środa, 26 lutego 2014

Rozdział 34

Zayn

- Carrie! Nie! Błagam cię! - krzyczałem, ale ona już nie reagowała na moje wołania.
Zmarnowałem swoją szansę, zjebałem jedyną dobrą rzecz, która w życiu mi się przytrafiła. I zrobiłem to z czystej głupoty, na własną odpowiedzialność. Zawaliłem na całym polu i nie mogłem winić Carrie za to, co się teraz działo. Ale żeby aż posuwała się tak daleko? Dlaczego miałaby to robić? Wiem, że ją zdradziłem, ale żeby od razy pędziła do niego?! Do faceta, który wyrządził jej taką krzywdę? Biegnąc za nie zauważyłem, że uciekała do więzienia. Tam, gdzie obecnie przebywał Jack. Zdziwiło mnie to niesamowicie, bo czemu miała pocieszać się u kogoś takiego jak on? Pocieszyłaby się tam w ogóle? A może po prostu chciała zrobić cokolwiek, co wyrządziłoby mi taką samą krzywdę, jaką ja sprawiłem jej. Ale żeby do Jacka? Chwilę później widziałem go wychodzącego na przekór Carrie, która rzuciwszy mu się ramiona, zaczęła go całować. On oczywiście wykorzystując okazję wpił się w jej usta równie mocno. Nie mogłem na to patrzeć.
- Carrie, błagam cię!
Jednakże ona nie słuchała. Nie zwróciła nawet głowy w moją stronę. Po prostu stała tam i obściskiwała się z Jackiem. Moje serce rozsypywało się na kawałki...

I wtedy zadzwonił mi budzik. Czas wstawać do pracy. Nie wiem, czy powinienem się cieszyć, że to był tylko sen, czy smucić, że w ogóle się obudziłem. Od dnia, kiedy powiedziałem Carrie o mojej zdradzie, nie odzywała się do mnie słowem. A mnie ta niepewność zabijała. Bez Carrie wszystko traciło sens. Nawet nie wiem, kiedy tak mocno ją pokochałem. Ale stało się. A potem spierdoliłem wszystko na równi.
Umyłem się i ubrałem, zjadłem śniadanie i wypiłem kawę, czekał mnie pierwszy dzień pracy po feriach. Szedłem tam z nieco większą "ekscytacją" niż zwykle, gdyż miałem nadzieję spotkać Carrie. Chciałem ją chociaż zobaczyć. A jak będzie możliwość, to zamienić kilka słów i błagać o przebaczenie.
Gdy dotarłem do szkoły zacząłem się zastanawiać, jak właściwie będę ją przepraszał? Jakie mam wytłumaczenie na moje szczeniackie zachowanie? Nie miałem bladego pojęcia, co mógłbym powiedzieć, żeby choć odrobinę załagodzić sytuację. Idąc korytarzem wyszukiwałem wzrokiem tej jednej, wyjątkowej twarzy.
- Dzień dobry, panie Malik - powiedział ktoś zza moich pleców. Pani Bradshaw.
- A dzień dobry, co pani tu robi? - zapytałem chyba nazbyt dociekliwie.
- Przyszłam usprawiedliwić nieobecności Carrie sprzed ferii. Trochę się tego nazbierało w tym roku.
- No tak, nic dziwnego. Dyrektor nie robił problemów?
- Ależ skąd - odpowiedziała z uśmiechem. - Nie moja córka jedna opuściła kilka dni szkolnych.
- W takim razie cieszę się, że przynajmniej w szkole nie będzie miała kłopotów.
- Ja też... - powiedziała ze smutkiem w głosie. - Przepraszam, że tak pana nagabuję, ale... - niepewnie zaczęła.
- Nie odczuwam tak tego - zapewniłem mamę Carrie.
- Po pierwsze dziękuję za ostatnią rozmowę z córką. Może nadal rzadko się uśmiecha, ale zaczęła normalnie funkcjonować - powiedziała, a mnie to trochę ucieszyło. Fakt, że było już lepiej sprawiał mi niemałą ulgę, aczkolwiek dziwiło mnie to, że nie przeżywała naszych problemów tak jak ja. - A po drugie chciała pana prosić o jeszcze jedną przysługę. Obiecuję, że kiedyś się odwdzięczę - zapowiedziała pani Bradshaw.
Przez ułamek sekundy pomyślałem, że ze mną flirtuje. Potem zbeształem się w myślach za takie irracjonalne podejrzenia. Nawet jeśli, co było mało prawdopodobne, to nie miałem teraz czasu ani sił na główkowanie nad tym.
- Naprawdę nie ma sprawy. Rozumiem w jakiej sytuacji jest Carrie i chciałbym jej pomóc - powiedziałem, a na jej twarzy dostrzegłem smutek. Nie wiem, czy wywołany depresją Carrie, czy tym, że chciałem się z nią spotkać t y l k o ze względu na jej córkę. Znowu. Zayn, przestań wszystkich o wszystko oskarżać.
- Dziękuję - powiedziała nieśmiało.
- W takim razie mógłby pan się spotkać ze mną i jako nauczyciel przedstawić mi kilka metod... poradzić jakoś, jak powinnam zachować się w tejże sytuacji? Nie mogę już patrzeć na cierpienie Carrie. A porwanie i usiłowanie zabójstwa nie jest czymś, z czym zmaga się większość nastolatków. Nie wiem, jak jej właściwie pomóc - zakończyła ze łzami w oczach pani Bradshaw.
Ciężko było mi nie mieć podejrzeń, gdy jej mama właśnie zaoferowała mi spotkanie poza szkołą. Rozumiałem, że trudno pomóc swojemu dziecku w tak trudnej sytuacji, że nie zdarza się to często, żeby porywano i trzymane je jako zakładnika. Ale to była kwesta jej sposobu wychowywania córki. Jej miłości do niej i troski o nią. Potrzebowała przede wszystkim czasu, z nim wszystko zaczęłoby się układać. Jednak odrzucanie wprost jej prośby byłoby zbyt niegrzeczne. Musiałem się z tego jakoś wywinąć.
- Pani Bradshaw, oczywiście chciałbym pomóc najbardziej, jak potrafię. Ale czy nie wolałaby pani poprosić o pomoc jakiegoś bardziej doświadczonego nauczyciela?
- Przeszło mi to przez głowę, ale potem uznałam, że zważając na okoliczności, pan byłby najlepszym wyborem - usprawiedliwiła się nieznacznie.
- W porządku w takim razie. Z chęcią pomogę pańskiej córce - odpowiedziałem formalnie.
Gdy pani Bradshaw zaczęła mi dziękować, ujrzałem Carrie na końcu korytarza obserwującą nas ze łzami w oczach. Nie mogłem rzucić się w jej stronę, bo wznieciłoby to podejrzenia ludzi. Patrzyłem tylko w jej oczy, mając głęboką nadzieję, że zrozumie mnie bez słów, jak to wiele razy nam się udawało. Po chwili pożegnałem się z jej matką i ruszyłem na swoje zajęcia. Za godzinę miałem mieć lekcje z klasą Carrie. Czekałem na nie z niecierpliwością.

Carrie

Czy on właśnie rozmawiał z moją mamą? O czym? Po co wogóle się z nią zadaje ? Zresztą nie obchodzi mnie to, to już nie moja sprawa. Nie rozumiem tego. Jak on mógł zrobić coś takiego.? Nawet jeśli się upił, bardzo dobrze wiedział że nie powinien wogóle dotykać alkoholu. Mało mu było kłopotów z Perrie? Po za tym naprawdę pomyślał że go zdradzam? Widocznie mi nie ufa a ja ? Ja głupia wierzyłam że kocha mnie tak bardzo jak ja jego, miałam nadzieję a właściwie wierzyłam w naszą wspólną przyszłość całym sercem. Kocham go. Cholera naprawdę go kocham ale nie jestem w stanie wybaczyć zdrady. Przynajmniej nie teraz. Nie mogę na niego patrzeć bo przed oczami widzę jego z jakąś laską. To boli - bardzo boli. Do tego wszystkiego zaraz będę musiała spędzić z nim całe 45 minut bo mam w-f
.
*

W końcu koniec lekcji. Tak bardzo ucieszyłam się gdy usłyszałam upragniony dzwonek. Poszłam do szafki gdzie zostawiłam niepotrzebne książki, schowałam buty na w-f i wyszłam ze szkoły. Całą lekcje Zayn próbował ze mną porozmawiać, nawet przed lekcją przyszedł do damskiej szatni ale zagroziłam że jeśli nie wyjdzie to zacznę krzyczeć. Wiem, wiem może to było dziecinne zachowanie ale nie miałam ochoty z nim rozmawiać. Może po prostu nie miałam siły...tak zdecydowanie nie mam siły. Ostatnio dużo się działo w głowie ciągle odtwarzają mi się sceny z Jackiem, nie mogę zapomnieć o tym co mi zrobił, w nocy prawie nie śpię, albo nie umiem zasnąć albo mam koszmary i budzę się w środku nocy z krzykiem. Chyba...chyba wolałabym umrzeć. Nie mam powodów do życia. Zostałam zgwałcona, przez co czuje się teraz brudna, wykorzystana, czuje się jak dziwka...Zayn mnie zdradził a tata jest alkoholikiem...nawet kiedy dopiero przyjechałam po procesie Jacka do domu ojciec upił się tłumacząc że to tylko kilka piw żeby jakoś odreagować.
Wciąż myśląc o tym wszystkim, wyszłam do domu i od razu powędrowałam na górę do swojego pokoju. Zamknęłam drzwi i opadłam na łóżko. Niemal natychmiast zaczęłam płakać. To wszystko mnie przerasta, nie daje sobie rady...jestem beznadziejna, brzydka, nikomu nie potrzebna…dziwka.. Kierując się wszystkimi myślami poszłam do łazienki wyciągnęłam mały ostry przedmiot jakim jest żyletka po czym kucnęłam przy drzwiach. Może ból fizyczny zastąpi ten psychiczny? Zrobiłam pierwsze cięcie, niezbyt głębokie. Zaraz obok niego zrobiłam następne i jeszcze następne tym razem głębsze. Przycisnęłam ostry przedmiot do ostatniej rany pogłębiając ją jeszcze bardziej i jeszcze bardziej aż krew zaczęła spływać po moim nadgarstku.
- Tak Carrie, należało ci się. Nie byłaś wystarczająco dobra dla Zayna więc cię zdradził... byłaś wystarczająco głupia żeby być w związku z takim psycholem jak Jack...jesz tyle że wyglądasz jak słoń, zdecydowanie to wszystko twoja wina - powtarzałam.
Siedziałam tak jeszcze jakieś 20 minut może 30 sama dokładnie niewiem. W końcu jednak wstałam, przemyłam nadgarstek a ponieważ najgłębsza rana wciąż krwawiła nałożyłam na nią plaster. Tak należało mi się ale nie chce żeby ktoś o tym wiedział. Nie żałuje tego, ponieważ poniekąd troszkę mi ułożyło. Rany troche szczypią ale to tylko pomaga zapomnieć o problemach.
Założyłam jakaś bluzę, leginsy i położyłam się do łóżka z zamiarem pójścia spać ale nie dane mi było zdrzemnąć się bo po jakiś 10 minutach usłyszałam jak mama mnie woła. Ruszyłam więc swoje cztery litery nie chcąc jej niepokoić i zeszłam na dół. Swoją drogą to kiedy moja matka wróciła z pracy ? Nie słyszałam jak wchodziła do domu. Poszłam do kuchni a to co tam zobaczyłam a raczej kogo zawaliło mnie z nóg.

- Profesor Malik ? Co pan tutaj robi?- spytałam zdezorientowana.

4 komentarze:

  1. Jak czytam, to tak się wciągam, że nie wiem nawet kiedy skończyłam :D jak zawsze zajefajny rozdział, ale to już pewnie wiecie :* Czemu ona nie otworzy tych zdjęć, wszystkiego się domyśli:D A początek, to że Carry biegła do więzienia to myślałam, że na serio :p

    OdpowiedzUsuń
  2. Świetny rozdział!!!! Uwielbiam każdy nowy rozdział <33

    OdpowiedzUsuń