Zayn
Obudziłem się zlany potem. Głowa mi pękała, a gardło piekło
niemiłosiernie. Gorączka też zapewne mnie się uczepiła. Lepiej być nie mogło.
Poszedłem na dół poszukać termometru. Czułem się jak wrak człowieka. Kiedy się
tak rozłożyłem? Gdy znalazłem termometr i zmierzyłem sobie temperaturę,
urządzenie wskazywało 39.6 stopni. Zdecydowanie za dużo. Nie było szans, żebym
umiał funkcjonować w pracy, w szkole wśród tłumu nastolatków. Zadzwoniłem więc
do dyrektora z nadzieją, że go nie zbudzę.
Porozmawiałem z nim chwilę i wytłumaczyłem wszystko. Na
szczęście nie miał nic przeciwko temu, abym nie poszedł do pracy i abym udał
się do lekarza. Zakończyłem rozmowę i od razu udałem się w kierunku łóżka.
Leżałem, minuty mijały, a ja nie mogłem zasnąć. Wszystko mnie bolało. Kurwa, a
tak pragnąłem zobaczyć się dziś z Carrie. Nici z moich zachcianek. Będę musiał
iść do lekarza i najpierw wyzdrowieć, a potem myśleć o ewentualnych
spotkaniach, żeby jej nie zarazić. Uznałem, że nie ma sensu dłuższe wylegiwanie
się i nie zasypianie, więc wstałem, umyłem się i wybrałem do lekarza.
Zajechałem pod przychodnię, a mój wzrok przyciągnęło to
dobrze znane mi auto. Co ona tu robi? Niezbyt miałem ochotę się przekonywać,
ale mało prawdopodobne było, że siedziała sobie u lekarza, więc powoli ruszyłem
w kierunku wejścia. Wchodząc przez szklane drzwi nie zobaczyłem niczego
podejrzanego. Gromada dzieci bawiła się starymi zabawkami, a recepcjonistki
odbierały telefony.
- Tori! - Usłyszałem głos przerażająco podobny do głosu
Perrie.
Instynktownie chciałem zacząć uciekać, wycofywać się i
zignorować to wydarzenie, ale Perrie i dziecko? Tori? Kto to do diabła był?
- Mamuś! - Pisnęła dziewczynka z radością i rzuciła się w
ramiona Perrie.
Gdy kobieta podnosiła dziecko do góry, jej spojrzenie
spoczęło na mnie. Kobieta zamarła. Jej mina wyrażała tyle emocji... Zbyt wiele
jak dla mnie. Wyglądała, jakby zobaczyła ducha. Dlaczego takie uczucia w niej
wywoływałem?
- Zayn. - W końcu odezwała się po chwili, a ja posłałem jej
bezczelny uśmiech.
Musiałem sprawić, by poczuła się zagrożona, w końcu to ona
zaczęła tą wojnę. A z jej miny wnioskowałem, że bardzo nie chciała bym ją
widział w tej sytuacji.
- Perrie... - Wychrypiałem nadal się uśmiechając. - A cóż to
za mały aniołek? - Dokończyłem powoli zbliżając się do dziewczyn i wyciągając
dłoń ku małej rączce Tori. Mała odwzajemniła mój gest z uśmiechem na twarzy.
- Zostaw ją. - Warknęła i natychmiast się odsunęła.
- O co Ci chodzi? - Zapytałem głupio. - Przecież nie chcę
jej nic zrobić. To Ty jesteś ta psychiczna i niezrównoważona. - Powiedziałem
cicho, żeby nikt nas nie usłyszał.
- Psychiczna... - Perrie prychnęła pod nosem. - To, że Cię
ni... - Przerwałem jej, nie miałem zamiaru tego wysłuchiwać.
- Ile masz lat, Tori? - Zapytałem czule dziewczynkę.
- Dwa... - Wymruczała cienkim głosem.
Dwa lata? Spotykaliśmy się z Perrie w tym okresie. Czarne
myśli zaczęły przechadzać się po mojej głowie. Co jeśli to moje dziecko? Co
jeśli zaszła w ciążę będąc jeszcze ze mną? popatrzyłem niepewnym wzrokiem na
kobietę. Ta stała z wkurzonym wyrazem twarzy, nie będąc chyba pewną co
powiedzieć.
- To nie jest Twoje dziecko. - Powiedziała z drapieżnym
błyskiem w oku.
- Jakoś niespecjalnie jestem skłonny Ci uwierzyć.
Nie, żebym chciał mieć z nią dziecko. Po prostu nie podobał
mi się ten dziwny zbieg okoliczności. Nie mógłbym przeżyć życia ze
świadomością, że BYĆ MOŻE mam dziecko.
- To już Tój problem. Chodź Tori. Idziemy usiąść w kolejce.
- Uśmiechnęła się do swojej córki patrząc na nią z takim uczuciem, że aż byłem
w szoku, iż tak potrafiła.
Nie wyobrażałem sobie siedzieć tam obok niej, więc wyszedłem
z przychodni. Poszedłem do apteki po coś na przeziębienie z nadzieją, że zwykłe
tabletki mi pomogą. Wracając do domu nadal nie mogłem uwierzyć w to, co
zobaczyłem. Perrie z dzieckiem? To przeczyło wszelkim prawom logiki. Przecież
to suka bez serca, nawet jeśli byłaby w ciąży, to prędzej by ja usunęła, niż
wydała dziecko na świat. A może się zmieniła? Może mój nieszczęsny atak ją
zmienił? Istniało także prawdopodobieństwo, że to ja byłem tym narwanym i
nienormalnym, a ona się tylko broniła. Co wtedy? Jak mogłem spokojnie żyć z
myślą, że jestem nieobliczalnym szaleńcem? Co jeśli kiedyś skrzywdzę Carrie w
ten sposób, a po wszystkim będę mówił, że to ona zawiniła? Nie zasługiwałem na
nią...
Dotarłem do domu, wziąłem tabletki kupione w aptece i
położyłem się do łóżka. Byłem wyczerpany. Psychicznie i fizycznie. Miałem
ochotę przespać ten czas i obudzić się w chwili, gdy będę pewien wszystkich
swoich uczuć i przeczuć. Nie było to niestety możliwe. Musiałem stawić czoła
demonom mojej przeszłości. nie mogłem wiecznie uciekać. Choroba pokonała mnie
mimo wszystko i już po chwili spałem jak śnięty.
*
Donośny dźwięk krzywdził moje uszy. Boże, co to było?
Potrzebowałem chwili na rozbudzenie się. Wtedy zorientowałem się, że to dzwonek
do drzwi. Geniusz. Spojrzałem na zegar, który wskazywał godzinę trzecią.
Przespałem pół dnia, nieźle. Zbiegłem szybko na dół, bo zdawało mi się, że
dzwonek brzęczał już od dłuższego czasu. Otworzyłem drzwi zamaszyście i
ujrzałem moją matkę.
- Cześć mamo... co Ty tu robisz?
- Odwiedzam mojego syna. Czy to takie dziwne? - zapytała
ironicznie.
- W Twoim przypadku? Trochę... - Powiedziałem żartobliwie.
Na szczęście mama zrozumiała żart i zaśmiała się tym śmiechem, który tak bardzo
kochałem. - Wchodź, tylko na własną odpowiedzialność, bo się przeziębiłem.
- Matki nie zarażają się od swoich dzieci. - Stwierdziła
całując mnie w policzek.
- Yhym... Chyba jak ich dzieci mają po pięć lat...
Mama puściła moją uwagę mimo uszu i weszła razem ze mną do
środka. Skierowaliśmy się do salonu.
- Napijesz się czegoś? Co Cię sprowadza? - Zapytałem z
ciekawością
Nie było tak, że za każdym razem jak mnie odwiedzała miała
jakiś biznes do mnie. Ale z reguły musiała wypytać mnie o wszystko i prawić mi
zbędne kazania. Dowiedziała się nawet o incydencie z Perrie. Z kimś musiałem o
tym porozmawiać i padło na moją matkę. Oczywiście przekonywała mnie w ten sam
sposób co Carrie potem, że to nie była moja wina. Nie przeszkadzała mi tak
bardzo jej dociekliwość, bo nie miałem nic do ukrycia, jednak krępowało mnie to
czasami, zważając na mój wiek.
- Jak się układa Twoje życie miłosne? - Od czasów Perrie
było burzliwe, myślę, że cała rodzina miała tego dość. Ale co mogli na to
poradzić. Tak sobie radziłem z błędami przeszłości.
- Mamo... - wyszeptałem zrezygnowany. - Wszystko w porządku.
Zwolniłem nieco tempo. - Powiedziałem okrężną odpowiedź.
- To znaczy... - Chciała, żebym kontynuował, ale ja nie
miałem zamiaru. - Masz kogoś? - Niemalże się uśmiechała.
- Za wcześnie by to stwierdzić. To skomplikowane. -
Wzdychnąłem.
- Jak to?! Opowiedz mi o niej. - Poprosiła mama
entuzjastycznie.
- Nie mamo... To naprawdę nie jest dobry czas...
- Co Cię gryzie? powiedz, spróbujemy sobie z tym poradzić
razem.
- Maa, ja mam 22 lata, a moje problemy muszę rozwiązywać
sam. Są one inne niż 10 lat temu, gdy nie umiałem zawiązać sznurówki, ja... -
Rozhulałem się. Byłem rozgoryczony, już chciałem jej o wszystkim opowiedzieć,
ale nie mogłem.
- Zayn, co się dzieje? Przecież wiesz, że nie będę Cię osądzać...
- To skomplikowane.
- No i co z tego? Przynajmniej posłucham ciekawych i
porywających historii. - Powiedziała z ekscytacją, z jaką tylko ona potrafiła i
od razu się rozchmurzyłem.
Opowiedziałem mamie tylko cześć historii, czyli opisałem
Carrie i mój związek z nią. Pominąłem groźby Jacka i Perrie oraz moje
podejrzenia. Nie potrzebny był jej ten dramat. Po wszystkim mama powiedziała,
że cieszy sie moim szczęściem i koniecznie chce poznać moją dziewczynę. Co?!
Jeśli czytasz pozostaw po sobie jakiś ślad w postaci komentarza. To naprawdę motywuje.
Ps: mam nadzieje że rozdział przypadnie wam do gustu ;**
Ps: mam nadzieje że rozdział przypadnie wam do gustu ;**
Macie genialne pomysły :) super jest to opowiadanie:)"oby wena was nie opuściła"
OdpowiedzUsuńDzięki ;*** Nie opuści ;)
UsuńMam nadzieję :)
UsuńSzkoda ze dzisiaj się nie spotkali. Oby to nie było jego dziecko. Bo nie jest? Prawda. Proszę tylko nie jego.
OdpowiedzUsuńWszystko wyjaśni w najbliższych rozdziałach ;)
UsuńWczoraj znalazłam to opowiadanie i uważam ze jest super
OdpowiedzUsuńMalo jest takich opowiadań ze chlopcy z 1D są nauczycielami, a szkoda. Ciesze się ze znalazlam wasze opowiadanie i dodajecie często rozdzialy. dziękuje wam za to. Slodko opisujecie ich uczucia do siebie. ;-) // natalia
Masz rację w 100% ;)
UsuńDziękujemy <3 dużo dla nas Wasze słowa znaczą hehe
UsuńTen komentarz został usunięty przez administratora bloga.
OdpowiedzUsuń