mnie? Spotkaliśmy się niedawno u lekarza - powiedziałem uśmiechając się do niej czule.
- Pamiętam - wyszeptała mała.
- A lubisz samoloty? - spytałem pstrykając ją w nosek.
- A co to?
- Takie latające maszyny.
Oczy dziewczynki rozszerzyły się.
- Lubię latać - powiedziała podekscytowana.
- To lecimy!
Wyciągnąłem ją na prostych rękach i zacząłem wydawać z siebie dziwne dźwięki, naśladując odgłosy wydawane przez samoloty, po czym skierowaliśmy się do wind. Tori zareagowała cudownym dziecięcym śmiechem, który rozniósł się po całym holu.
Bawiłem się z córką Perrie przez cały czas pobytu w poczekalni. Gdy pobierali nam próbki mała nawet nie zauważyła obecności pielęgniarki. W końcu zleciało nam jakoś te parę godzin, więc już niebawem mogliśmy się rozstać i udać każdy w swoją stronę.
Jadąc do domu rozmyślałem o tym, który wynik byłby tak w prawdzie dla mnie pozytywniejszy. W końcu, czy to byłoby takie straszne, gdyby Tori okazała się moją córką? W klinice złapaliśmy ze sobą świetny kontakt. Sam już nie wiem. Pozostało mi jedynie czekanie na wyniki.

poniedziałek, 6 stycznia 2014

Rozdział 19

Carrie

- Słucham – powiedziałam do telefonu który swoją drogą wynudził mnie ze snu. Obudził mnie dźwięk moje telefonu.
- Carrie, dziecko gdzie ty się podziewasz ? – usłyszałam zmartwiony głos matki. Rozejrzałam się po pokoju. Byłam w sypialni Zayna, ale przecież nie mogę powiedzieć prawdy.
- Mamo, ja przepraszam… byłam u koleżanki i my … oglądałyśmy film i zasnęłyśmy.- wymyśliłam na poczekaniu.- jutro i tak sobota, czy mogę zostać u niej na noc? – spytałam. Nie miałam ochoty teraz nigdzie iść, wolałam zostać z Zanem.
- Ja niewiem, ledwo ją znasz .!
- Mamo znam ją już prawie trzy miesiące. Proszeeeee …. – błagałam.
- Dobrze, zostań. Wróć proszę przed 11 musimy porozmawiać.
- Okey, to dobranoc mamuś
- Dobranoc kochanie. – rozłączyłam się. Zegarek wskazywał godzinę jedenastą. Nie lubię okłamywać rodziców, ale nie mogę powiedzieć im prawdy. Nie zrozumieliby mnie. Może mama stanęłaby po mojej stronie ale tata…nawet nie chce myśleć co by zrobił gdyby dowiedział że mam chłopaka i to o kilka lat starszego nie wspominając już o tym że to mój nauczyciel.
- Kto dzwonił skarbie ? – usłyszałam tuż za moimi plecami a po chwili poczułam ciepłe dłonie chłopaka na moim brzuchu.
- Moja mama, zupełnie zapomniałam powiadomić ich że zostaję u ciebie. Znaczy u koleżanki bo przecież nie mogę powiedzieć prawdy.- westchnęłam.
- Chodź do mnie – poprosił a ja posłusznie położyłam się  koło niego. Przyciągnął mnie do siebie, oplótł swoje ramiona wokół mojej talii a ja wtuliłam się w jego tors.- Nie myśl teraz o tym wszystkim. Spróbuj się zrelaksować. Nie możesz cały czas o tym wszystkim myśleć bo zwariujesz. Po za tym nie cierpię  widzieć cię przygnębioną, smutna. Czy możesz się dla mnie uśmiechnąć – spytał. Słysząc jego słowa mimowolnie kąciki ust uniosły się w górę. Nie czekając dłużej, wspięłam się na jego wysokość i przywarłam do jego ust.
- A to za co było – zapytał kiedy wreszcie się od siebie odsunęliśmy. Jego włosy były w zupełnym nieładzie co czyniło go jeszcze bardziej seksownym.
- Za wszystko. Za to że jesteś taki kochany, za to że mogę czuć się przy tobie bezpieczna, za to…co dziś zrobiłeś – powiedziałam przypominając sobie wcześniejsze wydarzenia. Potrafił dać mi tyle rozkoszy. Nigdy czegoś takiego nie przeżyłam. Cholernie się bałam, chociaż może to nie był strasz. Ja się po prostu wstydziłam. Ale Zayn nie ustępował za co teraz jestem mu wdzięczna. Czułam się jakbym na chwilę trafiła do nieba. Jestem pewna, że tylko on potrafi doprowadzić mnie do takiego stanu. – Za to że po prostu jesteś – stwierdziłam.
- Och Carrie .! – westchnął – Co ja bym bez ciebie zrobił ? – tym razem to on mnie pocałował. – Gdzie spędzasz sylwestra ?
- Niewiem myślę że raczej w domu .
- Chodź ze mną do Liama, urządza imprezę .
- Muszę pogadać z rodzicami ale myślę że da się to załatwić. Na pewno chcesz mieć mnie na głowie nawet w tak specyficzny dzień, w końcu to ostatni dzień tego roku ?- spytałam lekko chichocząc.
- Bez ciebie to byłby zwyczajny dzień. Ty sprawisz że będzie wyjątkowy. To ty sprawiasz że jestem szczęśliwy. – zatkało mnie. Nie spodziewałam się takiej odpowiedzi. Być może dla niego to nie znaczyło zbyt wiele ale ja… ja go kocham.
- Zayn … z przyjemnością spędzę z tobą sylwestra – cóż innego mogłam powiedzieć. Nie mogę … boję się powiedzieć mu o swoich uczuciach. A jeśli on mnie wyśmieje ?
Rozmawialiśmy jeszcze parę minut, ale oboje byliśmy zmęczeni, więc zasnęliśmy wtuleni w siebie nawzajem.

*

Minęły trzy tygodnie od kiedy Perrie mnie odwiedziła. Chyba dała sobie spokój, może zrozumiała ze nas nie skłóci. Święta minęły szybko. Codziennie widywałam się z Zaynem albo u niego albo u mnie oczywiście musiał wchodzić oknem z wiadomych spraw. Cieszę się bo za 4 dni sylwester . Rodzicom powiedziałam ze  idę na imprezę do koleżanki co jest kolejnym kłamstwem bo przecież idę do Liama. Mój telefon zawibrował a na wyświetlaczu pojawił się napis ZAYN ;** . Nacisnęłam zielona słuchawkę i przyłożyłam telefon do ucha.
- Cześć kochanie, tak sobie pomyślałem może wpadniesz do mnie, zamówimy pizzę, obejrzymy film, co ty na to ?
- Chętnie wpadnę. Będę za 10 minut.
- Świetnie to ja czekam. Dozobaczenia skarbie. - powiedział i rozłączył się. Uwielbiam gdy tak do mnie mówi. Przebrałam się w jakieś wygodne spodnie i bluzę. Rodziców nie było  więc bez problemów dotarłam do sąsiedniego domu. Na twarzy Zayna widniał uśmiech jednak jego czekoladowe oczy się nie śmiały, były smutne. Od jakiegoś czasu widzę ze coś go męczy ale gdy pytam czy wszystko w porządku lub czy coś się stało, odpowiada lakonicznie i twierdzi ze wszystko jest okey. Nie naciskam myślę ze jak będzie gotowy to sam mi powie.  Chłopak zamówił pizzę która zresztą już zjedliśmy i wtuleni w siebie zaczęliśmy oglądać jakiś film.
- Carrie - powiedział nagle .
- Tak ?
- Musimy porozmawiać - wydostałam się z jego ramion i usiadłam obok. - Ja ... Muszę ci coś powiedzieć - pokiwałam głową na znak żeby kontynuował -.Kiedy niedawno byłem chory i pojechałem do lekarza ...
- Mówiłeś ze nie byłeś u lekarza – przerwałam mu.
- Bo nie dotarłem do niego. Po drodze spotkałem Perrie... Była z nią mała dziewczynka... mówiła do niej mamo…Spytałem się jej ile ma lat ...- jąkał się - Carrie ona ma 2 lata. A ja dokładnie dwa lata temu spotykałem się z Perrie.
- Chyba nie chcesz powiedzieć że...- urwałam. Po jego minie widziałam że miał na myśli dokładnie to czego się obawiałam.
- Ona mówi ze to nie moje dziecko ale ja ...nie mam pewności. - Nastała długa chwila ciszy. Przynajmniej dla mnie trwała wieczność .Co miałam powiedzieć ? Tak kocham go ale...dziecko ? Zayn miałby być ojcem? I to jeszcze z Perrie. Ta suka będzie w jego życiu na zawsze jeśli to prawda. - Proszę powiedz coś - prosił chłopak.
- Ja...- głos ugrzęsł mi w gardle. - Powinnam się już zbierać . - Stwierdziłem po czym z szybkością pioruna udałam się do przedpokoju i zaczęłam się ubierać
- Skarbie proszę wybacz mi ja ... - mówił zakłopotany a może zmartwiony sama niewiem - Błagam cię nie zostawiaj mnie ja...ja cię potrzebuje.
- Nie zostawiam cię, po prostu muszę już iść zaraz przyjadą rodzice. Zayn potrzebuje trochę czasu na przemyślenie tego wszystkiego. - dałam mu szybkiego całusa w policzek. Już chciałam wychodzić ale jego silne ramiona przyciągnęły mnie do jego klatki piersiowej i oplotły mnie. Mulat wtulił twarz w moje włosy .

- Zadzwoń do mnie gdy będziesz gotowa. - Lekko skinęłam głową i wyszłam z jego domu. Szybkim krokiem ruszyłam w stronę mojego pokoju. Kiedy tam dotarłam usiadłam na łóżku i schowałam twarz w dłoniach. Po moich policzkach zaczęły płynąć pierwsze łzy. Co teraz z nami będzie? Czy dam radę przyjąć do wiadomości ze Zayn ma dziecko ? Dlaczego wszystko musi być na przekór nam ? Kocham go ale niewiem czy jestem w stanie zaakceptować ze jest już ojcem . Nie pociesza też fakt ze ma je z tą dziwką. Może kiedy chłopak dowie się ze jest tatą, już mnie nie będzie chciał, może wróci do tej szmaty. Nadal niewiem czy coś do mnie czuje a to wcale mi nie pomaga. Westchnęłam po czym wstałam i poszłam do łazienki. Postanowiłam wziąć prysznic aby choć trochę się rozluźnić.

sobota, 4 stycznia 2014

Rozdział 18

Zayn

- Kurwa, przecież dostałaś ostatnio to, czego chciałaś! Odpierdol się od Carrie! - Zadzwoniłem do Perrie i wypaliłem prosto z mostu. Nerwy mnie poniosły.
- Uspokój się, chuju. Nic nie zrobiłam, o co Ci chodzi?
- Dobrze wiesz o co. - Wywarczałem. - Po cholerę ją nachodzisz?
- O czym Ty mówisz człowieku? W życiu jej na oczy nie widziałam! Znaczy widziałam, ale nie rozmawiałyśmy nigdy.
- Nie biadol idiotko, dobrze wiem, że u niej byłaś.
- Nie byłam, Zayn. Nie wiem, jakie bzdury Ci ta gówniara naopowiadała.
Rozłączyłem się. Nie mogłem jej słuchać. W dodatku wyparła się wszystkiego, więc nasza rozmowa była bezcelowa. A co jeśli Perrie nagadała coś Carrie o mnie? Co jeśli wyjdzie na jaw fakt, że ta psychopatka ma dziecko i to być może ze mną? Moja dziewczyna dużo znosi, ale na pewno ma swoje granice. Jak każdy.
- Nie denerwuj się... - Wyszeptała Carrie czule dotykając mojego ramienia.
- Jak się mam nie denerwować?! - Naskoczyłem na nią przez co momentalnie się ode mnie odsunęła. - Przepraszam... Po prostu... Ona się wszystkiego wyparła. Powiedziała, że wcale się z Tobą nie spotkała.
- Co?! - Teraz to Carrie puściły nerwy. - Żartujesz sobie?
Posłałem jej słaby uśmiech i spojrzenie mówiące samo za siebie.
- Niestety nie.
- Ale chyba mi wierzysz...? - Zapytała niepewnie. Oczywiście, że jej wierzyłem!
- No pewnie maleńka. Wiem, że Perrie ma nierówno pod sufitem. Nie wiem tylko do czego tym wszystkim zmierza.
Rozmawialiśmy jeszcze chwilę o zaistniałej sytuacji. Nie cieszyła nas ona zbytnio, ale co mogliśmy począć? Zostawało nam czekanie na kolejny ruch Perrie, bo sami nie wiedzieliśmy, czego się po niej spodziewać, więc nie było jak się bronić.
Dla zajęcia myśli wyciągnąłem z lodówki lody i zaczęliśmy je wspólnie z Carrie jeść. Niestety obydwu nam apetyt dopisywał, więc już po chwili zniknęło całe pudełko.
- Daj, pozmywam te miseczki. - Zaproponowała dziewczyna, a ja nie protestowałem. Nie znosiłem zmywania.
- Proszę. - Powiedziałem uśmiechając się do niej zaczepnie.
Carrie podeszła do zlewu i wrzuciła brudne naczynia do środka. Poszedłem za nią. Chcąc nas trochę zrelaksować objąłem ją w pasie i zacząłem zjeżdżać dłońmi w dół. Dziewczyna gwałtownie zareagowała na mój dotyk, odwróciła się do mnie bokiem jednocześnie włączając wodę, która trysnęła na wszystkie strony z mojego zepsutego kranu. Najbardziej ucierpiały moje spodnie, a dokładniej ta część ich w okolicach krocza. Wyglądało to sami wiecie jak. Carrie spojrzała rozbawionymi oczami na dół, potem z powrotem na mnie i wybuchła głośnym śmiechem.
- Śmiejesz się ze mnie? - Zapytałem figlarnie. - Zobaczymy, kto się będzie śmiał ostatni. - Powiedziałem przerzucając ją sobie przez ramię i niosąc w kierunku łazienki.
Jak dobrze, że miałem zarówno prysznic jak i wannę. Coś dobrego na każdą okazję... Wniosłem ją po schodach, otworzyłem drzwi i delikatnie włożyłem Carrie do wanny. Chciała wstać i uciekać, ale nie zdążyła mnie uprzedzić. Chwyciłem baterię i zacząłem spryskiwać ją zimną wodą. Dziewczyna cały czas się śmiała, zawzięcie próbując uwolnić się z mojego uścisku. Nie udało jej się. Po chwili była już cała mokra. W tym nieprośnym tego słowa znaczeniu...
- To niesprawiedliwe! - Zachichotała Carrie. - Jesteś za silny.
- Mhm, sama zaczęłaś.
- To było przypadkiem! - Powiedziała z udawaną obrażoną miną.
- Przypadek czy nie, musimy się rozebrać. Przeziębisz się w tych mokrych ciuchach.
Dziewczyna popatrzyła na mnie podejrzliwie, uśmiechając się pod nosem.
- Zrobiłeś to specjalnie. - Wymruczała. - Mi tam mokre ubrania nie przeszkadzają.
Zaśmiałem się uznając, że ona tylko żartuje, ale po sekundzie wyszła z łazienki i ruszyła na dół.
- Zamoczysz mi cały dom! - Krzyknąłem za nią, lecz nie usłyszałem odpowiedzi.
Carrie nie chciała się rozebrać? Trudno. Ja mogłem. Zdjąłem wszystkie swoje ciuchy łącznie z bielizną i ruszyłem do kuchni znaleźć moją dziewczynę. Droczenie się jeszcze nikomu nie zaszkodziło, pomyślałem. Zastałem ją na kuchennej podłodze. Wycierała szmatką wodę z kafelków, którą rozlaliśmy. Stanąłem obok czekając, aż zwróci uwagę na mnie i moje nagie ciało.
- Nie musisz tego robić, mogłem posprzątać później. - Powiedziałem, a wzrok Carrie powędrował ku mnie. Albo raczej ku mojemu przyjacielowi. Znajdowaliśmy się w niejednoznacznej pozycji, co momentalnie wywołało rumieńce na jej policzkach. Spuściła prędko wzrok i na powrót próbowała się skupić na sprzątaniu.
- Żaden problem.
- Ale o czym mówisz? - Spytałem zadziornie mając nadzieję, że nie jestem zbyt nachalny.
- O... mokrej... podłodze... - Wydukała Carrie podnosząc się z ziemi. Najwyraźniej nie czuła sie komfortowo w tym poziomie.
- Okej. - Wymruczałem zbliżając się do niej. - Co powiedz na zdobycie nowych doświadczeń? - Wyszeptałem jej do ucha lekko je kąsając.
- Zayn... To nie jest dobry pomysł, nie dzisiaj.
- Dlaczego? - Kusiłem ją swoim głosem, jeździłem dłońmi po ciele i zostawiałem mokre pocałunki na szyi.
- Bo nie. - Powiedziała z roztargnionymi oczami.
- Mogę dać Ci rozkosz, o jakiej nawet nie śniłaś... - Wyszeptałem do jej ust po czym wpiłem się w nie w płomiennym pocałunku.
Złapałem ją za uda i owinąłem sobie jej nogi wokół pasa. Przeszedłem kawałek w kierunku kanapy. Położyłem ją miękko na sofie nie przerywając całowania ani na chwilę. Mój przyjaciel nie miał oparcia w bokserkach zważając na fakt, że je wcześniej zdjąłem, więc nie miałem nic na przeszkodzie pieprzenia się z Carrie. Za wyjątkiem jej ubrań, ale to była kwestia sekund żeby się ich pozbyć. Jednak ja naprawdę pragnąłem dać jej wszystko, sprawić, że poczuje niezapomnianą przyjemność.
Zacząłem ją rozbierać, warstwa po warstwie. Po chwili była już całkowicie obnażona. Zjeżdżałem ustami w dół szczęki zostawiając dziesiątki namiętnych pocałunków, potem wpiłem się w jej szyję i przeszedłem do piersi. Popieściłem je językiem, rękami przez jakiś czas i powróciłem do kontynuowania swojej wycieczki po jej rozpalonym ciele.
- Zayn, Zayn, Zayn... co Ty robisz? - Zapytała spanikowana Carrie, gdy dotarłem już do jej dolnych partii ciała i delikatnie całowałem po kolei jej kości biodrowe.
- Ciii skarbie... Zamknij oczy. Poczuj mnie... - Powiedziałem cicho.
- Nie Zayn, proszę Cię...

Nie przerwałem. Wiedziałem, że się bała i wstydziła, bo pierwszy raz to przeżywała, ale chciałem jej pomóc przezwyciężyć ten strach. Dotarłem do jej intymnego miejsca. Zacząłem je drażnić językiem, całować, lizać... W zamian otrzymywałem pełne rozkoszy jęki dziewczyny, co tylko popychało mnie do dalszego działania. Zataczałem językiem kółka wokół łechtaczki Carrie. Była taka mokra... Orgazm zbliżał się wielkimi krokami. Jej ciało wyginało się w łuk pod wpływem mocnych doznań. Zahaczyłem jej nogę o moje ramię, żebym miał lepszy dostęp do jej cipki. Ssałem ją z ogromnym pożądaniem. Przejechałem językiem wzdłuż jej szparki, po czym nareszcie wszedłem w nią głęboko. Minęły sekundy, aż w końcu Carrie zaczęła dochodzić. Trzęsła się pode mną i wiła, aż wreszcie zalała ją fala ulgi i opadła spełniona i wycieńczona na sofę.



piątek, 3 stycznia 2014

Rozdział 17

Carrie

Właśnie wróciłam do domu. Kolejny nudny dzień w szkole dobiegł końca. Zjadłam mały obiad i poszłam do swojego pokoju. Postanowiłam napisać sms-a do Zayna " hej kochanie czemu cię nie było na zajęciach ;** ?" . Nie musiałam czekać odpowiedź przyszła niemal natychmiast " hej skarbie, jestem chory nie czuje się najlepiej. Jak się masz ? ;** " . Moich rodziców nie było w domu a skoro mój chłopak jest chory to powinnam go odwiedzić. Dobra nie oszukujmy się, to ja się za nim stęskniłam choć widzieliśmy się wczoraj. Przebrałam się w jakiś luźnym dres i wyszłam z domu. Zapytałam do jego drzwi
- Carrie, co ty tutaj robisz ? Powiedział zaskoczony .
- Ciebie też miło widzieć- odparłam składając delikatny pocałunek na jego policzku.
- Nie powinnaś tu przychodzić, będziesz chora
- Och nie chcesz mnie tu ? - Zapytałam odwracając się w kierunku mojego domu .
Nie zdążyłam jednak zrobić ani jednego kroku gdyż Zayn złapał mnie za ramię i pociągnął lekko do tylu .
- Wiesz ze nie to miałem na myśli. Nie chce cię zarazić. Wystarczy ze ja jestem chory.
- A mnie nie obchodzi czy się zarażę. Jesteś chory, po za tym chce spędzić troche czasu z moim chłopakiem ale jeśli nie chcesz wystarczy powie...
- Carrie proszę cię ja po prostu się martwię . Nawet nie wiesz jak się cieszę ze cię widzę, stęskniłem się.
- Ja też się stęskniłam - przytuliłam go i lekko się uśmiechnęłam - A teraz do łóżka bo rozchorujesz się jeszcze bardziej - popchnęłam go w stronę sypialni.
- Tylko jeśli pójdziesz ze mną ?
- Czy ktoś tu martwił się o moje zdrowie ?
- Skoro i tak tu jesteś to nie ma wielkiego znaczenia czy będziesz blisko lub daleko mnie. - Stwierdził chichocząc.
Włączył jakiś film na dvd i położyliśmy się w jego łóżku.
- Dziękuję ze przyszłaś- szepnął . - Nie ma za co. - Wiem ze dopiero połowa października ale jak ci się podoba w nowej szkole?
- Wiesz jest okey. W sumie jak w każdej nowej szkole

- Cieszę się ze tu zamieszkałaś- powiedział po czym mnie pocałował. Pocałunek nie trwał długo ale był bardzo namiętny. Po raz pierwszy nasze języki nie walczyły o dominację tylko odbywały wspólny taniec. Odsunęliśmy się od siebie nie mogąc złapać tchu. Wtuliłam się w Zayna zaczęliśmy oglądać puszczony film. Po długim seansie wciąż wtulona w tors mulata czułam jego spokojny oddech na mojej szyi. Przyłożyłam rękę do jego jak się okazało naprawdę gorącego czoła. Pewnie ma gorączkę. Po cichu poszłam do kuchni, zamoczyłam w zimnej wodzie kawałek materiału i wróciłam do pokoju. Pomału przyłożyłam materiał do czoła Zayna. Lekko drgnął ale nadal pozostawał we śnie. Ponownie udałam się do kuchni. Otworzyłam lodówkę . Wow musiał niedawno robić zakupy. Zdecydowałam ze zrobię kanapki. Gdy wszystko było już przygotowane, położyłam jedzenie i ciepłą herbatę na nocnej szafce Zayna. Nie chciałam go budzić więc napisałam kartkę . " Nie chciałam cię budzić. Zrobiłam kanapki mam nadzieję ze będą smakować. Twoja Carrie . Położyłam kartkę przy zarobionej przeze mnie kolacji i ruszyłam w stronę mojego domu.
 
*

Dwa tygodnie później Dziś idę na zakupy. Miałam iść sama ale niedawno poznałam Kelsey. Na fizyce mieliśmy zrobić projekt w parach a że siedziałyśmy koło siebie pan Bakers połączył nas razem . Okazało się że to całkiem fajna dziewczyna. Cieszę się że ją poznałam moją jedyną przyjaciółkę Jennifer zostawiłam w Miami.
- Cześć Carrie – powiedziała uśmiechnięta dziewczyna
- Hej Broke. Idziemy ? – spytałam
- Jasne
Weszliśmy chyba do wszystkich sklepów w centrum handlowym. Musze zapamiętać że zakupy z Broke to nie najlepszy pomysł. Zaprosiłam ją na ciastko do mnie, ponieważ byłyśmy tak zmęczone że dałybyśmy radę iść do kawiarni. Siedziałyśmy już od ponad godziny i wciąż miałyśmy nowe tematy do rozmowy. Zadzwonił dzwonek więc przeprosiłam na chwile Przyjaciółkę i poszłam otworzyć drzwi. W progu stała szczupła blondynka. Była naprawdę ładna.
- Słucham ? – spytałam lekko zdziwiona. Nie znałam jej.
- Ty jesteś pewnie Carrie. Chciałam cię tylko ostrzec. Twój chłopak nie jest taki jaki myślisz i jeśli masz choć trochę oleju w głowie zostawisz go.- powiedziała i jak gdyby nigdy nic odeszła.
Byłam w takim szoku że dopiero jak zniknęła z pola mojego widzenia zamknęłam drzwi.
- Hej Carrie, przepraszam ale muszę się już zbierać. Moja mama dzwoniła i .. dobrze się czujesz?
- Tak tak po prostu rozbolała mnie głowa.- skłamałam.
Pożegnałam się z nią i ruszyłam w stronę domu Zayna. Musiałam z nim porozmawiać. W momencie gdy otworzył drzwi niemal wpadłam do jego domu.
- Co się stało kochanie?- Zapytał
- Słuchaj była u mnie jakaś niska blondynka i powiedziała że jeśli mam trochę oleju w głowie zostawię mojego chłopaka. – powiedziałam na jednym tchu.


czwartek, 2 stycznia 2014

Rozdział 16

Zayn

Obudziłem się zlany potem. Głowa mi pękała, a gardło piekło niemiłosiernie. Gorączka też zapewne mnie się uczepiła. Lepiej być nie mogło. Poszedłem na dół poszukać termometru. Czułem się jak wrak człowieka. Kiedy się tak rozłożyłem? Gdy znalazłem termometr i zmierzyłem sobie temperaturę, urządzenie wskazywało 39.6 stopni. Zdecydowanie za dużo. Nie było szans, żebym umiał funkcjonować w pracy, w szkole wśród tłumu nastolatków. Zadzwoniłem więc do dyrektora z nadzieją, że go nie zbudzę.
Porozmawiałem z nim chwilę i wytłumaczyłem wszystko. Na szczęście nie miał nic przeciwko temu, abym nie poszedł do pracy i abym udał się do lekarza. Zakończyłem rozmowę i od razu udałem się w kierunku łóżka. Leżałem, minuty mijały, a ja nie mogłem zasnąć. Wszystko mnie bolało. Kurwa, a tak pragnąłem zobaczyć się dziś z Carrie. Nici z moich zachcianek. Będę musiał iść do lekarza i najpierw wyzdrowieć, a potem myśleć o ewentualnych spotkaniach, żeby jej nie zarazić. Uznałem, że nie ma sensu dłuższe wylegiwanie się i nie zasypianie, więc wstałem, umyłem się i wybrałem do lekarza.
Zajechałem pod przychodnię, a mój wzrok przyciągnęło to dobrze znane mi auto. Co ona tu robi? Niezbyt miałem ochotę się przekonywać, ale mało prawdopodobne było, że siedziała sobie u lekarza, więc powoli ruszyłem w kierunku wejścia. Wchodząc przez szklane drzwi nie zobaczyłem niczego podejrzanego. Gromada dzieci bawiła się starymi zabawkami, a recepcjonistki odbierały telefony.
- Tori! - Usłyszałem głos przerażająco podobny do głosu Perrie.
Instynktownie chciałem zacząć uciekać, wycofywać się i zignorować to wydarzenie, ale Perrie i dziecko? Tori? Kto to do diabła był?
- Mamuś! - Pisnęła dziewczynka z radością i rzuciła się w ramiona Perrie.
Gdy kobieta podnosiła dziecko do góry, jej spojrzenie spoczęło na mnie. Kobieta zamarła. Jej mina wyrażała tyle emocji... Zbyt wiele jak dla mnie. Wyglądała, jakby zobaczyła ducha. Dlaczego takie uczucia w niej wywoływałem?
- Zayn. - W końcu odezwała się po chwili, a ja posłałem jej bezczelny uśmiech.
Musiałem sprawić, by poczuła się zagrożona, w końcu to ona zaczęła tą wojnę. A z jej miny wnioskowałem, że bardzo nie chciała bym ją widział w tej sytuacji.
- Perrie... - Wychrypiałem nadal się uśmiechając. - A cóż to za mały aniołek? - Dokończyłem powoli zbliżając się do dziewczyn i wyciągając dłoń ku małej rączce Tori. Mała odwzajemniła mój gest z uśmiechem na twarzy.
- Zostaw ją. - Warknęła i natychmiast się odsunęła.
- O co Ci chodzi? - Zapytałem głupio. - Przecież nie chcę jej nic zrobić. To Ty jesteś ta psychiczna i niezrównoważona. - Powiedziałem cicho, żeby nikt nas nie usłyszał.
- Psychiczna... - Perrie prychnęła pod nosem. - To, że Cię ni... - Przerwałem jej, nie miałem zamiaru tego wysłuchiwać.
- Ile masz lat, Tori? - Zapytałem czule dziewczynkę.
- Dwa... - Wymruczała cienkim głosem.
Dwa lata? Spotykaliśmy się z Perrie w tym okresie. Czarne myśli zaczęły przechadzać się po mojej głowie. Co jeśli to moje dziecko? Co jeśli zaszła w ciążę będąc jeszcze ze mną? popatrzyłem niepewnym wzrokiem na kobietę. Ta stała z wkurzonym wyrazem twarzy, nie będąc chyba pewną co powiedzieć.
- To nie jest Twoje dziecko. - Powiedziała z drapieżnym błyskiem w oku.
- Jakoś niespecjalnie jestem skłonny Ci uwierzyć.
Nie, żebym chciał mieć z nią dziecko. Po prostu nie podobał mi się ten dziwny zbieg okoliczności. Nie mógłbym przeżyć życia ze świadomością, że BYĆ MOŻE mam dziecko.
- To już Tój problem. Chodź Tori. Idziemy usiąść w kolejce. - Uśmiechnęła się do swojej córki patrząc na nią z takim uczuciem, że aż byłem w szoku, iż tak potrafiła.
Nie wyobrażałem sobie siedzieć tam obok niej, więc wyszedłem z przychodni. Poszedłem do apteki po coś na przeziębienie z nadzieją, że zwykłe tabletki mi pomogą. Wracając do domu nadal nie mogłem uwierzyć w to, co zobaczyłem. Perrie z dzieckiem? To przeczyło wszelkim prawom logiki. Przecież to suka bez serca, nawet jeśli byłaby w ciąży, to prędzej by ja usunęła, niż wydała dziecko na świat. A może się zmieniła? Może mój nieszczęsny atak ją zmienił? Istniało także prawdopodobieństwo, że to ja byłem tym narwanym i nienormalnym, a ona się tylko broniła. Co wtedy? Jak mogłem spokojnie żyć z myślą, że jestem nieobliczalnym szaleńcem? Co jeśli kiedyś skrzywdzę Carrie w ten sposób, a po wszystkim będę mówił, że to ona zawiniła? Nie zasługiwałem na nią...
Dotarłem do domu, wziąłem tabletki kupione w aptece i położyłem się do łóżka. Byłem wyczerpany. Psychicznie i fizycznie. Miałem ochotę przespać ten czas i obudzić się w chwili, gdy będę pewien wszystkich swoich uczuć i przeczuć. Nie było to niestety możliwe. Musiałem stawić czoła demonom mojej przeszłości. nie mogłem wiecznie uciekać. Choroba pokonała mnie mimo wszystko i już po chwili spałem jak śnięty.
*
Donośny dźwięk krzywdził moje uszy. Boże, co to było? Potrzebowałem chwili na rozbudzenie się. Wtedy zorientowałem się, że to dzwonek do drzwi. Geniusz. Spojrzałem na zegar, który wskazywał godzinę trzecią. Przespałem pół dnia, nieźle. Zbiegłem szybko na dół, bo zdawało mi się, że dzwonek brzęczał już od dłuższego czasu. Otworzyłem drzwi zamaszyście i ujrzałem moją matkę.
- Cześć mamo... co Ty tu robisz?
- Odwiedzam mojego syna. Czy to takie dziwne? - zapytała ironicznie.
- W Twoim przypadku? Trochę... - Powiedziałem żartobliwie. Na szczęście mama zrozumiała żart i zaśmiała się tym śmiechem, który tak bardzo kochałem. - Wchodź, tylko na własną odpowiedzialność, bo się przeziębiłem.
- Matki nie zarażają się od swoich dzieci. - Stwierdziła całując mnie w policzek.
- Yhym... Chyba jak ich dzieci mają po pięć lat...
Mama puściła moją uwagę mimo uszu i weszła razem ze mną do środka. Skierowaliśmy się do salonu.
- Napijesz się czegoś? Co Cię sprowadza? - Zapytałem z ciekawością
Nie było tak, że za każdym razem jak mnie odwiedzała miała jakiś biznes do mnie. Ale z reguły musiała wypytać mnie o wszystko i prawić mi zbędne kazania. Dowiedziała się nawet o incydencie z Perrie. Z kimś musiałem o tym porozmawiać i padło na moją matkę. Oczywiście przekonywała mnie w ten sam sposób co Carrie potem, że to nie była moja wina. Nie przeszkadzała mi tak bardzo jej dociekliwość, bo nie miałem nic do ukrycia, jednak krępowało mnie to czasami, zważając na mój wiek.
- Jak się układa Twoje życie miłosne? - Od czasów Perrie było burzliwe, myślę, że cała rodzina miała tego dość. Ale co mogli na to poradzić. Tak sobie radziłem z błędami przeszłości.
- Mamo... - wyszeptałem zrezygnowany. - Wszystko w porządku. Zwolniłem nieco tempo. - Powiedziałem okrężną odpowiedź.
- To znaczy... - Chciała, żebym kontynuował, ale ja nie miałem zamiaru. - Masz kogoś? - Niemalże się uśmiechała.
- Za wcześnie by to stwierdzić. To skomplikowane. - Wzdychnąłem.
- Jak to?! Opowiedz mi o niej. - Poprosiła mama entuzjastycznie.
- Nie mamo... To naprawdę nie jest dobry czas...
- Co Cię gryzie? powiedz, spróbujemy sobie z tym poradzić razem.
- Maa, ja mam 22 lata, a moje problemy muszę rozwiązywać sam. Są one inne niż 10 lat temu, gdy nie umiałem zawiązać sznurówki, ja... - Rozhulałem się. Byłem rozgoryczony, już chciałem jej o wszystkim opowiedzieć, ale nie mogłem.
- Zayn, co się dzieje? Przecież wiesz, że nie będę Cię osądzać...
- To skomplikowane.
- No i co z tego? Przynajmniej posłucham ciekawych i porywających historii. - Powiedziała z ekscytacją, z jaką tylko ona potrafiła i od razu się rozchmurzyłem.

Opowiedziałem mamie tylko cześć historii, czyli opisałem Carrie i mój związek z nią. Pominąłem groźby Jacka i Perrie oraz moje podejrzenia. Nie potrzebny był jej ten dramat. Po wszystkim mama powiedziała, że cieszy sie moim szczęściem i koniecznie chce poznać moją dziewczynę. Co?!




Jeśli czytasz pozostaw po sobie jakiś ślad w postaci komentarza. To naprawdę motywuje.

Ps: mam nadzieje że rozdział przypadnie wam do gustu ;**