środa, 8 stycznia 2014

Rozdział 20

 Zayn

Szlag by to trafił. Jeśli Carrie się namyśli i stwierdzi, że spotykanie się ze mną było błędem, to się załamię. Co prawda wszystko stało się tak szybko, minęło zaledwie parę tygodni, ale tak się do siebie zbliżyliśmy. Czy to możliwe, żeby to były tylko złudzenia? Czy mogłem oszukać własne serce? Może mogłem i tak naprawdę nie ma między nami żadnego uczucia, tylko czyste pożądanie fizyczne. W sumie nie miałbym się co dziwić, człowiek nie zmienia się ot tak. Drań bez uczuć pozostanie draniem. Ciągle tylko miałem nadzieję, że Carrie dostrzegła we mnie coś ponad to, że zaakceptowała mnie w całości. Zobaczymy. Może po prostu potrzebowała chwili wytchnienia tak jak powiedziała.
Nie mogłem czekać ani chwili dłużej. Im prędzej załatwię tą posraną sprawę, tym szybciej będę mógł wynagrodzić całe to zamieszanie Carrie. O ile oczywiście wyniki będą zadowalające nas obu. Musiałem pojechać do Perrie i namówić ją na test na ojcostwo. Samo jej słowo mi nie wystarcza, I Carrie także nie.

*

- Perrie, otwórz te cholerne drzwi! - pukałem już na tyle mocno, że nie było sposobu, żeby mnie nie usłyszała. - Wiem, że tam jesteś!
- Czego chcesz? - warknęła przez zamknięte drzwi.
- Otwórz, musimy porozmawiać.
- My nie mamy o czym rozmawiać!
- Otwieraj to albo nie ręczę za siebie...
- Spierdalaj! Nie mam ochoty na ciebie patrzeć.
- Możemy załatwić to polubownie albo w sądzie.
- W sadzie? Naprawdę tego chcesz, Zayn...? - zaoponowała.
Miała rację, w końcu to ja niegdyś sprałem ją na kwaśne jabłko. Nie udałoby mi się uniknąć konsekwencji tym razem.
- Jeszcze się rozmówimy... - powiedziałem ostrym tonem i skierowałem się do samochodu.
Nie chciałem je teraz odpuścić. Musieliśmy pogadać, potrzebowałem tych badań, żeby być pewnym.
Siedząc w aucie planowałem, jak mógłbym przekonać ją do rozmowy. Wyszło na to z moich rozmyślań, że jej się nie da na nic namówić dobrowolnie. Nie wysłucha cię, póki nie znajdzie się w sytuacji bez wyjścia. Wysiadłem więc z samochodu i ruszyłem na tyły jej domu. Nie raz skradałem się przez okno, problemem więc to dla mnie nie było. Zaszedłem od tyłu i ujrzałem na moje szczęście otwarte okno. Wspiąłem się do środka. Już po chwili usłyszałem krzątającą się po kuchni Perrie. Przeszedłem tam natychmiastowo.
- Musimy porozmawiać - powiedziałem spokojnym głosem nie chcąc wystraszyć kobiety.
Niestety mój plan się nie powiódł. Perrie podskoczyła jak oparzona, upuściła talerz na ziemię i spojrzała na mnie wystraszonymi oczami.
- Co ty, kurwa, wyprawiasz?! - wykrzyczała wkurzona.
- Już ci mówiłem, nie odejdę bez rozmowy - powiedziałem coraz bardziej poirytowany.
- Wynoś się stąd albo zadzwonię na policję! To jest włamanie!
- Nie pierdol głupot! Przecież wiesz, że nic ci nie zrobię. Chcę tylko porozmawiać.
- Oj nie wiem, Zayn... Zapomniałeś już, co zrobiłeś trzy lata temu?! Wynoś się!
- Nie wyjdę, póki mnie nie wysłuchasz - odpowiedziałem surowym tonem i usiadłem na krześle przy stole kuchennym.
Perrie była chyba na skraju załamania nerwowego. Jakoś mi nie było jej żal. Tyle lat odpłacałem jej się za jedną, głupią noc, gdy nie byłem sobą, a ona nadal szukała zemsty. Tym razem nie miałem zamiaru tak łatwo jej odpuścić.
- Dobra... - powiedziała zrezygnowana kobieta. - Czego chcesz?
- Badań DNA. Chcę mieć potwierdzenie na piśmie czy Tori jest, czy nie jest moją córką.
- Nie sądzisz, że to trochę za późno?! - Naskoczyła na mnie.
- Za późno?! Na co? Skąd miałem wcześniej wiedzieć, że masz dziecko?
- Po co ci to wiedzieć?
- Jeśli Tori nie jest moja, to Carrie... będzie jej prościej zrozumieć, zostać przy mnie. A jeśli jest moim dzieckiem, to...- spojrzałem na Perrie skonsternowany.
- To co? - zapytała chłodno.
- Nie wiem... - kobieta popatrzyła na mnie równie zmieszanym wzrokiem. Nie wiedziała bodajże co powiedzieć. Zachowywała się, jakby sama chciała tych badań, ale bała się do tego przyznać. - Perrie.
- Co?! - znowu wybuchła.
- Ty wiesz, kto jest jej ojcem?
- Na pewno nie ty! - wyparowała.
- Skąd, kurwa, wiesz?! - zerwałem się gwałtownie z krzesła zbliżając się w kierunku kobiety, na co ta instynktownie skuliła się w strachu przed ciosem.
- Nie wiem, okej?! Nie mam pojęcia! Skąd miałabym to wiedzieć??? Bzykałam się wtedy z czterema facetami na raz! Łącznie z tobą.
To już była przesada. Nie, żeby mnie to ruszało, ale... Wiedziałem, że zdradzała mnie z jednym mężczyzną, ale że byli jeszcze dwaj obok? Dziwka. Musiałem wyjść, bo inaczej mogłoby mnie ponieść. Wystraszyłem się samego siebie, bałem się, jak mogą się potoczyć dalsze wydarzenia, jeśli zostałbym tam.
- Jutro będę o 12 czekać pod kliniką. Macie tam być - rzucilem na odchodne nie mogąc dłużej na nią patrzeć.
Wyszedłem, a po chwili siedziałem już w aucie. Cały się trząsłem ze zdenerwowania. Nie dość, że nie otrzymałem żadnych konkretnych informacji o Tori i moim domniemanym ojcostwie, to jeszcze dowiedziałem się o kolejnych świństwach Perrie, przez które na nowo poczułem się tym szaleńcem, który ją pobił.
Carrie znikała mi z horyzontu. Bałem się, że jestem na najlepszej drodze, żeby ją stracić.

*

Wstając rano zastanawiałem się czy nie iść do Carrie i błagać ją, żeby została ze mną bez względu na wyniki badań. Im dłużej o tym myślałem, tym bardziej przekonany byłem, iż nie mam prawa o to ją prosić. Nie łudząc się dłużej i chcąc jak najszybciej załatwić tą popieprzoną sprawę, ubrałem się i wyszedłem z domu.
Na miejsce zajechałem po trzydziestu minutach. Perrie z córką już na mnie czekały.
- Cześć - powiedziałem, żeby dziewczyny odwróciły się w moją stronę.
- Idźmy już - wywarczała kobieta, gdy mnie zauważyła.
- Hej Tori - powiedziałem do dziecka.
Wiem, że może się okazać nie moją córką, ale generalnie nie miałem nic przeciwko dzieciom i miałem nadzieję, że przynajmniej umilę nam jakoś ten czas.
- Cześć - wypowiedziała cichutkim głosem i zaczęła wyciągać swoje małe rączki do mnie. Perri nie protestowała i dała mi ją potrzymać.
Próbowałem znaleźć jakieś podobieństwo, które chociaż dałoby mi wskazówkę, czego mam się spodziewać po badaniach, ale nic nie zauważyłem. Tori była czystą Perrie, jej oczy, jej włosy, jej uśmiech. Ciężko było dostrzec cechy kogoś innego, na przykład mnie...
- Pamiętasz mnie? Spotkaliśmy się niedawno u lekarza - powiedziałem uśmiechając się do niej czule.
- Pamiętam - wyszeptała mała.
- A lubisz samoloty? - spytałem pstrykając ją w nosek.
- A co to?
- Takie latające maszyny.
Oczy dziewczynki rozszerzyły się.
- Lubię latać - powiedziała podekscytowana.
- To lecimy!
Wyciągnąłem ją na prostych rękach i zacząłem wydawać z siebie dziwne dźwięki, naśladując odgłosy wydawane przez samoloty, po czym skierowaliśmy się do wind. Tori zareagowała cudownym dziecięcym śmiechem, który rozniósł się po całym holu.
Bawiłem się z córką Perrie przez cały czas pobytu w poczekalni. Gdy pobierali nam próbki mała nawet nie zauważyła obecności pielęgniarki. W końcu zleciało nam jakoś te parę godzin, więc już niebawem mogliśmy się rozstać i udać każdy w swoją stronę.
Jadąc do domu rozmyślałem o tym, który wynik byłby tak w prawdzie dla mnie pozytywniejszy. W końcu, czy to byłoby takie straszne, gdyby Tori okazała się moją córką? W klinice złapaliśmy ze sobą świetny kontakt. Sam już nie wiem. Pozostało mi jedynie czekanie na wyniki.

9 komentarzy: