+ 18! -18! Do wyboru, do koloru! Czytajcie i wpadajcie, codziennie komentajcie, erotyka, fantastyka, zawsze dobra gimnastyka. Dla każdego romantyka, nawet dla robotnika. Czy kobiety czy faceci, róbcie przy naszym opowiadaniu dzieci. Początek za serca Was nie chwyta? Na końcu złapiecie się za kopyta! Lubicie kiedy jest strasznie gorąco? Ta opowieść zadziała na Was kojąco.
wtorek, 12 sierpnia 2014
Notatka
Opowiadanie bedzie kontynuowane. Narazie są wakacje i żadna z nas nie ma czasu. Bardzo przepraszamy. Obiecujemy wrócić we wrześniu :)
niedziela, 11 maja 2014
Rozdział 43
Carrie
Po wspaniałym poranku i pysznym śniadanku u Zayna, po
długim, nawiasem mówiąc namiętnym pożegnaniu w końcu wróciłam do domu. W kuchni znalazłam kartkę informującą mnie o
tym że tata poszedł do pracy a mama pojechała na zakupy i wróci koło 16. Jest
południe więc mam trochę czasu żeby się przygotować. Przygotować na poważną
rozmowę z moją matką. Muszę z nią porozmawiać, wytłumaczyć jej że musi zostawić
Zayna w spokoju. Niewiem jeszcze jak to zrobię ale muszę chociaż
spróbować. Postanowiłam wziąć szybki
prysznic, a z racji tego iż dzisiaj sobota posprzątałam też mój pokój.
Wyciągnęłam moje ulubione czarne rurki, marynarkę tego samego koloru i bluzkę z
dużym czarnym napisem NEW YORK. Całość będzie wyglądać dość elegancko, ale i z
luzem. Wieczorem mój chłopak zabiera
mnie...no właśnie niewiem gdzie. Powiedział że to będzie niespodzianka. Mamy
spotkać się o 16 30 jakieś trzy domy dalej od mojego, tak żeby rodzice nic nie
zauważyli. Ubrałam wcześniej przygotowane ubrania, a włosy upięłam w wysokiego
kucyka ale nie za bardzo mi wyszedł więc zdecydowałam że zostawię je
rozpuszczone. Zrobiłam szybki i delikatny makijaż. Była już 16:15, mama wróciła
jakieś pięć minut temu więc wzięłam moją małą torebkę i zeszłam do kuchni. Mam
piętnaście minut - dam radę !
- Mmm...mamo, możemy pogadać ? - spytałam niepewnie.
- Jasne, skarbie. Coś sie stało ?
- Nie nie ja tylko chciałam...bo ja widziałam...zauważyłam
że ostatnio często rozmawiasz z Za...panem Malikiem - jąkałam się gorzej niż
małe dziecko. Rodzicielka spojrzała na mnie, ale to nie było zwykłe spojrzenie.
Wydawało mi się że troche się zdenerwowała.
- I co w związku z tym ? - spytała oschle.
- No chciałam się dowiedzieć po co.
- To nie twoja sprawa kochanie. To sprawy dorosłych.
- Mamo...mam siedemnaście lat, prawie osiemnaście . Po za
tym to mój nauczyciel więc chyba mam prawo wiedzieć o co w tym wszystkim chodzi
- oburzyłam się. Zawsze mnie tak wkurzała.
- To mój kolega i jak sama zauważyłaś twój nauczyciel.
Czasami rozmawiam z nim...zresztą przeważnie o tobie - powiedziała. Tak
najlepiej zasłaniać się mną.
- Nie sądzisz że to trochę ...że to nie wypada żebyś z nim
rozmawiała w sensie żeby to był twój kolega - spytałam robiąc przy słowie
" kolega " cudzysłów w powietrzu.
- A niby dlaczego ?
- Yyy bo masz męża, rodzinę . Po za tym jesteś chyba z 15
lat starsza - odparłam . Moje słowa przesiąknięte były sarkazmem.
- Nie będziesz mi mówiła co mam robić smarkulo a czego nie.
Bedę robiła co mi się podoba. A ty nie masz nic do gatki.
- Ciekawe co powie tata jak się dowie - krzyknęłam. Jeśli
wtedy byłam zdenerwowana i wkurzona to teraz byłam wściekła.
- Nie odważysz się ...- warknęła.
- Owszem, odważe - powiedziałam, wkładając moje czarne
balerinki.
- Ty gówniaro, nie bedzi...
- Lepiej zastanów się co robisz - przerwałam jej po czym
wyszłam z domu.
*
- Kochanie wszystko w porządku ? - spytał Zayn. Właśnie wracaliśmy
z kolacji którą dla nas przygotował. Naprawdę się postarał a ja wszystko
zepsułam. Cały wieczór myślałam o mojej " rozmowie " z mamą. Boże,
dlaczego moi rodzice zawsze muszą wszystko zepsuć, zawsze wszystko odbija się
na mnie.
- Tak wszystko okey - odparłam i cicho westchnęłam.
- Carrie, przecież widzę że coś nie tak. Wiesz że mnie
możesz powiedzieć o wszystkim.
- To nic takiego, po prostu pokłóciłam się z moją mamą.
Przepraszam za dziś ja ...ona ..oni zawsze to robią, psują mi humor i
wyprowadzają z równowagi.
- Spokojnie skarbie nie masz za co przepraszać. Wiem jak to
jest moi rodzice też dawali mi w kość.
- Kocham Cię - powiedziałam nagle i wtuliłam się w niego.
Sama niewiem co mnie naszło, chyba potrzebowałam pocieszenia. Potrzebowałam
tego żeby mnie przytulił, pocałował i powiedział ze wszystko będzie dobrze choć
doskonale zdawałam sobie sprawę że wcale tak nie będzie. Rozmawialiśmy jeszcze
dość długo, siedząc w parku na ławce a kiedy zrobiło się już późno Zayn
odprowadził mnie do domu.
_______________________________________________________________________________
Wiemy że długo nie było rozdziału, przepraszamy ale naprawdę ciężko wyrobić z czasem. Nam po prostu go brakuje. Ale nigdy nie zostawimy tego opowiadania - tego możecie być pewni. To do następnego kochani ;**
piątek, 18 kwietnia 2014
Rozdział 42
Zayn
- Wstawaj, kochanie... Obudź się... Już prawie południe... Wstawaj... - słyszałem jak przez mgłę.
- Jeszcze chwilka - wychrypiałem zaspanym głosem.
- No skarbie... proszę... - dosłyszałem już wyraźniej, bo było to wymruczane do mojego ucha, po czym poczułem na nim składany delikatny pocałunek.
Nie chciałem marnować okazji przez spanie w nieskończoność, więc rozciągnąłem się na całą długość łóżka i odwróciłem w kierunku źródła szeptów.
- Hej kochanie - wyszeptałem z nadal przymrużonymi oczami, chcąc ją pocałować.
Otworzyłem oczy i osz kurwa! Co tu robiła pani Bradshaw?! O kurwa kurwa kurwa! Wyskoczyłem z łóżka jak oparzony.
- Co ty tu robisz?! - wrzasnąłem trochę za ostro, bądź co bądź należało zachować jakieś strzępki kultury w stosunku do starszych.
- Jak to co? Nie pamiętasz naszej nocy? Wiedziałam, że trochę za dużo wypiłeś, ale żeby aż tak...? - mówiła Anne zbliżając się do mnie coraz to bardziej.
- O czym ty mówisz? - o czym ona mówiła?
Nic takiego się nie wydarzyło! Nie piłem wczoraj. To niemożliwe.
- Już ty dobrze wiesz o czym - powiedziała znajdując się już centymetry ode mnie.
- Anne... Nie wiem, co się wydarzyło, ale to jakieś nieporozumienie - powiedziałem szybko próbując zachować jak największy dystans między nami.
- Ależ kotku... - ciągnęła uwodzicielskim tonem - było nam tak dobrze - zakończyła wkładając dłoń do moich bokserek.
Zwariowałem! Co tu się działo?! Za plecami poczułem ścianę, Anne przycisnęła mnie do niej całym ciężarem swojego ciała. Ok, mogło się zdawać, że jestem facetem i bez problemów mógłbym się od niej odsunąć, ale nie miałem siły! Czułem się, jakbym przed chwilą przebiegł maraton, a w jego trakcie nadział się na stado oprychów z maczugami w rękach. Musiałem więc ją przekonać słownie do zaprzestania dalszych ruchów, do powrotu na ziemię! To się nie mogło dziać naprawdę!
- Anne, przestań! Co ty wyprawiasz??? Masz męża, masz córkę, jestem jej nauczycielem, jestem jej... - ugryzłem się w język.
Jeszcze chwila, a mógłbym powiedzieć za dużo.
- Mój mąż mnie nie kocha... Ja go też nie kocham...Chcę ciebie. Pragnę tylko ciebie - padła na kolana ciągnąć wraz ze sobą ku ziemi moje bokserki.
- Anne, ja jestem z Carrie! Jestem z twoją córką! Z Carrie! Carrie - krzyczałem, ale ona nie słuchała.
- Zayn... Zayn.
- Przestań!
- Zayn, obudź się kochanie - usłyszałem nagle.
Zacząłem się miotać po łóżku. Po łóżku! Byłem na łóżku. Przed chwilą staliśmy pod ścianą. Co... Co się stało?
- Zayn... To tylko sen. Obudź się.
- Carrie? - byłem w szoku widząc jej anielską twarz przed sobą.
- To ja... Wszystko w porządku? Chyba śniło ci się coś złego.
- Tak tak, wszystko dobrze. To był tylko bardzo dziwny koszmar.
- Krzyczałeś moje imię - uśmiechnęła się zawadiacko. - Dobrze wiedzieć, że nawiedzam cię w koszmarach... Superrr - zażartowała dziewczyna, na co spojrzałem na nią spode łba i powiedziałem:
- Nie, to nie tak - wyszczerzyłem zęby w szerokim uśmiechu. - Śniło mi się, że... - zawahałem się.
Czy to aby na pewno był dobry pomysł, opowiadać Carrie taki sen?
- Że...? - ponaglała mnie.
- Że... - droczyłem się z nią.
Opowiadanie jej tego nie było chyba nazbyt dobrym planem.
- No ej - zaśmiała się i szturchnęła mnie w ramię.
- Hmm? - wychrypiałem zbliżając się do niej.
- Nie zmieniaj tematu - zachichotała.
- A o czym rozmawialiśmy? - wyszeptałem do jej ucha, po czym zacząłem składać na jej szyi miliony pocałunków.
- O... - próbowała Carrie nawiązać do tematu, ale ja miałem inne zamiary.
Zamknąłem jej usta w żarliwym pocałunku. Po chwili byliśmy już całkowicie nadzy i rozpaleni.
*
- Nie powiesz mi, co ci się śniło, prawda? - zapytała Carrie z bananem na twarzy.
Leżeliśmy na łóżku wtuleni w siebie po intensywnym, gorącym poranku. Czy mógłbym chcieć więcej? Tydzień zleciał w miarę szybko, szkoła nie była tak męcząca wiedząc, że po pracy czekało mnie spotykanie z Carrie. Chciałbym tylko być jej chłopakiem w oczach jej matki, a nie "koleżanką", do której idzie spać na noc, bo do późna będą robiły "projekt". Póki co jednak musiało mi to wystarczać. Musiało NAS obu to zadowalać.
- Nie pamiętam już. Wybiłaś z mojej głowy wszystko - puściłem jej oczko.
- Aha... Na pewno - odpowiedziała z sarkazmem.
- Chcesz śniadanko?
- Jeszcze pytasz? - uśmiechnęła się ochoczo.
Wstałem, wsunąłem gacie na mój goły tyłek, przez co Carrie wydała z siebie pomruk niezadowolenia wywołując tym u mnie wybuch śmiechu.
Rozdział znów nieco krótki, ale to nie na stałe takie będą :( Jak zrobi się więcej wolnego itp, to będą dłuższe i częściej prawdopodobnie :D Wybaczcie i dziękujemy, że nadal czytacie (ci nieliczni haha ;p)
- Wstawaj, kochanie... Obudź się... Już prawie południe... Wstawaj... - słyszałem jak przez mgłę.
- Jeszcze chwilka - wychrypiałem zaspanym głosem.
- No skarbie... proszę... - dosłyszałem już wyraźniej, bo było to wymruczane do mojego ucha, po czym poczułem na nim składany delikatny pocałunek.
Nie chciałem marnować okazji przez spanie w nieskończoność, więc rozciągnąłem się na całą długość łóżka i odwróciłem w kierunku źródła szeptów.
- Hej kochanie - wyszeptałem z nadal przymrużonymi oczami, chcąc ją pocałować.
Otworzyłem oczy i osz kurwa! Co tu robiła pani Bradshaw?! O kurwa kurwa kurwa! Wyskoczyłem z łóżka jak oparzony.
- Co ty tu robisz?! - wrzasnąłem trochę za ostro, bądź co bądź należało zachować jakieś strzępki kultury w stosunku do starszych.
- Jak to co? Nie pamiętasz naszej nocy? Wiedziałam, że trochę za dużo wypiłeś, ale żeby aż tak...? - mówiła Anne zbliżając się do mnie coraz to bardziej.
- O czym ty mówisz? - o czym ona mówiła?
Nic takiego się nie wydarzyło! Nie piłem wczoraj. To niemożliwe.
- Już ty dobrze wiesz o czym - powiedziała znajdując się już centymetry ode mnie.
- Anne... Nie wiem, co się wydarzyło, ale to jakieś nieporozumienie - powiedziałem szybko próbując zachować jak największy dystans między nami.
- Ależ kotku... - ciągnęła uwodzicielskim tonem - było nam tak dobrze - zakończyła wkładając dłoń do moich bokserek.
Zwariowałem! Co tu się działo?! Za plecami poczułem ścianę, Anne przycisnęła mnie do niej całym ciężarem swojego ciała. Ok, mogło się zdawać, że jestem facetem i bez problemów mógłbym się od niej odsunąć, ale nie miałem siły! Czułem się, jakbym przed chwilą przebiegł maraton, a w jego trakcie nadział się na stado oprychów z maczugami w rękach. Musiałem więc ją przekonać słownie do zaprzestania dalszych ruchów, do powrotu na ziemię! To się nie mogło dziać naprawdę!
- Anne, przestań! Co ty wyprawiasz??? Masz męża, masz córkę, jestem jej nauczycielem, jestem jej... - ugryzłem się w język.
Jeszcze chwila, a mógłbym powiedzieć za dużo.
- Mój mąż mnie nie kocha... Ja go też nie kocham...Chcę ciebie. Pragnę tylko ciebie - padła na kolana ciągnąć wraz ze sobą ku ziemi moje bokserki.
- Anne, ja jestem z Carrie! Jestem z twoją córką! Z Carrie! Carrie - krzyczałem, ale ona nie słuchała.
- Zayn... Zayn.
- Przestań!
- Zayn, obudź się kochanie - usłyszałem nagle.
Zacząłem się miotać po łóżku. Po łóżku! Byłem na łóżku. Przed chwilą staliśmy pod ścianą. Co... Co się stało?
- Zayn... To tylko sen. Obudź się.
- Carrie? - byłem w szoku widząc jej anielską twarz przed sobą.
- To ja... Wszystko w porządku? Chyba śniło ci się coś złego.
- Tak tak, wszystko dobrze. To był tylko bardzo dziwny koszmar.
- Krzyczałeś moje imię - uśmiechnęła się zawadiacko. - Dobrze wiedzieć, że nawiedzam cię w koszmarach... Superrr - zażartowała dziewczyna, na co spojrzałem na nią spode łba i powiedziałem:
- Nie, to nie tak - wyszczerzyłem zęby w szerokim uśmiechu. - Śniło mi się, że... - zawahałem się.
Czy to aby na pewno był dobry pomysł, opowiadać Carrie taki sen?
- Że...? - ponaglała mnie.
- Że... - droczyłem się z nią.
Opowiadanie jej tego nie było chyba nazbyt dobrym planem.
- No ej - zaśmiała się i szturchnęła mnie w ramię.
- Hmm? - wychrypiałem zbliżając się do niej.
- Nie zmieniaj tematu - zachichotała.
- A o czym rozmawialiśmy? - wyszeptałem do jej ucha, po czym zacząłem składać na jej szyi miliony pocałunków.
- O... - próbowała Carrie nawiązać do tematu, ale ja miałem inne zamiary.
Zamknąłem jej usta w żarliwym pocałunku. Po chwili byliśmy już całkowicie nadzy i rozpaleni.
*
- Nie powiesz mi, co ci się śniło, prawda? - zapytała Carrie z bananem na twarzy.
Leżeliśmy na łóżku wtuleni w siebie po intensywnym, gorącym poranku. Czy mógłbym chcieć więcej? Tydzień zleciał w miarę szybko, szkoła nie była tak męcząca wiedząc, że po pracy czekało mnie spotykanie z Carrie. Chciałbym tylko być jej chłopakiem w oczach jej matki, a nie "koleżanką", do której idzie spać na noc, bo do późna będą robiły "projekt". Póki co jednak musiało mi to wystarczać. Musiało NAS obu to zadowalać.
- Nie pamiętam już. Wybiłaś z mojej głowy wszystko - puściłem jej oczko.
- Aha... Na pewno - odpowiedziała z sarkazmem.
- Chcesz śniadanko?
- Jeszcze pytasz? - uśmiechnęła się ochoczo.
Wstałem, wsunąłem gacie na mój goły tyłek, przez co Carrie wydała z siebie pomruk niezadowolenia wywołując tym u mnie wybuch śmiechu.
Rozdział znów nieco krótki, ale to nie na stałe takie będą :( Jak zrobi się więcej wolnego itp, to będą dłuższe i częściej prawdopodobnie :D Wybaczcie i dziękujemy, że nadal czytacie (ci nieliczni haha ;p)
niedziela, 13 kwietnia 2014
Rozdział 41
Carrie
- Nie proszę, nie rób mi krzywdy - łkałam.
- Za późno na wszelkie prośby suko. Chciałem...ba, ja nawet dałem ci a właściwie nam szansę na normalny związek ale ty tego nie doceniłaś - powiedział i ponownie zaczął mnie rozbierać.
- Jack, proszę cię...
- Zamknij się i tak już to robiliśmy, nie pamiętasz? - zapytał z uśmieszkiem. Po chwili bylam już w samej bieliźnie.
- Nie, proszę, Jack nie, ja nie chce...- zaczęłam krzyczeć.
- Carrie, kochanie spójrz na mnie to tylko sen - usłyszałam. Powoli otworzyłam zaspane oczy i zobaczyłam Zayna. Siedział na łóżku koło mnie i wpatrywał się pytająco we mnie. Po chwili już znalazłam się w jego objęciach.
- Skarbie co ci się śniło ? Cały czas krzyczałaś i prosiłaś żeby czegoś nie robić - spytał zatroskany.
- Ja.... - nie umiałam się wysłowić. Czy chce żeby Zayn wiedział o moich koszmarach ? - To nic takiego po prostu miałam zły sen - odparłam wymjjająco
- Carrie, spójrz na mnie i powiedz mi prawdę - powiedział spokojnie - Wiesz ze możesz mi zaufać.
- Wiem to wiem. Ufam Ci po prostu nie chce żebyś się martwił.
- Skarbie, proszę cię nie mów takich bzdur. Chce się tobą opiekować, kocham cię, jesteś całym moim światem i chce wiedzieć jeśli coś cię trapi.
- Śni mi się Jack. On ....on krzywdzi mnie, a ja nie potrafię nic z tym zro...- nie dokończyłam, gdyż nie byłam w stanie. Dławiłam się własnymi łzami. Jeszcze mocniej wtuliłam się w chłopaka.
- Ciii...skarbie wszystko będzie dobrze. Jack już nigdy cię nie skrzywdzi. Obiecuje - mówił uspokajająco - Od kiedy śnią ci się te koszmary, znaczy ile czasu ?
- Od naszego przyjazdu z Barcelony... - wyjąkałam.
- Powinnaś była mi powiedzieć kochanie. A teraz nie przejmuj się już niczym i spróbuj ponownie zasnąć - poprosił. Razem z mulatem opadliśmy na łóżko. Chłopak przyciągnął mnie do siebie tak że teraz leżeliśmy wtuleni w siebie.
- Kocham cię Zayn - szepnęłam.
- Ja ciebie bardziej maleńka - usłyszałam zanim odpłynęłam do krainy morfeusza.
*
- Ugr..dobrze niech będzie. Pojadę z tobą do Włoch - powiedziałam, już zmęczona ciągłym zrzędzeniem Zayna. Od kilku dniu męczy mnie o ten wyjazd. I chociaż nie jestem co do niego przekonana to pojadę. Może będzie fajnie ?
- Tak się cieszę skarbie - odparł, wziął mnie na ręce i zaczął kręcić się w kółko. Poczułam się jak małe dziecko. Zawsze kiedy byłam mała chodziłam z tatą na plac zabaw albo po prostu się z nim wygłupiałam. Niestety...czasy się zmieniają, ludzie się zmieniają. Teraz, nie mam z ojcem kontaktu.
- Carrie, wszystko w porządku - spytał zmartwiony. Nawet nie zauważyłam że już się nie kręcimy. Chciałabym porozmawiać z kimś o tym co dzieje się w mojej rodzinie ale cholernie się wstydzę. Nie..narazie nie bedę o tym mówić.
- Tak, w jak najlepszym porządku - westchnęłam.
- Wiesz że możesz porozmawiać ze mną o wszystkim prawda ?
- Tak Zayn wiem. Zjemy jakiś obiad ?
- Yy..jasne . Na co masz ochotę ?
- Może zrobimy spaghetti ?
- Umiesz gotować ?
- Coś tam potrafię kochanie a coś Ty taki zdziwiony ?
- Po prostu jestem zaskoczony.
- Mam nadzieję pozytywnie ?
- Oczywiście kochanie, wszystko związane z tobą jest dla mnie pozytywne - powiedział po czym złączył nasze usta w namiętnym pocałunku.
________________________________________________________________________________
Hejka ;)
Wiem, przepraszamy Ze takie długie przerwy między rozdziałami, ale narazie tak musi być. Nie mamy czasu ( szkoła , treningi i inne zajęcia ) więc musicie nam wybaczyć. Króciutki rozdział. Obiecuje że następny rozdział z perspektywy Carrie będzie dłuższy ;**
niedziela, 6 kwietnia 2014
Rozdział 40
Zayn
Do wycieczki zostało zaledwie parę tygodni, a mi nadal nie udało się przekonać Carrie do wyjazdu. Uparła się, złapała swojego zdania. Stwierdziła, że nie nadaje się na plażę, na strój kąpielowy. Oczywiście według mnie powinna być dumna ze swojego ciała, ale nie wiem już, jak ją do tego przekonać. Muszę dać jej czas na własne przemyślenia, może chęć spędzenia ze mną tej wycieczki przebije nawet jej irracjonalne obawy.
Lekcje leciały mi dzisiaj jedna po drugiej, nawet nie zorientowałem się, gdy nadeszła ostatnia godzina. Miałem mieć wf z klasą Carrie, co mi się bardzo uśmiechało. Czekałem na sali gimnastycznej aż ujrzę jej kochaną twarz. Udawanie przed wszystkimi, że nie łączy nas kompletnie nic poza relacjami uczennica-nauczyciel było trudne, jednak mus to mus.
Wreszcie klasa weszła na salę. Uczniowie zaczęli mi się kłaniać i witać ze mną. Zauważyłem chłopaka, który nigdy wcześniej tu nie bywał. Zapytałem go o nazwisko.
- Jestem Dan - odpowiedział z cwanym uśmieszkiem na twarzy.
- Dan... W porządku. Dzisiaj zagramy w siatkówkę - oznajmiłem uczniom.
Przeprowadziłem krótką rozgrzewkę, po czym ustawiliśmy się na boisku i wprowadziliśmy piłkę w grę. Czasami lubiłem ćwiczyć wraz z uczniami na lekcjach. Siedzenie na ławce i obserwowanie ich było niezwykle nudne. Ostatnie rozmowy i śmiechy cichły w miarę rozkręcania się gry.
- Hej! Carrie - krzyknął Dan z drugiej połowy boiska. - Zgrabnie ten twój tyłeczek wygląda w tych spodenkach.
Popatrzyłem na Carrie, która jedynie spiorunowała chłopaka spojrzeniem i sarkastycznie odpowiedziała "Ha ha ha". Ja jednak wiedziałem, że niepotrzebne jej były żartobliwe komentarze innych do jeszcze gorszego samopoczucia. Chłopak uśmiechnął się triumfalnie, na co niekontrolowanie prychnąłem pod nosem, a że Dan stał pozycję obok mnie, dosłyszał ten dźwięk.
- Coś chciał pan powiedzieć? - zapytał z podłym uśmieszkiem na twarzy.
Carrie już zapewne panikowała stojąc na swoim miejscu, ale strach mi było zerknąć na nią i dodać otuchy w jakiś sposób. Ktoś jeszcze mógł dostrzec naszą wymianę spojrzeń. Okej, może przeceniałem zdolności empatyczne uczniów i ich umiejętność rozpoznawania relacji międzyludzkich, ale gdybym się tym wcale nie przejmował, moglibyśmy już do tego czasu mieć kłopoty.
- Skup się na grze, a nie wpatrywaniu w pośladki. Od samego patrzenia na nie i oceniania ich nic nie zyskasz - powiedziałem poważnym tonem.
- Okeej, niech pan wyluzuje... Poza tym nie żeby to była pana sprawa, na czyją dupę patrzę. Uczennice i tak są poza pana zasięgiem, czyż nie?
- Ni.. - wszedł mi w słowo.
- Chyba, że nie? Niewątpliwie nie jedna z dziewczyn chciałaby się znaleźć z panem w niejednoznacznej sytuacji.. Może któraś już się znalazła?
Co za pieprzony smarkacz. Myśli sobie, że skoro jest nowy, to nikt nie wyciągnie konsekwencji z tego, co mówi. Oby się za szybko nie cieszył z 'sukcesu'.
- Może powinieneś zająć się swoimi sprawami, gówniarzu, a nie wymyślać jakieś niestworzone historie - odpowiedziałem opanowany.
Modliłem się tylko, żeby Carrie nie dała po sobie niczego znać.
- Boi się pan tego, co mam do powiedzenia? Skoro to kłamstwa, to i tak wlecą jednym uchem, a drugim wylecą.
- Zaraz ty wylecisz z tej sali, jak tak bardzo ci przeszkadzam.
- Grozi mi pan? - zapytał udając wystraszonego.
- Ja? Słyszeliście, żebym mu groził? - spytałem klasę zdziwiony z uśmiechem na twarzy.
- Nie - odpowiedziało kilka rozbawionych osób.
Niektórym jednak do śmiechu nie było.
- Dooobra, już się nie odzywam - powiedział zrezygnowany nastolatek. - Do czasu... - wyszeptał słyszalnie tylko dla mojego ucha, gdyż jako jedyny znajdowałem się na tyle blisko niego.
*
Po powrocie do domu nareszcie mogłem odetchnąć. Ta jedna lekcja przysporzyła mi mnóstwo nerwów. Nie ukrywam, że strachu również się najadłem. Ok, prawdopodobieństwo, że wie o mnie i Carrie jest znikome, bo skąd miałby wiedzieć? Szczerze wątpię, żeby tak było. Jeśli jednak kiedyś nas gdzieś zobaczył i dopowiedział sobie do tego całą historię, to nie wróżyło to nic dobrego. Jednak byłoby to niesłychanie dziwne, gdyby akurat nas widział i gdyby akurat do naszej szkoły się przepisał. Aczkolwiek wolałem się nie przekonywać póki co, jak było naprawdę. Nie chciałem się martwić na zapas. Zostałem przy tym, że jest to po prostu rozwydrzony nastolatek, który będąc 'nowym' chciał skupić na sobie uwagę i wzbudzić ciekawość rówieśników. Zdawało mi się, że ta jedna jedyna akcja nie wywołała niczyich podejrzeń, więc nie chciałem na razie niepokoić Carrie.
Do wycieczki zostało zaledwie parę tygodni, a mi nadal nie udało się przekonać Carrie do wyjazdu. Uparła się, złapała swojego zdania. Stwierdziła, że nie nadaje się na plażę, na strój kąpielowy. Oczywiście według mnie powinna być dumna ze swojego ciała, ale nie wiem już, jak ją do tego przekonać. Muszę dać jej czas na własne przemyślenia, może chęć spędzenia ze mną tej wycieczki przebije nawet jej irracjonalne obawy.
Lekcje leciały mi dzisiaj jedna po drugiej, nawet nie zorientowałem się, gdy nadeszła ostatnia godzina. Miałem mieć wf z klasą Carrie, co mi się bardzo uśmiechało. Czekałem na sali gimnastycznej aż ujrzę jej kochaną twarz. Udawanie przed wszystkimi, że nie łączy nas kompletnie nic poza relacjami uczennica-nauczyciel było trudne, jednak mus to mus.
Wreszcie klasa weszła na salę. Uczniowie zaczęli mi się kłaniać i witać ze mną. Zauważyłem chłopaka, który nigdy wcześniej tu nie bywał. Zapytałem go o nazwisko.
- Jestem Dan - odpowiedział z cwanym uśmieszkiem na twarzy.
- Dan... W porządku. Dzisiaj zagramy w siatkówkę - oznajmiłem uczniom.
Przeprowadziłem krótką rozgrzewkę, po czym ustawiliśmy się na boisku i wprowadziliśmy piłkę w grę. Czasami lubiłem ćwiczyć wraz z uczniami na lekcjach. Siedzenie na ławce i obserwowanie ich było niezwykle nudne. Ostatnie rozmowy i śmiechy cichły w miarę rozkręcania się gry.
- Hej! Carrie - krzyknął Dan z drugiej połowy boiska. - Zgrabnie ten twój tyłeczek wygląda w tych spodenkach.
Popatrzyłem na Carrie, która jedynie spiorunowała chłopaka spojrzeniem i sarkastycznie odpowiedziała "Ha ha ha". Ja jednak wiedziałem, że niepotrzebne jej były żartobliwe komentarze innych do jeszcze gorszego samopoczucia. Chłopak uśmiechnął się triumfalnie, na co niekontrolowanie prychnąłem pod nosem, a że Dan stał pozycję obok mnie, dosłyszał ten dźwięk.
- Coś chciał pan powiedzieć? - zapytał z podłym uśmieszkiem na twarzy.
Carrie już zapewne panikowała stojąc na swoim miejscu, ale strach mi było zerknąć na nią i dodać otuchy w jakiś sposób. Ktoś jeszcze mógł dostrzec naszą wymianę spojrzeń. Okej, może przeceniałem zdolności empatyczne uczniów i ich umiejętność rozpoznawania relacji międzyludzkich, ale gdybym się tym wcale nie przejmował, moglibyśmy już do tego czasu mieć kłopoty.
- Skup się na grze, a nie wpatrywaniu w pośladki. Od samego patrzenia na nie i oceniania ich nic nie zyskasz - powiedziałem poważnym tonem.
- Okeej, niech pan wyluzuje... Poza tym nie żeby to była pana sprawa, na czyją dupę patrzę. Uczennice i tak są poza pana zasięgiem, czyż nie?
- Ni.. - wszedł mi w słowo.
- Chyba, że nie? Niewątpliwie nie jedna z dziewczyn chciałaby się znaleźć z panem w niejednoznacznej sytuacji.. Może któraś już się znalazła?
Co za pieprzony smarkacz. Myśli sobie, że skoro jest nowy, to nikt nie wyciągnie konsekwencji z tego, co mówi. Oby się za szybko nie cieszył z 'sukcesu'.
- Może powinieneś zająć się swoimi sprawami, gówniarzu, a nie wymyślać jakieś niestworzone historie - odpowiedziałem opanowany.
Modliłem się tylko, żeby Carrie nie dała po sobie niczego znać.
- Boi się pan tego, co mam do powiedzenia? Skoro to kłamstwa, to i tak wlecą jednym uchem, a drugim wylecą.
- Zaraz ty wylecisz z tej sali, jak tak bardzo ci przeszkadzam.
- Grozi mi pan? - zapytał udając wystraszonego.
- Ja? Słyszeliście, żebym mu groził? - spytałem klasę zdziwiony z uśmiechem na twarzy.
- Nie - odpowiedziało kilka rozbawionych osób.
Niektórym jednak do śmiechu nie było.
- Dooobra, już się nie odzywam - powiedział zrezygnowany nastolatek. - Do czasu... - wyszeptał słyszalnie tylko dla mojego ucha, gdyż jako jedyny znajdowałem się na tyle blisko niego.
*
Po powrocie do domu nareszcie mogłem odetchnąć. Ta jedna lekcja przysporzyła mi mnóstwo nerwów. Nie ukrywam, że strachu również się najadłem. Ok, prawdopodobieństwo, że wie o mnie i Carrie jest znikome, bo skąd miałby wiedzieć? Szczerze wątpię, żeby tak było. Jeśli jednak kiedyś nas gdzieś zobaczył i dopowiedział sobie do tego całą historię, to nie wróżyło to nic dobrego. Jednak byłoby to niesłychanie dziwne, gdyby akurat nas widział i gdyby akurat do naszej szkoły się przepisał. Aczkolwiek wolałem się nie przekonywać póki co, jak było naprawdę. Nie chciałem się martwić na zapas. Zostałem przy tym, że jest to po prostu rozwydrzony nastolatek, który będąc 'nowym' chciał skupić na sobie uwagę i wzbudzić ciekawość rówieśników. Zdawało mi się, że ta jedna jedyna akcja nie wywołała niczyich podejrzeń, więc nie chciałem na razie niepokoić Carrie.
wtorek, 1 kwietnia 2014
Rozdział 39
Carrie
Jak zwykle weekend minął zbyt szybko. Wydarzyło się tak
wiele. Wciąż nie mogę uwierzyć w to że moja mama jest zainteresowana moim chłopakiem.
Po części rozumiem że szuka pocieszenia , miłości, poczucia bezpieczeństwa i
wszystkiego innego czego jej brakuje, czego mój tata nie może jej zapewnić. Ich
małżeństwo to już fikcja. Ojciec alkoholik, który kiedy tylko wypije robi
awantury, a matka będąc jeszcze w związku małżeńskim podrywa innych mężczyzn.
Tak tak zdecydowanie koniec ich wspólnego życia. Tylko dlaczego się nie
rozwiadą? Szczerze powiedziawszy już dawno namawiałam do tego mamę. Mam już
dość takiego życia. Codziennie wracam ze szkoły myśląc o tym jaki będzie mój
tata...czy już coś wypił...czy dopiero się napije...a może dziś w ogóle nie
tknie żadnego trunku co byłoby świętem no ale cóż - zdarzają sie takie dni.
Rzadko ,bo rzadko ale się zdarzają. Mój tata już dawno dokonał wyboru...wyboru
między rodziną a alkoholem. Mówiliśmy, prosiliśmy aby poszedł na terapię żeby
chociaż spróbował ale do niego to wszystko nie dociera. Wciąż upiera się że nie
potrzebuje pomocy żadnego specjalisty. Rozumiem więc postępowanie mojej matki i
nawet cieszę się ze stara sie ruszyć na przód, ale czemu musiała wybrać akurat
Zayna? Jeśli nie da sobie z nim spokoju bedę musiała jej powiedzieć o...o mnie
i Zaynie. Szczerze - teraz boję sie jej reakcji jeszcze bardziej niż na
początku naszej znajomości.
*
- Carrie, przemyśl to jeszcze proszę - powiedział Zayn
wychodząc z samochodu. Mieliśmy na tą samą godzinę więc przyjechaliśmy razem. Oczywiście
zaparkowaliśmy na jakimś pustkowiu nie daleko szkoły tak, żeby nikt nas nie
zauważył. Przez całą drogę chłopak namawiał mnie żebyś jechała na tą wycieczkę
do Włoch. Okazało się że dyrektor prosił go żeby pojechał z nami jako nasz
opiekun. Nie powiem to cholernie dobry pomysł. W sensie prawie dwa tygodnie we
Włoszech...z Zaynem. Ale jak ja się tam pokaże? Kocham plażę, morze ale moja
figura pozostawia wiele do życzenia. Po prostu boję się ze wtedy on mnie
...zostawi . Tak po prostu . W końcu jest taki przystojny, sensowny a ja ? Ehh
szkoda gadać.
- Halo...ziemia do Carrie. Jesteś tam ?
- Tak , przepraszam zamyśliłam się. Porozmawiajmy o tym
później dobrze ? - spytałam.
- Dobrze. W takim razie Chodźmy bo się jeszcze spóźnimy.
*
Dotarliśmy do szkoły w sam raz aby zdążyć i się nie spóźnić.
Pożegnaliśmy sie cichym " dozobaczenia później " i rozeszliśmy się,
każdy w swoją stronę. Weszłam do klasy i usiadłam obok uśmiechniętej Jennifer.
- Hej - przywitałam się.
- Hej, jak minął weekend?- spytała puszczając oczko.
- Dobrze ale zdecydowanie za szybko.
- Spokojnie jeszcze zdążysz pomiziać się ze swoim Romeo -
powiedziała rozbawiona.
- Jenni - syknęłam.
- Oj dobrze już dobrze. Przepra...
- Dzień dobry klaso - przerwał jej nauczyciel - Oto nasz
nowy uczeń Danny. Będzie chodził z wami na zajęcia - oznajmił po czym zwrócił
się do chłopaka - Możesz usiąść koło - rozejrzał się po klasie - koło Carrie -
wskazał na mnie palcem. W naszej klasie ławki są połączone tak żeby w każdym rzędzie
było ich po trzy. Chłopak posłusznie zajął swoje miejsce tak że teraz po swojej
prawej miałam Jennifer a po lewej nowego kolege.
- Hej jestem Dan - powiedział z uśmiechem.
- Hej to jest Carrie a ja nazywam się Jennifer -odparła
troche zbyt szybko. Zdziwiona spojrzałam na nią. Jej oczy błyszczały a szeroki
uśmiech rozświetlał jej twarz. Wciąż była wpatrzona w Dan'a . Znam to
spojrzenie.
- Spodobał ci się - szepnęłam tak żeby tylko ona mnie
usłyszała.
- Co ? Nie no co ty. Ja nie szukam nikogo. Dobrze mi samej.
- Taa jasne - parsknęłam. Gwałtownie obróciła głowę w moją
stronę i gdyby spojrzeniem można było zabijasz - już byłabym martwa.
_________________________________________________________________________________
Hej ;) Z góry przepraszam, rozdział miał być już wczoraj ale zupełnie o tym zapomniałam. Jest troszkę krótszy niż zazwyczaj ale niestety teraz takie bedą z racji braku czasu. Obie jesteśmy bardzo zajęte i codziennie późno wracamy do domu. Trzymajcie się mamy nadzieje że się spodoba.
Ps: mamy kilka fajnych pomysłów na ciąg dalszy not good enough ;**
czwartek, 27 marca 2014
Rozdział 38
Carrie
- Dzień dobry pani Bradshaw. Co panią do mnie sprowadza?
Usłyszałam. To nie możliwe… Moja mama ? Co moja matka robi u
Zayna ? Zeszłam z kanapy na której leżałam w ekspresowym tempie zaczęłam się
ubierać, jednocześnie starając się być cicho żeby usłyszeć o czym rozmawiają.
- Dzień dobry Zayn. Mówiłam żebyś mówił mi po imieniu.
- Przepraszam ciężko się przestawić z pani na „ ty „
- W porządku. Przyszłam zapytać się czy miałbyś ochotę na
kawę? Carrie wyszła do koleżanki a ja chciałabym o niej z tobą porozmawiać.
Co ? Czemu ona przychodzi do Zayna i dlaczego chce rozmawiać
o mnie? Przecież…nie ja już nic nie rozumiem.
- Bardzo mi przykro pani Brad…Anne ale teraz nie mogę ,
jestem …yyy trochę zajęty.
Tak jest , mój chłopczyk kłamał jak z nut. Chociaż może był
zajęty…mną. Leciutko wychyliłam się z za rogu tak żebym ja mogła widzieć całą
sytuacje ale żeby nie zauważyła mnie moja mama.
- Ochh.. no dobrze…trudno najwyżej przyjdę innym razem. To
na razie Zayn .
Powiedziała i dała mu lekkiego całusa w policzek. Boże jak
dobrze że już idzie . Gdyby dowiedziała się że tu jestem miałabym szlaban do
końca ży.. Zaraz co? Wróć. Co ona zrobiła? Pocałowała go w policzek? Nie
musiało mi się przywidzieć…ale przecież…widziałam…
- Carrie to nie tak jak myślisz kochanie – spojrzałam w górę
i ujrzałam mojego chłopaka. Objął dłońmi moją twarz i chciał powiedzieć coś
jeszcze ale nie dałam mu na to szansy.
- Czy moja matka właśnie cię pocałowała? – spytałam z
niedowierzaniem.
- Skarbie spokojnie , ja ci wszystko wytłumaczę…to był tylko
niewinny całus w policzek… musisz wiedzieć że twoja mama mnie pod…
- Czy ty siebie słyszysz? Niewinny całus? To moja
matka…sypiasz z jej córką…- przerwałam
- Kurwa Carrie posłuchaj. Chciałem ci to powiedzieć już
dawno. Twoja matka ona…- zaczął się jąkać – ona mnie podrywa, tak mi się
wydaję. Ale ja oczywiście nie jestem zainteresowany – zaprzeczył szybko.
- O mój boże – szepnęłam. Nie mogłam w to uwierzyć. Przecież
ona ma męża, dziecko…jak ona może…i to jeszcze z Zaynem. Och mamo gdybyś tylko
wiedziała o moim związku…
- Kiedy to się zaczęło – zapytałam spokojnie
- Jakieś półtorej miesiąca temu, wtedy wróciliśmy z Barcelony. Mówiła że chce tylko
ze mną rozmawiać o tobie, że to właśnie o ciebie chodzi. Chciała żebym ci
pomógł…porozmawiał z tobą no wiesz w końcu jestem pedagogiem. Ale potem zaczęła
się dziwnie zachowywać aż w końcu dotarło do mnie że mnie podrywa. – skinęłam
lekko i z powrotem usiadłam na kanapie. Zdecydowanie za dużo wrażeń jak na
jeden dzień. Zayn usiadł koło mnie.
- Kochanie… ja…ty wiesz że ja bym nigdy…znaczy ja kocham
ciebie i nigdy w życiu nie umawiałbym się z twoją matką. W ogóle z nikim innym
oprócz ciebie. – mówił ciągle patrząc prosto w moje oczy. Ja natomiast w jego
pięknych czekoladowych oczkach widziałam miłość i strach? Czemu miałby się bać?
Przecież ja mu wierze.
- Wiem Zayn, wiem. Wierzę ci. – powiedziałam po czym
wtuliłam się w niego.
Zayn
- Cieszę się. Naprawdę mam dość sprzeczek i niedomówień między nami... To nas niszczy. A mi zależy tylko na tym, aby z każdym dniem, z każdą chwilą było coraz lepiej - powiedziałem zaniepokojony faktem, że znów coś musiało stawać między nami.
- Ja też tego pragnę, kochanie - powiedziała Carrie po czym ujęła moją twarz w dłonie i lekko musnęła me usta.
Moje hormony dały oczywiście o sobie znać. Pożądanie wypełniło mnie po brzegi i jedyne o czym marzyłem w tej chwili, było poczucie nagiej skóry Carrie przy moim ciele, doprowadzenie jej do szału, sprawienie, aby wiła się pode mną z rozkoszy. Dziewczyna wyczuła chyba to samo napięcie wiszące w powietrzu, bo spojrzała na mnie równie głodnym wzrokiem.
Nie zastanawiałem się ani sekundy dłużej, wpiłem się w jej usta z taką pasją, że aż poczułem ukłucie w sercu. Przewróciłem nas do pozycji leżącej, popychając lekko Carrie. Utonęliśmy w namiętnym pocałunku. Nie całowaliśmy się jak szaleńcy, spragnieni siebie nawzajem, chcący nasycić się najszybciej, jak to możliwe. Całowaliśmy się tak, jakbyśmy mieli tylko siebie na świecie, jakbyśmy mieli przed sobą wieczność, jakby nikt nigdy nie miał nam odebrać tego, co zbudowaliśmy. Nasze języki nie wariowały w gwałtownym tańcu - chłonęliśmy siebie nawzajem i czerpaliśmy rozkosz z każdej chwili, z każdego najdrobniejszego gestu. Dłońmi jeździłem powoli po ciele Carrie, zostawiając ślady gęsiej skórki w miejscach, które przed chwilą drażniłem. Wślizgnąłem je pod jej koszulkę, która już po chwili leżała zwinięta w kłębek na ziemi. Przerwałem na moment nasze pieszczoty, aby móc spojrzeć Carrie w oczy i zdecydować, czy rzeczywiście jest już gotowa. Otrzymałem od niej spojrzenie tak ciepłe i rozpalone, iż nie miałem wątpliwości, że nadszedł czas. Nadal nie przerywając kontaktu wzrokowego, rozsunąłem jej rozporek uśmiechając się lubieżnie. Carrie oblizała wargę w odpowiedzi na mój gest. pragnęła tego równie mocno, jak ja. Wsunąłem dłoń pod jej bieliznę, napierając nią na jej kobiecość. Zacząłem pocierać jej łechtaczkę uzyskując w ten sposób pierwsze jęki dziewczyny. Rozkosz pulsowała mi w żyłach, a jeszcze nawet nie byłem nago. Po chwili włożyłem dwa palce w jej mokre wejście. Zaginałem i prostowałem je na przemian, chcąc sprawić jej jak największą przyjemność. Widząc, że Carrie jest bliska szczytu, złożyłem na jej wargach wilgotny pocałunek.
- Dojdź dla mnie, skarbie - wymruczałem wprost do jej ucha, muskając przy tym jej płatek.
- Zayn! - wykrzyknęła Carrie w ekstazie.
Wyjąłem dłoń z jej majtek, po czym oblizałem palce, którymi przed chwilą doprowadziłem ją do orgazmu. Carrie na ten widok zarumieniła się jeszcze bardziej, a ja uśmiechnąłem się do niej bezwstydnie.
- Gotowa na ciąg dalszy? - wychrypiałem.
Mój przyjaciel zaczął się buntować w bokserkach, przez co jeszcze bardziej chciałem ją poczuć wokół mnie.
- Z tobą zawsze - wyszeptała.
Rozbieraliśmy się warstwa po warstwie, nie spiesząc się z niczym. Oboje byliśmy świadomi tego, jak bardzo siebie potrzebowaliśmy i pragnęliśmy w tej chwili. Nie chcieliśmy, by się ona kiedykolwiek kończyła. Ponownie zatopiliśmy się w rozkosznym pocałunku. Jęki wydobywały się z naszych gardeł niekontrolowanie. Leżeliśmy już całkowicie nadzy na kanapie, rękoma pieściliśmy nawzajem swe ciała. Ustami zjeżdżałem do jej szyi, ssąc ją, zostawiając na niej mokre pocałunki, po czym wracałem do jej warg. Zdawało się, że te czułości trwały godzinami, jednak nie wytrzymalibyśmy tyle. Kropelki potu były już widoczne na naszych skórach, byliśmy rozpaleni do granic możliwości. Nasze oddechy były ciężkie i przyśpieszone, a z ust wydobywały się coraz to kolejne jęki. Chwilę później ująłem Carrie za uda i lekko je ściskając, delikatnie w nią wchodziłem. Gdy pochłonęła już całą moją długość, zaczęliśmy poruszać swoimi biodrami w wspólnym rytmie. W obecnej chwili cieszyłem się, że nie miałem sąsiadów, bo bez wątpienia dosłyszeliby, co się wyprawiało w moim domu.
- Zayn... - wyjęczała Carrie na skraju.
- Kocham cię, maleńka, koch... - wysapałem nie mogąc dokończyć zdania, gdyż potężna fala orgazmu zalała nasze obezwładnione w tej chwili ciała.
Zayn
- Cieszę się. Naprawdę mam dość sprzeczek i niedomówień między nami... To nas niszczy. A mi zależy tylko na tym, aby z każdym dniem, z każdą chwilą było coraz lepiej - powiedziałem zaniepokojony faktem, że znów coś musiało stawać między nami.
- Ja też tego pragnę, kochanie - powiedziała Carrie po czym ujęła moją twarz w dłonie i lekko musnęła me usta.
Moje hormony dały oczywiście o sobie znać. Pożądanie wypełniło mnie po brzegi i jedyne o czym marzyłem w tej chwili, było poczucie nagiej skóry Carrie przy moim ciele, doprowadzenie jej do szału, sprawienie, aby wiła się pode mną z rozkoszy. Dziewczyna wyczuła chyba to samo napięcie wiszące w powietrzu, bo spojrzała na mnie równie głodnym wzrokiem.
Nie zastanawiałem się ani sekundy dłużej, wpiłem się w jej usta z taką pasją, że aż poczułem ukłucie w sercu. Przewróciłem nas do pozycji leżącej, popychając lekko Carrie. Utonęliśmy w namiętnym pocałunku. Nie całowaliśmy się jak szaleńcy, spragnieni siebie nawzajem, chcący nasycić się najszybciej, jak to możliwe. Całowaliśmy się tak, jakbyśmy mieli tylko siebie na świecie, jakbyśmy mieli przed sobą wieczność, jakby nikt nigdy nie miał nam odebrać tego, co zbudowaliśmy. Nasze języki nie wariowały w gwałtownym tańcu - chłonęliśmy siebie nawzajem i czerpaliśmy rozkosz z każdej chwili, z każdego najdrobniejszego gestu. Dłońmi jeździłem powoli po ciele Carrie, zostawiając ślady gęsiej skórki w miejscach, które przed chwilą drażniłem. Wślizgnąłem je pod jej koszulkę, która już po chwili leżała zwinięta w kłębek na ziemi. Przerwałem na moment nasze pieszczoty, aby móc spojrzeć Carrie w oczy i zdecydować, czy rzeczywiście jest już gotowa. Otrzymałem od niej spojrzenie tak ciepłe i rozpalone, iż nie miałem wątpliwości, że nadszedł czas. Nadal nie przerywając kontaktu wzrokowego, rozsunąłem jej rozporek uśmiechając się lubieżnie. Carrie oblizała wargę w odpowiedzi na mój gest. pragnęła tego równie mocno, jak ja. Wsunąłem dłoń pod jej bieliznę, napierając nią na jej kobiecość. Zacząłem pocierać jej łechtaczkę uzyskując w ten sposób pierwsze jęki dziewczyny. Rozkosz pulsowała mi w żyłach, a jeszcze nawet nie byłem nago. Po chwili włożyłem dwa palce w jej mokre wejście. Zaginałem i prostowałem je na przemian, chcąc sprawić jej jak największą przyjemność. Widząc, że Carrie jest bliska szczytu, złożyłem na jej wargach wilgotny pocałunek.
- Dojdź dla mnie, skarbie - wymruczałem wprost do jej ucha, muskając przy tym jej płatek.
- Zayn! - wykrzyknęła Carrie w ekstazie.
Wyjąłem dłoń z jej majtek, po czym oblizałem palce, którymi przed chwilą doprowadziłem ją do orgazmu. Carrie na ten widok zarumieniła się jeszcze bardziej, a ja uśmiechnąłem się do niej bezwstydnie.
- Gotowa na ciąg dalszy? - wychrypiałem.
Mój przyjaciel zaczął się buntować w bokserkach, przez co jeszcze bardziej chciałem ją poczuć wokół mnie.
- Z tobą zawsze - wyszeptała.
Rozbieraliśmy się warstwa po warstwie, nie spiesząc się z niczym. Oboje byliśmy świadomi tego, jak bardzo siebie potrzebowaliśmy i pragnęliśmy w tej chwili. Nie chcieliśmy, by się ona kiedykolwiek kończyła. Ponownie zatopiliśmy się w rozkosznym pocałunku. Jęki wydobywały się z naszych gardeł niekontrolowanie. Leżeliśmy już całkowicie nadzy na kanapie, rękoma pieściliśmy nawzajem swe ciała. Ustami zjeżdżałem do jej szyi, ssąc ją, zostawiając na niej mokre pocałunki, po czym wracałem do jej warg. Zdawało się, że te czułości trwały godzinami, jednak nie wytrzymalibyśmy tyle. Kropelki potu były już widoczne na naszych skórach, byliśmy rozpaleni do granic możliwości. Nasze oddechy były ciężkie i przyśpieszone, a z ust wydobywały się coraz to kolejne jęki. Chwilę później ująłem Carrie za uda i lekko je ściskając, delikatnie w nią wchodziłem. Gdy pochłonęła już całą moją długość, zaczęliśmy poruszać swoimi biodrami w wspólnym rytmie. W obecnej chwili cieszyłem się, że nie miałem sąsiadów, bo bez wątpienia dosłyszeliby, co się wyprawiało w moim domu.
- Zayn... - wyjęczała Carrie na skraju.
- Kocham cię, maleńka, koch... - wysapałem nie mogąc dokończyć zdania, gdyż potężna fala orgazmu zalała nasze obezwładnione w tej chwili ciała.
poniedziałek, 24 marca 2014
Rozdział 37
Zayn
- Dzień dobry, panie dyrektorze - przywitałem się przez
uchylone drzwi.
- Witam, wejdź i usiądź, Zayn - polecił pan Terence, a ja
spełniłem jego prośbę. - Chciałem z tobą o czymś porozmawiać.
- Tak?
O co mogło chodzić? Chyba nie doszły go słuchy o moich
bliższych relacjach z Carrie. Kurwa.
- Organizujemy wycieczkę szkolną. Do Włoch. Zastanawiałem
się, czy nie zechciałbyś jechać jako jeden z opiekunów. Jesteś młody, uczniowie
cię lubią, posłuchają w odpowiednich momentach...
- Mhm... A na jak długo? - uf, kamień z serca.
- Na kilka dni.
Dyskutowaliśmy jeszcze chwilę na temat wyjazdu, dowiedziałem
się niewiele, tylko jakieś ogóły. Nawet nie wiedziałem, jakie klasy miały
jechać. Może Carrie się do nich wliczała? Wspólna wycieczka do Włoch jak
najbardziej mi się uśmiechała. Co prawda nie dokładnie takie okoliczności,
jakie bym sobie wymarzył, ale i tak... Niezapomniane chwile. W każdym bądź
razie przyjąłem propozycję dyrektora. Nie widziałem żadnych powodów, dla
których miałbym odmawiać.
Po lekcjach udałem się prosto do domu. napisałem do Carrie,
chciałem się spotkać. Minione wydarzenia niewątpliwie zostawiły jakieś otwarte
rany w naszym związku i pragnąłem zrobić wszystko, co mogłem, aby je wyleczyć.
Nie chciałem się więcej kłócić z Carrie, nie mogłem znieść więcej jej cierpień.
Kochałem ją najmocniej w świecie i odkąd się pogodziliśmy, postanowiłem sobie,
że zrobię wszystko co w mojej mocy, aby jej już nigdy nie skrzywdzić.
Carrie
" Hej skarbie. Wpadniesz do mnie wieczorem ? Obejrzymy
jakiś film?;**"
Przeczytałam wiadomość a na mojej twarzy od razu pojawił się
uśmiech. Szybko napisałam że bedę koło 18. Powinnam się wyrobić. Niedawno
wróciłam ze szkoły, obiad jak zwykle odpuściłam. Muszę napisać referat na
historię o drugiej wojnie światowej i chociaż dziś piątek i mogłabym napisać go
nawet dopiero w niedzielę to wolę mieć to już z głowy. Mój telefon ponownie
zawibrował co oznaczało kolejną wiadomość.
" Może zostaniesz na noc?;*"
Och Zayn nawet nie wiesz jak bardzo bym chciała. Ale boję
się. Po prostu się boję. Wiem ze od tego...wydarzenia z Jackiem minęły już prawie
trzy miesiące ale ja wciąż ...wciąż mnie coś hamuje. W Ostatnim tygodniu
spędziliśmy razem wiele czasu. Albo ja szłam do Zayna albo on przychodził do
mnie. Mieliśmy kilka takich chwil...no wiecie...ale gdy tylko robiło się za
gorąco ( jeśli można to tak nazwać ) odsuwałam się. Może czas pokonać strach ?
Tak bardzo stęskniłam się za Zaynem, jego dotykiem... Tak, zostanę dziś u
niego, Jack nie będzie kierował moim życiem - już nie.
" Z przyjemnością ;**" - odpisałam. Oczywiście
rodzicom powiem że idę
do koleżanki. Wiem ze
to moje kolejne kłamstwo i troche boję sie że to wszystko w końcu się wyda.
Jenny, no właśnie przecież ona na pewno zgodzi się mnie kryć, tylko co ja jej
powiem. Nie myśląc dłużej wybrałam jej numer.
- Hallo.?
- Mhm...cześć Jenni , to ja Carrie
- Wiem głupolu, przecież mam twój numer - zaczęła się śmiać.
Boże Carrie ogarnij się - Coś sie stało ? - spytała.
- Yyy...nie. Ale mam sprawę no bo ten no...- nie umiałam się
wysłowić.
- No wykrztuś to z siebie.
- Czy mogłabyś mnie kryć. Idę do mojego chłopaka na noc ale
moi rodzice nigdy w życiu się na to nie zgodzą...
- Masz chłopaka i nic mi o tym nie powiedziałaś? Jak mogłaś?
– Mówiła z wyrzutem podniesionym tonem.
- To skomplikowane . Ja...powiem ci wszystko w swoim
czasie...proszę cię. .ja przepraszam ale...
- Carrie spokojnie, nic się nie stało. Rozumiem ze to coś
naprawde poważnego...znaczy nie ma sprawy jak będziesz gotowa sama mi opowiesz.
To co chcesz żebym cię kryła?
- No tak chciałabym...
- Nie ma sprawy. Jakby twoja mama dzwoniła albo coś to
powiem że jesteś u mnie.
-Dziękuję to dużo dla mnie znaczy. Kocham cię .
- Hahaha tak tak ja ciebie też - mówiła przez śmiech.
Rozmawialiśmy jeszcze jakieś 15 minut o wszystkim i o niczym - tak te nasze rozmowy…
*
- Cieszę się że przyszłaś kochanie - wymruczał Zayn wprost
do mojego ucha co wywołało przyjemne dreszcze przechodzące przez moje ciało.
Siedzieliśmy na kanapie u niego w domu i już od godziny oglądaliśmy - szczerze
to cholernie nudny - film. Nie mogłam się na nim skupić.
- Ja też się cieszę - powiedziałam ze śmiechem. Odwróciłam
sie do niego przodem, tak ze teraz siedziałam na nim okrakiem.
- Kocham cię Carrie - wyszeptał i złączył nasze usta w
delikatnym pocałunku, tak delikatnym że miałam wrażenie jakbym całowała misia. Przejechałam po jego
dolnej wardze prosząc w ten sposób o dostęp który otrzymałam niemal
natychmiast. Nasze języki zaczęły wspólny taniec. Nie walczyły o dominację tak
jak miały w zwyczaju.
- Carrie...nie musisz...my nie musimy - wydyszał Zayn.
- Ale ja chce. Chce spróbować - powiedziałam nie pewnie.
- Jesteś pewna ? - spytał z troską.
Kiwnęłam twierdząco i po raz kolejny zlączyłam nasze usta.
Zayn lekko popchnął mnie na łóżko tak że teraz leżałam na
plecach a on pochylał się nade mną. Jego ręce błądziły po moim całym ciele.
Złapał na krańce mojej bluzki i spojrzał na mnie pytająco.
- Nie musimy się spieszyć skarbie ja mogę poczek...
- Proszę cię nie przerywaj i skończ już z tymi pytaniami.
Wszystko w porządku - przerwałam. I taka była prawda. Wszystko było okey. Sama
byłam zdziwiona moją reakcją. Wciąż czułam lekki niepokój ale wtedy wystarczyło
że spojrzałam na Zayna. Prosto w jego oczy i mogłam być pewna ze on mnie nie
skrzywdzi. Po chwili byłam już w samej bieliźnie a on właśnie został pozbawiony swojej koszulki. Kiedy już miałam
rozpiąć pasek jego spodni ktoś zapukał do drzwi.
- Zaraz sobie pójdzie kochanie nie przejmuj się - szepnął
chłopak i znów wrócił do całowania każdej odkrytej części mojego ciała. Starałam
się zignorować ciągłe pukanie ale ktoś byś naprawdę nachalny.
- Zayn - szepnęłam ale on wciąż całował moją szyję - Zayn
idź otworzyć to może być coś poważnego. Powiedziałam choć wcale nie chciałam
przerywać. Byłam tak podniecona że miałam wrażenie iż zaraz wybuchnę. Serio jak
jakiś wulkan czy coś …
Westchnął, wstał i ubrał koszulkę.
- Zaraz wrócimy do tego - spojrzał na mnie ostatni raz i puścił mi oczko. Zachichotałam i lekko
skinęłam głową. A chłopak poszedł otworzyć drzwi
- Dzień dobry pani
Bradshow. Co panią do mnie sprowadza?
Usłyszałam. Co ? Moja mama ? Co moja matka robi u Zayna ?
_________________________________________________________________________________
Przepraszamy za tak długi czas naszej nieobecności. Miałyśmy sporo na głowie. Szczerze powiedziawszy dalej mamy ale postaramy się was nie zawieść. Wiemy że jest was niewielu ale serdecznie dziękujemy tym którzy czytają i doceniają nasze starania.
No to miłego czytania ;****
środa, 12 marca 2014
Notka
Przepraszamy za tak długą nieobecność. Następny rozdział pojawi się jakoś w przyszłym tygodniu. Obie ostatnio mamy dużo na głowie i nie mamy czasu ma pisane. Obiecujemy że po tej przerwie rozdziały będą dodawane tak jak zwykle czyli co 3-4 dni ;**
czwartek, 6 marca 2014
Rozdział 36
Zayn
- Kochanie, nie chciałbym ci przeszkadzać, ale zmienimy pozycję? Ręki nie czuję.
- Nie. Cierp teraz. Mi wygodnie - odpowiedziała żartobliwie Carrie, ale wiedziałem, że wyraz twarzy miała nadal poważny.
- Daj spokój, czym będę ci robił dobrze, jak mi ręka odpadnie?
Carrie odpowiedziała mi urzekającym śmiechem, który roztapiał moje serce.
- Rzeczywiście... to ja bym na tym straciła - stwierdziła po opanowaniu i wstała zostawiając mnie samego na kanapie.
Przeciągnąłem się i zacząłem masować zdrętwiałe ramię udając, że 'umieram' z bólu. Carrie rzuciła mi jedynie ironiczne spojrzenie. Wyszła z salonu do kuchni, a po chwili usłyszałem, jak otwiera lodówkę. Poszedłem więc za nią chcąc jeszcze bardziej załagodzić sytuację i udobruchać ją tak, żeby żadne z nas nie odczuwało już skutków tego, co przeżyliśmy.
- Jesteś głodna? - zapytałem podchodząc do niej i owijając moje ramiona wokół jej talii.
- Troszkę.
- A na co masz ochotę? - kontynuowałem.
Zacząłem obsypywać jej szyję pocałunkami.
- Zayn, przestań... na kurczaka.
- A na deser? - zapytałem zjeżdżając dłońmi w dół jej brzucha, coraz bardziej zbliżając się do miejsca intymnego.
Carrie jednak przytrzymała moje ręce powstrzymując je przed dalszą 'wycieczką'.
- Naprawdę jestem głodna, ugotujemy obiad? - zapytała odwracając się do mnie twarzą, po czym odeszła kawałek dalej zostawiając tylko lekkiego całusa na moim policzku. Nie ukrywam, że brakowało mi naszych pieszczot. Ale nie chciałem naciskać na nią. Najwyraźniej rany po porwaniu i gwałcie Jacka nadal się nie zagoiły. Nic dziwnego. Do otrząśnięcia się z czegoś takiego potrzeba było trochę więcej czasu.
- Oczywiście. To ty sobie usiądź, pooglądaj tv czy co tam chcesz, a ja coś dla ciebie upichcę.
- Pomogę ci.
- Nie nie nie, nie musisz.
- Chcesz mnie otruć? - zapytała, jednak widziałem jak kąciki jej ust drżą, podczas próby ukrycia uśmiechu.
- Teraz, gdy mi w końcu wybaczyłaś?
Głupie pytanie. Zamiast zapominać o przeszłości, ja znów do tego wróciłem. Carrie chyba dostrzegła moje zmieszanie, bo się lekko uśmiechnęła i nic nie mówiąc opuściła kuchnię.
*
Zasiedliśmy do stołu i w ciszy zaczęliśmy spożywać przygotowane przeze mnie jedzenie. Nagle mój wzrok przykuła duża, biała koperta leżąca na kredensie. Nie było jej tam wcześniej.
- To twoja koperta? - zapytałem Carrie.
- Oh, tak - opowiedziała wyrwana z zamyśleń.
- Co w niej jest? - byłem ciekaw.
- Nie wiem, jeszcze jej nie otworzyłam.
- A od kogo ja dostałaś? Jakaś taka gruba się wydaje...
- Nie wiem, nie myślałam zbytnio nad tym. Miałam inne - tu wwierciła we mnie wzrok pokazując, że chodzi o mnie - sprawy na głowie.
- To może ją otwórz? Nie interesuje cię, co w niej jest?
- No w sumie już mogę to zrobić.
- Podać ci? - zaproponowałem uprzejmie.
Muszę chyba teraz być aż zanadto miły, żeby nigdy więcej nie przysporzyć Carrie przykrości.
- Jak możesz - uśmiechnęła się do mnie czule.
Wstałem i poszedłem po kopertę, zastanawiając się, co to może być, skoro Carrie nie oczekiwała żadnej przesyłki i również nie wiedziała, od kogo mogłaby ona być. Łapiąc ją w dłonie stwierdziłem, że nie dam rady wyczuć, co się w niej znajduje. Ale bomba to raczej nie była.
- Proszę - mruknąłem bardziej do siebie niż do niej.
Carrie zaczęła rozrywać papier. Ze środka wyjęła plik zdjęć. Zaczęła je przeglądać. Ja niestety nie miałem do nich wglądu, siedziałem naprzeciwko.
- Co na nich jest? - zapytałem podejrzliwie, widząc skonsternowaną minę dziewczyny.
- Ty - wyszeptała.
- Jak to ja? Pokaż mi - wstałem z krzesła i stanąłem za nią chcąc obejrzeć fotografie.
- Popatrz... to ta kobieta. Widziałam ją już kiedyś.
- Ja też - przyznałem cicho.
Zapanowała między nami długo trwająca cisza, rozrywająca moje serce na kawałki. Na zdjęciach byłem z tą kobietą, z którą zdradziłem Carrie. Czy to miało na nowo zbudzić jej niepewność? Jej ból? Złość na mnie? Martwiłem się, że Carrie uświadomi sobie, że nie jestem jej warty i mnie zostawi.
- Wiem! - wykrzyknęła nagle dziewczyna.
- Co wiesz? O co chodzi?
- Wiem, gdzie widziałam tą kobietę - uśmiechnęła się do mnie, a mi kamień spadł z serca, że nie wracaliśmy do punktu wyjścia.
- Gdzie? - zapytałem zniecierpliwiony.
- W hotelu, tam gdzie mnie Jack przetrzymywał - jej głos się załamał, gdy wspominała o swoim prześladowcy. - Słyszałam raz, jak z kimś się kłóci. On myślał, że śpię. Uchyliłam lekko drzwi i zobaczyłam, że rozmawiał właśnie z nią. Przeprowadzali naprawdę ostrą wymianę zdań.
- To Jack ją zna?! O czym gadali? - pomyślałem sobie wtedy, że świat jednak jest mały.
- O tobie - powiedziała Carrie, a na jej twarzy wymalowało się ogromne zdziwienie. - O tobie...
Chyba zaczęła łączyć ze sobą jakieś fakty,. teraz, gdy miała wszystko czarno na białym, mogła na nowo zacząć postrzegać różne sprawy.
- Co mówili? - zapytałem obawiając się tego, co miałem usłyszeć.
- Jack wkurzył się na nią, że spieprzyła swoje zadanie, bo...
- Bo co? - ponaglałem ją nie mogąc już znieść tego napięcia.
- Bo nie przespała się z tobą... Rozebrała cię tylko i porobiła zdjęcia dla jakichś dowodów.
Moje życie właśnie nabrało nowych barw. Nie można opisać radości, którą poczułem, gdy dowiedziałem się, że nie zdradziłem mojej dziewczyny. Nie wiedziałem co zrobić z rozpierającą mnie ze szczęścia energią.
- To znaczy, że cię nie zdradziłem! - wykrzyknąłem i złapałem Carrie w objęcia, kręcąc się z nią wokół osi.
- Chyba cię to raduje bardziej, niż mnie - odpowiedziała przez śmiech.
- Kocham cię! - powiedziałem nie wiedząc co innego mógłbym zrobić i wpiłem się w jej usta.
Potrzebowałem jej dotyku, jej nagiej, rozpalonej skóry tuż przy mojej. Potrzebowałem JEJ. Nasz pocałunek stawał się coraz to żarliwszy. Wsunąłem język do jej ust, a dłońmi jeździłem po jej ciele, pragnąć ją mieć jak najbliżej siebie.
- Zayn - wydyszała odsuwając się nieznacznie ode mnie.
- Hmm - wymruczałem nie chcąc przerywać tej chwili. Zacząłem więc całować ją po szyi.
- Zayn, ja... - powiedziała łamiącym głosem dziewczyna, a potem poczułem jej łzy kapiące na mój policzek.
- Co się dzieje? - zapytałem zmartwiony nie na żarty.
Ująłem jej twarz dłońmi i ścierając kciukami jej łzy, delikatnie głaskałem ją po policzkach.
- Nic, po prostu...
- Przepraszam, to moja wina - pocałowałem ją w czoło. - Nie powinienem był się tak napalać - uśmiechnąłem się zaczepnie. - Nie będę się śpieszył z niczym. Kocham cię - powiedziałem zdając sobie sprawę z własnego błędu.
Wziąłem moją ukochaną w ramiona i mocno ją przytuliłem, zatapiając ją w moich objęciach.
- Przepraszam - wyszeptała nieco spokojniej Carrie.
Nie rozumiałem, za co przeprasza, ale nie chciałem już się odzywać i psuć jej nastroju jeszcze bardziej.
*
Żegnając się przytuliliśmy się jeszcze raz. Uchyliłem drzwi przed Carrie. Posłaliśmy sobie ostatnie spojrzenia pełne wzajemnej troski i miłości. Nie chciałem się z nią na razie żegnać, ale zrobiło się już całkiem późno i było to koniecznością. Złapałem ją za rękę i pomasowałem jej wnętrze palcami, chcąc dodać jej jakiejś otuchy w dalszym ciągu zmagań z problemami.
- Ekhem - usłyszeliśmy nagle z dworu i aż podskoczyliśmy ze strachu.
- Mamo - powiedziała Carrie nie mniej zdziwiona i zdenerwowana niż ja.
- Zayn, Carrie. Witajcie.
Może w zaistniałej sytuacji nie byłoby dziwnym, gdyby pani Bradshaw zastała swoją córkę w moim domu, ale gest, którym się obdarzyliśmy, wzbudziłby podejrzenia nawet najmniej romantycznych osobników.
Carrie
- Kochanie, nie chciałbym ci przeszkadzać, ale zmienimy pozycję? Ręki nie czuję.
- Nie. Cierp teraz. Mi wygodnie - odpowiedziała żartobliwie Carrie, ale wiedziałem, że wyraz twarzy miała nadal poważny.
- Daj spokój, czym będę ci robił dobrze, jak mi ręka odpadnie?
Carrie odpowiedziała mi urzekającym śmiechem, który roztapiał moje serce.
- Rzeczywiście... to ja bym na tym straciła - stwierdziła po opanowaniu i wstała zostawiając mnie samego na kanapie.
Przeciągnąłem się i zacząłem masować zdrętwiałe ramię udając, że 'umieram' z bólu. Carrie rzuciła mi jedynie ironiczne spojrzenie. Wyszła z salonu do kuchni, a po chwili usłyszałem, jak otwiera lodówkę. Poszedłem więc za nią chcąc jeszcze bardziej załagodzić sytuację i udobruchać ją tak, żeby żadne z nas nie odczuwało już skutków tego, co przeżyliśmy.
- Jesteś głodna? - zapytałem podchodząc do niej i owijając moje ramiona wokół jej talii.
- Troszkę.
- A na co masz ochotę? - kontynuowałem.
Zacząłem obsypywać jej szyję pocałunkami.
- Zayn, przestań... na kurczaka.
- A na deser? - zapytałem zjeżdżając dłońmi w dół jej brzucha, coraz bardziej zbliżając się do miejsca intymnego.
Carrie jednak przytrzymała moje ręce powstrzymując je przed dalszą 'wycieczką'.
- Naprawdę jestem głodna, ugotujemy obiad? - zapytała odwracając się do mnie twarzą, po czym odeszła kawałek dalej zostawiając tylko lekkiego całusa na moim policzku. Nie ukrywam, że brakowało mi naszych pieszczot. Ale nie chciałem naciskać na nią. Najwyraźniej rany po porwaniu i gwałcie Jacka nadal się nie zagoiły. Nic dziwnego. Do otrząśnięcia się z czegoś takiego potrzeba było trochę więcej czasu.
- Oczywiście. To ty sobie usiądź, pooglądaj tv czy co tam chcesz, a ja coś dla ciebie upichcę.
- Pomogę ci.
- Nie nie nie, nie musisz.
- Chcesz mnie otruć? - zapytała, jednak widziałem jak kąciki jej ust drżą, podczas próby ukrycia uśmiechu.
- Teraz, gdy mi w końcu wybaczyłaś?
Głupie pytanie. Zamiast zapominać o przeszłości, ja znów do tego wróciłem. Carrie chyba dostrzegła moje zmieszanie, bo się lekko uśmiechnęła i nic nie mówiąc opuściła kuchnię.
*
Zasiedliśmy do stołu i w ciszy zaczęliśmy spożywać przygotowane przeze mnie jedzenie. Nagle mój wzrok przykuła duża, biała koperta leżąca na kredensie. Nie było jej tam wcześniej.
- To twoja koperta? - zapytałem Carrie.
- Oh, tak - opowiedziała wyrwana z zamyśleń.
- Co w niej jest? - byłem ciekaw.
- Nie wiem, jeszcze jej nie otworzyłam.
- A od kogo ja dostałaś? Jakaś taka gruba się wydaje...
- Nie wiem, nie myślałam zbytnio nad tym. Miałam inne - tu wwierciła we mnie wzrok pokazując, że chodzi o mnie - sprawy na głowie.
- To może ją otwórz? Nie interesuje cię, co w niej jest?
- No w sumie już mogę to zrobić.
- Podać ci? - zaproponowałem uprzejmie.
Muszę chyba teraz być aż zanadto miły, żeby nigdy więcej nie przysporzyć Carrie przykrości.
- Jak możesz - uśmiechnęła się do mnie czule.
Wstałem i poszedłem po kopertę, zastanawiając się, co to może być, skoro Carrie nie oczekiwała żadnej przesyłki i również nie wiedziała, od kogo mogłaby ona być. Łapiąc ją w dłonie stwierdziłem, że nie dam rady wyczuć, co się w niej znajduje. Ale bomba to raczej nie była.
- Proszę - mruknąłem bardziej do siebie niż do niej.
Carrie zaczęła rozrywać papier. Ze środka wyjęła plik zdjęć. Zaczęła je przeglądać. Ja niestety nie miałem do nich wglądu, siedziałem naprzeciwko.
- Co na nich jest? - zapytałem podejrzliwie, widząc skonsternowaną minę dziewczyny.
- Ty - wyszeptała.
- Jak to ja? Pokaż mi - wstałem z krzesła i stanąłem za nią chcąc obejrzeć fotografie.
- Popatrz... to ta kobieta. Widziałam ją już kiedyś.
- Ja też - przyznałem cicho.
Zapanowała między nami długo trwająca cisza, rozrywająca moje serce na kawałki. Na zdjęciach byłem z tą kobietą, z którą zdradziłem Carrie. Czy to miało na nowo zbudzić jej niepewność? Jej ból? Złość na mnie? Martwiłem się, że Carrie uświadomi sobie, że nie jestem jej warty i mnie zostawi.
- Wiem! - wykrzyknęła nagle dziewczyna.
- Co wiesz? O co chodzi?
- Wiem, gdzie widziałam tą kobietę - uśmiechnęła się do mnie, a mi kamień spadł z serca, że nie wracaliśmy do punktu wyjścia.
- Gdzie? - zapytałem zniecierpliwiony.
- W hotelu, tam gdzie mnie Jack przetrzymywał - jej głos się załamał, gdy wspominała o swoim prześladowcy. - Słyszałam raz, jak z kimś się kłóci. On myślał, że śpię. Uchyliłam lekko drzwi i zobaczyłam, że rozmawiał właśnie z nią. Przeprowadzali naprawdę ostrą wymianę zdań.
- To Jack ją zna?! O czym gadali? - pomyślałem sobie wtedy, że świat jednak jest mały.
- O tobie - powiedziała Carrie, a na jej twarzy wymalowało się ogromne zdziwienie. - O tobie...
Chyba zaczęła łączyć ze sobą jakieś fakty,. teraz, gdy miała wszystko czarno na białym, mogła na nowo zacząć postrzegać różne sprawy.
- Co mówili? - zapytałem obawiając się tego, co miałem usłyszeć.
- Jack wkurzył się na nią, że spieprzyła swoje zadanie, bo...
- Bo co? - ponaglałem ją nie mogąc już znieść tego napięcia.
- Bo nie przespała się z tobą... Rozebrała cię tylko i porobiła zdjęcia dla jakichś dowodów.
Moje życie właśnie nabrało nowych barw. Nie można opisać radości, którą poczułem, gdy dowiedziałem się, że nie zdradziłem mojej dziewczyny. Nie wiedziałem co zrobić z rozpierającą mnie ze szczęścia energią.
- To znaczy, że cię nie zdradziłem! - wykrzyknąłem i złapałem Carrie w objęcia, kręcąc się z nią wokół osi.
- Chyba cię to raduje bardziej, niż mnie - odpowiedziała przez śmiech.
- Kocham cię! - powiedziałem nie wiedząc co innego mógłbym zrobić i wpiłem się w jej usta.
Potrzebowałem jej dotyku, jej nagiej, rozpalonej skóry tuż przy mojej. Potrzebowałem JEJ. Nasz pocałunek stawał się coraz to żarliwszy. Wsunąłem język do jej ust, a dłońmi jeździłem po jej ciele, pragnąć ją mieć jak najbliżej siebie.
- Zayn - wydyszała odsuwając się nieznacznie ode mnie.
- Hmm - wymruczałem nie chcąc przerywać tej chwili. Zacząłem więc całować ją po szyi.
- Zayn, ja... - powiedziała łamiącym głosem dziewczyna, a potem poczułem jej łzy kapiące na mój policzek.
- Co się dzieje? - zapytałem zmartwiony nie na żarty.
Ująłem jej twarz dłońmi i ścierając kciukami jej łzy, delikatnie głaskałem ją po policzkach.
- Nic, po prostu...
- Przepraszam, to moja wina - pocałowałem ją w czoło. - Nie powinienem był się tak napalać - uśmiechnąłem się zaczepnie. - Nie będę się śpieszył z niczym. Kocham cię - powiedziałem zdając sobie sprawę z własnego błędu.
Wziąłem moją ukochaną w ramiona i mocno ją przytuliłem, zatapiając ją w moich objęciach.
- Przepraszam - wyszeptała nieco spokojniej Carrie.
Nie rozumiałem, za co przeprasza, ale nie chciałem już się odzywać i psuć jej nastroju jeszcze bardziej.
*
Żegnając się przytuliliśmy się jeszcze raz. Uchyliłem drzwi przed Carrie. Posłaliśmy sobie ostatnie spojrzenia pełne wzajemnej troski i miłości. Nie chciałem się z nią na razie żegnać, ale zrobiło się już całkiem późno i było to koniecznością. Złapałem ją za rękę i pomasowałem jej wnętrze palcami, chcąc dodać jej jakiejś otuchy w dalszym ciągu zmagań z problemami.
- Ekhem - usłyszeliśmy nagle z dworu i aż podskoczyliśmy ze strachu.
- Mamo - powiedziała Carrie nie mniej zdziwiona i zdenerwowana niż ja.
- Zayn, Carrie. Witajcie.
Może w zaistniałej sytuacji nie byłoby dziwnym, gdyby pani Bradshaw zastała swoją córkę w moim domu, ale gest, którym się obdarzyliśmy, wzbudziłby podejrzenia nawet najmniej romantycznych osobników.
Carrie
- Mama ? - spytałam głupio. - znaczy...my właśnie....
- Czy mogę porozmawiać z panem na osobności panie Malik ?
- Yyy...tak oczywiście - powiedział Zayn. Rzuciłam mu
ostatnie spojrzenie, grzecznie powiedziałam " dowidzenia" i ruszyłam
w stronę domu. Byłam ciekawa co wymyśli Zayn i czy mama to kupi. Mam nadzieję
że tak bo inaczej...mam przerąbane. Skoro i tak nie mogłam nic zrobić postanowiłam
iść się wykąpać. Po 20 minutach przebrana już w piżamę ( czytaj w o wiele za
dużej koszulce którą pod kradłam Zaynowi ) napisałam sms-a. Umierałam z
niewiedzy a ponieważ słyszałam jak mama wróciła do domu chciałam dowiedzieć się
o czym rozmawiali
" Jak poszło ? Wszystko w porządku? "
Wysłałam wiadomość, spakowałam potrzebne zeszyty na jutro do
szkoły, umyłam zęby i w końcu położyłam się do łóżka. Nawet nie wiedziałam że
jestem aż tak zmęczona. Mój telefon zaczął wibrować oznajmiając że dostałam
sms-a.
" Wszystko
dobrze skarbie nie masz się czym martwić "
" Jesteś pewny ? "
" Tak, już się za tobą stęskniłem;*" -
uśmiechnęłam się sama do siebie. I choć byłam ciekawa jak przebiegła rozmowa
mulata z moją mamą postanowiłam odpuścić, jutro o tym porozmawiamy.
" Nawet nie wiesz jak bardzo chciałabym żebyś tu był
;*"
" Otwórz balkon skarbie " – odpowiedź przyszła niemal
natychmiast.
*
- I co myślałaś że mi
uciekniesz? Że ten twój palant cię uratuje? No to cię zaskoczę...jestem tu i
nigdzie się nie wybieram a co do tego twojego chłoptasia mam zamiar się go pozbyć. Tym razem nie będę
taki łaskawy, sami sobie na to zasłużyliście - powiedział Jack. Rozejrzałam się
po pomieszczeniu. To mój pokój? Kurwa, co się dzieje? Co on tu robi? Stałam
koło balkonu...o kurwa...ja pierdole...co tu robi Zayn ? I czemu jest
przywiązany do krzesła? Spojrzałam na jego twarz. Miał dosyć mocno rozciętą
wargę, którą natychmiast chciałam opatrzyć, kiedy jednak zrobiłam jeden krok w
jego kierunku usłyszałam
- Jeszcze jeden krok a
ten skurwiel zginie na miejscu. A szkoda by było, chciałem się trochę zabawić
- wycedził Jack. Dopiero teraz
zauważyłam że nie dość iż ma pistolet to jeszcze celuje nim w Zayna. Cholera.!
- Jack nie rób mu nic
on nie jest niczemu winny, pozwól mi go stąd wypuścić - poprosiłam i małymi
kroczkami zbliżałam się do mulata. Usłyszałam tylko strzał potem obrazy już się
rozmazały, ostatnie co zdążyłam zobaczyć to Zayn...cały we krwi.
- Nieeeeeeeeee...! - Zaczęłam krzyczeć.
- Carrie, Carrie kochanie to tylko sen obudź się - powoli
otworzyłam oczy. Moja mama siedziała na moim łóżku i trzymała mnie za rękę.
Byłam cała mokra a moje serce biło z zawrotną prędkością.
To był tylko kolejny koszmar - powtarzałam w myślach.
- Przepraszam mamo ja...ja po prostu przepraszam, nie chciałam
cię obudzić.
- Ciii, kochanie nic się nie stało, to był tylko koszmar -
mówiła tuląc mnie do siebie coraz mocniej. - To tylko kolejny koszmar -
wyszeptała.
*
Godzina wychowawcza i wf. To niby tylko dwie lekcje ale jak
dla mnie o dwie za dużo. Przez moje nocne koszmary dziś byłam po
prostu...zombie. Tak myślę że zombie to dobre określenie. Podkrążone oczy,
które ledwo trzymają się otwarte są na to dowodem. Byłam nieprzytomna. Nie wiem
co sie działo na poprzednich lekcjach o czym mówili nauczyciele. Nie pamiętam
nawet co mówiła Jenni podczas przerwy na lunch. Po prostu przytakiwałam, udając
że słucham. W końcu do klasy wszedł nasz wychowawca.
- Dzień dobry wszystkim - powiedział - Mam dobrą wiadomość.
Pan dyrektor zgodził się na nasz wyjazd. Nie mówiłem wam nic wcześniej bo nie
chciałem robić wam nadziei ale teraz to już pewne . To... może zacznę od
początku. Jako jedna z najlepszych klas dostaliśmy propozycje zorganizowania
wycieczki, która będzie trwać nie cały tydzień. Od 22 do 28 kwietnia.
Wyjeżdżamy do Włoch. Koszt wyjazdu do 1200 zł od osoby. W cenę wliczone jest
wyżywienie oraz nocleg. Proszę o informacje na temat waszego udziału bądź
rezygnacji z wycieczki do środy następnego tygodnia - skończył nauczyciel.
Wycieczka do Włoch.! Chciałabym pojechać, jeszcze nigdy tam
nie byłam ale… nie ja nie nadaje się do ...tego wszystkiego. Bo niby jak
miałabym wyjść na plażę...w stroju kąpielowym.. Ja taka gruba. Kurwa dlaczego
nie mogę być taka jak inne nastolatki...taka jak inne dziewczyny w moim
wieku...ładna....szczupła.
niedziela, 2 marca 2014
Rozdział 35
Zayn
- Witaj Carrie - przywitałem się raczej formalnie.
- Pan przyszedł na moment, zaraz wychodzimy - stwierdziła pani Bradshaw, a ja miałem jej za złe to, że powiedziała to w taki lekki sposób, jakbyśmy szli na kawę.
- Spoko - Carrie wzruszyła ramionami.
Ciężko mi było udawać, że nie wzruszył mnie fakt, iż ma taki nijaki stosunek do mnie. Moje serce na jej widok przyśpieszało szaleńczo, a ciało ledwie opierało się pokusie doskoczenia do niej przy każdej możliwej okazji. A ona? Zdawał się mieć mnie głęboko w czterech literach...
- A może porozmawiam teraz z Carrie? - zapytałem jej mamę.
Wiedziałem, że obie się wściekną. Jedna za to, że nie ma ochoty ze mną rozmawiać, a ja wykorzystuję sytuację, żeby to jednak zrobić. Natomiast druga za to, że wydałem ją jej córce i wolę spędzić czas z Carrie, niż z nią.
- W sumie dla mnie to żaden problem, pójdę jeszcze do łazienki na moment - odpowiedziała pani Bradshaw i wyszła, zanim dziewczyna zdążyła zaprotestować.
Było to dla mnie niezwykle zdumiewające, że do tej pory kobieta nie zorientowała się, iż coś między mną a jej dzieckiem iskrzy. Nie widziała rzeczy tak oczywistej, a dziwiła się, że nie potrafi jej pomóc z o wiele trudniejszymi, wewnętrznymi rozterkami.
- Carrie... - zacząłem będąc niepewnym, czy nie ucieknie zaraz za swoją mamą. - Proszę, wysłuchaj mnie, pro - nie zdążyłem dokończyć, bo na mojej twarzy wylądowała jej dłoń z plaskiem.
- Słucham - warknęła jakby mnie przed chwilą wcale nie spoliczkowała. Fakt faktem, należało mi się za takie podstępne zachowanie. I nie tylko za to...
- Przepraszam. Wiem, że to wszystko, co się dzieje jest całkowicie moją winą. Popełniłem niewybaczalny błąd. Mimo to mam ogromną nadzieję, że mi wybaczysz, bo dobrze wiesz, że będąc trzeźwym nigdy bym tego nie zrobił... Wiem, głupie tłumaczenia, bo j e d n a k to się stało. Ale zrozum, nie myślałem wtedy normalnie, nie pamiętam nawet jednej sekundy z tamtej nocy, nic. Carrie, kocham cię i naprawdę, jeśli mi tylko wybaczysz, to do końca naszych dni będę robił wszystko, żebyś nigdy nie poczuła się przeze mnie odrzucona czy zła... - chciałem kontynuować, ale Carrie mi przerwała.
- To teraz ty posłuchaj - powiedziała już mniej ostro, ale nadal stanowczo. - Nie chodzi o to, co zrobiłeś, tylko dlaczego w ogóle tak postąpiłeś. Dobra, przespałeś się z jakąś laską, super. Żadnym cholerstwem raczej cię nie zaraziła. Ale skoro to zrobiłeś, to gdzieś tam w środku musiałeś czuć, że ja ci nie wystarczam. Musiałeś choć przez moment pomyśleć, że nawet jeśli mi to zrobisz, jeśli się dowiem i cię zostawię, to to przeżyjesz, że to będzie tylko kolejne rozstanie. Przez chwilę przestałeś mnie kochać na tyle, żeby nie krzywdzić mnie w najgorszy z możliwych sposobów. I to mnie boli najbardziej. Że miałeś TE chwile, że TE myśli przebiegały przez twoją głowę. Bo jak teraz tak miałeś, jak już teraz nie zależało ci całkowicie na naszym związku, to co będzie później? Ile miesięcy, tygodni, dni minie, zanim stwierdzisz, że już mnie nie chcesz? Ile razy powtórzysz to, gdy nie będzie mnie pod ręką, żeby się popieprzyć? O to mi właśnie chodzi, że gdybyś mnie naprawdę kochał i szanował, nigdy nie zraniłbyś mnie w ten sposób. I nie dziw się, że nie potrafiłam ci uwierzyć, gdy powtarzałeś jak piękna, zgrabna, seksowna jestem. Bo gdy powiedziałeś, że mnie kochasz, okazało się to być kłamstwem, złudzeniem.
Zatkało mnie, nie wiedziałem co powiedzieć. Po chwili zorientowałem się, że po moich policzkach spływają łzy. Szybko je otarłem, bo w każdej chwili pani Bradshaw mogła tu wejść. Carrie z ostatnim słowem opuściła pokój. Bałem się, że to był ostatni raz, kiedy w ogóle miałem okazję z nią porozmawiać i pobyć sam na sam.
*
Siedzieliśmy z mamą Carrie przy stoliku w kawiarence rozmawiając na temat tego, co zamówić. Nie uśmiechał mi się cały ten pomysł, ale w chwili obecnej nie było niczego, co mógłbym zrobić lub powiedzieć, żeby dała mi spokój.
- Pani Malik, może najpierw przejdziemy na 'ty'? - zaproponowała mi mama Carrie, a mnie to zaskoczyło. W negatywnym tego słowa znaczeniu... Nie chciałem się z nią aż tak 'spoufalać'.
- Zayn - powiedziałem, a ona wyciągnęła dłoń w moją stronę również się 'przedstawiając'.
- Anne.
Stało się. Świat się nie miał od tego zawalić, prawda? A odmówienie jej byłoby bardziej nietaktowne niż ukrywanie przed nią związku z jej córką i okłamywanie jej, racja? Nie, chyba jednak nie.
- Pani Bradshaw - zacząłem, ale mi przerwała.
- Anne.
- Tak, Anne - poprawiłem się wzdrygając się w środku na kuszący dźwięk jej głosu; przecież ona ma męża... - Co dokładnie chciałabyś wiedzieć?
- Może na początek jak ci się rozmawiało dziś z Carrie? Powiedziała ci coś?
Co miałem jej powiedzieć? Nie mogłem oznajmić prawdy, ale kłamanie też nie było moją dobrą stroną. Poza tym ciężko mi było na zawołanie wymyślić jakąś bajkę.
- Niewiele - skłamałem raz. - Głównie ja mówiłem, żeby porozmawiała z kimś o tym co się stało, co ją dręczy, co boli - skłamałem ponownie. Nie szło mi to najlepiej. Musiałem zawrzeć w tym choć ziarenko prawdy.
- I...? Powiedziała ci, że tak zrobi?
- Nie do końca. Carrie przeżywa to na swój sposób. Jako osoba skryta i trzymająca wszystko w środku, te problemy także zachowuje dla siebie. Z tym, że są one poważniejsze niż zwykle, dlatego też bardziej na nią oddziałują, bardziej to widać w jej zachowaniu - zastanawiałem się, czy nie mówiłem za dużo.
- Mówisz, że musi sama się przełamać? Mam jej nie zmuszać do rozmowy?
- Tak, myślę, że tak będzie najlepiej. Gdy będzie w stanie o tym rozmawiać, to na pewno przyjdzie z tym do ciebie. Daj jej tylko trochę... albo trochę więcej czasu.
Porozmawialiśmy jeszcze kilkanaście minut. Czasami schodziliśmy z głównego tematu spotkania, co mnie irytowało, bo tylko dla Carrie konsultowałem się z jej mamą. Ale musiałem to jakoś znieść.
Odwiozłem Anne (jak to śmiesznie brzmi - Anne, choćbym mówił o jakiejś swojej koleżance) pod dom, a odjeżdżając spojrzałem tęsknie na okno Carrie. Myliła się. Niezaprzeczalnie się myliła. Moja miłość do niej nie była złudzeniem. Ani kłamstwem! Nie była czymś, co zniknie, gdy przytyje 20 kilo gdy zajdzie w ciążę czy kiedy nie będzie miała ochoty na kochanie się ze mną non stop. Moja miłość do niej była prawdziwa. Było to głębokie uczucie, tak silne, że aż rozsadzało moje serce. Teraz tylko w moich rękach leżało to, aby udowodnić to Carrie, aby na nowo w nas uwierzyła.
- Witaj Carrie - przywitałem się raczej formalnie.
- Pan przyszedł na moment, zaraz wychodzimy - stwierdziła pani Bradshaw, a ja miałem jej za złe to, że powiedziała to w taki lekki sposób, jakbyśmy szli na kawę.
- Spoko - Carrie wzruszyła ramionami.
Ciężko mi było udawać, że nie wzruszył mnie fakt, iż ma taki nijaki stosunek do mnie. Moje serce na jej widok przyśpieszało szaleńczo, a ciało ledwie opierało się pokusie doskoczenia do niej przy każdej możliwej okazji. A ona? Zdawał się mieć mnie głęboko w czterech literach...
- A może porozmawiam teraz z Carrie? - zapytałem jej mamę.
Wiedziałem, że obie się wściekną. Jedna za to, że nie ma ochoty ze mną rozmawiać, a ja wykorzystuję sytuację, żeby to jednak zrobić. Natomiast druga za to, że wydałem ją jej córce i wolę spędzić czas z Carrie, niż z nią.
- W sumie dla mnie to żaden problem, pójdę jeszcze do łazienki na moment - odpowiedziała pani Bradshaw i wyszła, zanim dziewczyna zdążyła zaprotestować.
Było to dla mnie niezwykle zdumiewające, że do tej pory kobieta nie zorientowała się, iż coś między mną a jej dzieckiem iskrzy. Nie widziała rzeczy tak oczywistej, a dziwiła się, że nie potrafi jej pomóc z o wiele trudniejszymi, wewnętrznymi rozterkami.
- Carrie... - zacząłem będąc niepewnym, czy nie ucieknie zaraz za swoją mamą. - Proszę, wysłuchaj mnie, pro - nie zdążyłem dokończyć, bo na mojej twarzy wylądowała jej dłoń z plaskiem.
- Słucham - warknęła jakby mnie przed chwilą wcale nie spoliczkowała. Fakt faktem, należało mi się za takie podstępne zachowanie. I nie tylko za to...
- Przepraszam. Wiem, że to wszystko, co się dzieje jest całkowicie moją winą. Popełniłem niewybaczalny błąd. Mimo to mam ogromną nadzieję, że mi wybaczysz, bo dobrze wiesz, że będąc trzeźwym nigdy bym tego nie zrobił... Wiem, głupie tłumaczenia, bo j e d n a k to się stało. Ale zrozum, nie myślałem wtedy normalnie, nie pamiętam nawet jednej sekundy z tamtej nocy, nic. Carrie, kocham cię i naprawdę, jeśli mi tylko wybaczysz, to do końca naszych dni będę robił wszystko, żebyś nigdy nie poczuła się przeze mnie odrzucona czy zła... - chciałem kontynuować, ale Carrie mi przerwała.
- To teraz ty posłuchaj - powiedziała już mniej ostro, ale nadal stanowczo. - Nie chodzi o to, co zrobiłeś, tylko dlaczego w ogóle tak postąpiłeś. Dobra, przespałeś się z jakąś laską, super. Żadnym cholerstwem raczej cię nie zaraziła. Ale skoro to zrobiłeś, to gdzieś tam w środku musiałeś czuć, że ja ci nie wystarczam. Musiałeś choć przez moment pomyśleć, że nawet jeśli mi to zrobisz, jeśli się dowiem i cię zostawię, to to przeżyjesz, że to będzie tylko kolejne rozstanie. Przez chwilę przestałeś mnie kochać na tyle, żeby nie krzywdzić mnie w najgorszy z możliwych sposobów. I to mnie boli najbardziej. Że miałeś TE chwile, że TE myśli przebiegały przez twoją głowę. Bo jak teraz tak miałeś, jak już teraz nie zależało ci całkowicie na naszym związku, to co będzie później? Ile miesięcy, tygodni, dni minie, zanim stwierdzisz, że już mnie nie chcesz? Ile razy powtórzysz to, gdy nie będzie mnie pod ręką, żeby się popieprzyć? O to mi właśnie chodzi, że gdybyś mnie naprawdę kochał i szanował, nigdy nie zraniłbyś mnie w ten sposób. I nie dziw się, że nie potrafiłam ci uwierzyć, gdy powtarzałeś jak piękna, zgrabna, seksowna jestem. Bo gdy powiedziałeś, że mnie kochasz, okazało się to być kłamstwem, złudzeniem.
Zatkało mnie, nie wiedziałem co powiedzieć. Po chwili zorientowałem się, że po moich policzkach spływają łzy. Szybko je otarłem, bo w każdej chwili pani Bradshaw mogła tu wejść. Carrie z ostatnim słowem opuściła pokój. Bałem się, że to był ostatni raz, kiedy w ogóle miałem okazję z nią porozmawiać i pobyć sam na sam.
*
Siedzieliśmy z mamą Carrie przy stoliku w kawiarence rozmawiając na temat tego, co zamówić. Nie uśmiechał mi się cały ten pomysł, ale w chwili obecnej nie było niczego, co mógłbym zrobić lub powiedzieć, żeby dała mi spokój.
- Pani Malik, może najpierw przejdziemy na 'ty'? - zaproponowała mi mama Carrie, a mnie to zaskoczyło. W negatywnym tego słowa znaczeniu... Nie chciałem się z nią aż tak 'spoufalać'.
- Zayn - powiedziałem, a ona wyciągnęła dłoń w moją stronę również się 'przedstawiając'.
- Anne.
Stało się. Świat się nie miał od tego zawalić, prawda? A odmówienie jej byłoby bardziej nietaktowne niż ukrywanie przed nią związku z jej córką i okłamywanie jej, racja? Nie, chyba jednak nie.
- Pani Bradshaw - zacząłem, ale mi przerwała.
- Anne.
- Tak, Anne - poprawiłem się wzdrygając się w środku na kuszący dźwięk jej głosu; przecież ona ma męża... - Co dokładnie chciałabyś wiedzieć?
- Może na początek jak ci się rozmawiało dziś z Carrie? Powiedziała ci coś?
Co miałem jej powiedzieć? Nie mogłem oznajmić prawdy, ale kłamanie też nie było moją dobrą stroną. Poza tym ciężko mi było na zawołanie wymyślić jakąś bajkę.
- Niewiele - skłamałem raz. - Głównie ja mówiłem, żeby porozmawiała z kimś o tym co się stało, co ją dręczy, co boli - skłamałem ponownie. Nie szło mi to najlepiej. Musiałem zawrzeć w tym choć ziarenko prawdy.
- I...? Powiedziała ci, że tak zrobi?
- Nie do końca. Carrie przeżywa to na swój sposób. Jako osoba skryta i trzymająca wszystko w środku, te problemy także zachowuje dla siebie. Z tym, że są one poważniejsze niż zwykle, dlatego też bardziej na nią oddziałują, bardziej to widać w jej zachowaniu - zastanawiałem się, czy nie mówiłem za dużo.
- Mówisz, że musi sama się przełamać? Mam jej nie zmuszać do rozmowy?
- Tak, myślę, że tak będzie najlepiej. Gdy będzie w stanie o tym rozmawiać, to na pewno przyjdzie z tym do ciebie. Daj jej tylko trochę... albo trochę więcej czasu.
Porozmawialiśmy jeszcze kilkanaście minut. Czasami schodziliśmy z głównego tematu spotkania, co mnie irytowało, bo tylko dla Carrie konsultowałem się z jej mamą. Ale musiałem to jakoś znieść.
Odwiozłem Anne (jak to śmiesznie brzmi - Anne, choćbym mówił o jakiejś swojej koleżance) pod dom, a odjeżdżając spojrzałem tęsknie na okno Carrie. Myliła się. Niezaprzeczalnie się myliła. Moja miłość do niej nie była złudzeniem. Ani kłamstwem! Nie była czymś, co zniknie, gdy przytyje 20 kilo gdy zajdzie w ciążę czy kiedy nie będzie miała ochoty na kochanie się ze mną non stop. Moja miłość do niej była prawdziwa. Było to głębokie uczucie, tak silne, że aż rozsadzało moje serce. Teraz tylko w moich rękach leżało to, aby udowodnić to Carrie, aby na nowo w nas uwierzyła.
Carrie
Tak właśnie sobie to tłumaczyłam. On nigdy mnie nie kochał,
byłam jedną z jego kolejnych zabawek. Pobawił się, znudziło mu się i poszedł do
innej a ja głupia wierzyłam we wszystkie kłamstwa które mówił. Jestem taka
naiwna. Kurwa byłam tak wściekła na siebie. A co odpierdala moja mama ? Co ona
sobie wyobraża ? Przecież zachowuje się normalnie, funkcjonuję normalnie
wszystko jest normalne, udaję ale nikt o tym nie wie, nikt nie wie że gdzieś
tam w środku mnie, wewnątrz umieram.
Więc o co może jej chodzić...nie mam zielonego pojęcia. Od myślenia nad tym
wszystkim po raz kolejny zrobiło mi się duszno. Otworzyłam okno żeby się troche
wywietrzyło. Chciałam się już położyć w końcu dochodziła 21 ale postanowiłam
wziąć jeszcze szybki prysznic, więc tak też zrobiłam. Po kąpieli ubrałam piżamę,
umyłam zęby i wyszłam z łazienki. Jakie było moje zaskoczenie kiedy zobaczyłam
że na moim łóżku siedzi nie kto inny jak Zayn.
- Co ty tutaj robisz ? - spytałam.
- Musimy porozmawiać.
- Nie mamy o czym rozmawiać
- Carrie proszę cię wysłuchaj mnie - westchnęłam, a kiedy
nie odzywałam się przez dłuższą chwilę zaczął - To wszystko nie
tak...ty...znaczy...kurwa nawet niewiem jak zacząć...To wszystko co wczoraj
powiedziałaś to nieprawda. Myślę o tobie całymi dniami, jestem uzależniony od
ciebie. Kiedy cię nie ma, nie widzę sensu życia bo ...to ty nim jesteś
rozumiesz? Kurwa Carrie kocham cię. Kocham tak mocno że to aż boli i mylisz
się. To nie żadne złudzenie, jak mogłaś tak w ogóle pomyśleć? Wiem że nie masz
zbyt wielu powodów żeby mi uwierzyć ale proszę przynajmniej spróbuj. Nie
zmienię mojej przeszłości Carrie, wiem że teraz znów nawaliłem. Jestem
kretynem. Jeszcze nigdy nie czułem się tak jak teraz. Czuje jakbym
umierał...umierał z tęsknoty za tobą. Zdaje sobie sprawę że nie zasługuje na
ciebie ale jestem zbyt egoistyczny żeby pozwolić ci odejść.
- Zayn ja...- nie mogłam z siebie wydusić słowa, bezradnie
ścierałam tylko z policzków ciągle płynące łzy.
- Poczekaj, chciałem ci tylko to powiedzieć, nie mogłem żyć
ze świadomością że tak właśnie myślisz dlatego przyszedłem. Nie oczekuje że od
razu do mnie wrócisz - mówił powoli zbliżając się do mnie. Położył dłoń na moim
policzku i delikatnie go gładząc powiedział - Proszę cię tylko o jedno.
Przemyśl to wszystko...nie skreślaj mnie tak szybko - poprosił. Chciałam coś
powiedzieć ale nie wiedziałam co a Zayn tak po prostu odwrócił się i wyszedł.
Boże dlaczego to wszystko spotyka mnie ? Co takiego zrobiłam, czym zawiniłam ?
Cholera kocham go ale nie wiem czy jestem w stanie znów mu zaufać.
*
Rano obudziłam się z mocnym bólem głowy. Ile spałam ? Może 3
godziny ? Przez pół nocy myślałam o Zaynie dlatego nie umiałam zmrużyć oka. Ale
przynajmniej podjęłam decyzję. Tak, postanowiłam dać Zaynowi-nam jeszcze jedną
szansę. Za bardzo go kocham żeby pozwolić mu odejść. Wiem że będzie ciężko,
musimy znów zdobyć swoje zaufanie ale wierzę że nam się uda. To co wczoraj
powiedział...było takie szczere...widziałam to w jego oczach, po sposobie w jaki
to powiedział...to był mój Zayn, chłopak w którym się zakochałam. Po porannych
czynnościach zeszłam do kuchni wzięłam jabłko i ruszyłam w stronę szkoły.
*
Czas strasznie się ciągnął. To już ostatnia lekcja tego
dnia. Mogłabym powiedzieć że moja ulubiona bo to język angielski ale nie dziś.
Dziś chciałam jak najszybciej wrócić do domu, pójść do Zayna i porozmawiać z
nim, wyjaśnić sobie wszystko. Oczywiście jak na złość pan Fitz spóźniał się już
5 minut, co nie było w jego stylu.
- Dzień dobry wszystkim, przepraszam za spóźnienie ale
miałem krótką rozmowę z panem dyrektorem. Oto nowa uczennica naszej szkoły -
wskazał na drobną brunetkę która stała tuż koło niego - Będzie uczęszczała z
wami do klasy . Przedstaw się proszę.
- Cześć, jestem Jennifer Montgomery - powiedziała nieśmiało.
Jej policzka przybrały odcień koloru różowego. Wcale się jej nie dziwię, też
kiedyś to przeżyłam.
- Dobrze, w takim razie usiądziesz z ...panną Bradshaw.
Jennifer skinęła lekko i usiadła obok mnie . Profesor Fitz
zaczął prowadzić lekcje a ja znów myślami byłam gdzieś indziej.
- Czas nie będzie szybciej leciał jeśli cały czas będziesz
wpatrywać się w zegar - szepnęła Jennifer i uśmiechnęła się do mnie.
- Tak wiem, po prostu chciałabym żeby ta lekcja już się
skończyła - westchnęłam - Tak w ogóle to jestem Carrie, miło mi cię poznać.
- Mnie również. To już nasza ostatnia lekcja prawda?
- Tak na szczęście tak.
- Super, też chciałabym być już w domu. Wiem że dopiero co
przyszłam ale nie dałam rady przyjść wcześniej...no wiesz trema i te sprawy.
Mama siłą wyciągnęła mnie z domu.
- Jasne rozumiem sama to kiedyś przeżyłam. Ja przyszłam
dopiero piątego dnia po przyjeździe do Bradford, więc poszło ci lepiej ode
mnie. Mieszkasz daleko od szkoły ? - spytałam.
- Nie to jakieś 15 minut pieszo. Mieszkam przy ulicy
summersay 37
- Och, to nie daleko
mnie. Będziemy mogły chodzić razem przynajmniej nie będzie nam się nudzić.
- To świetnie naprawdę się cieszę.
Gadałyśmy tak do końca lekcji Jenny wydaje się być naprawdę
miłą osobą. Po szkole poszłam do domu tylko po to żeby zostawić w nim plecak a
potem udałam się do Zayna. Wychodząc z domu zauważyłam na wycieraczce dużą
białą kopertę. Wzięłam ją ale postanowiłam otworzyć dopiero po rozmowie z
Zaynem, teraz to było moim priorytetem. Zapukałam a po chwili drzwi się
otworzyły a w nich stanął mój ukochany.
- Carrie ? - zapytał zdziwiony.
- Musimy porozmawiać.
- Chcesz porozmawiać?
- Wpuścisz mnie czy będziemy kontynuować tutaj?
- Och, przepraszam, wejdź proszę - naprawdę był aż tak
zaskoczony ?
Usiedliśmy w salonie.
Tym razem to ja postanowiłam zacząć.
- Czy jest coś o czym nie wiem ?
- Co ? O czym ty mówisz ?
- Pytam czy jest coś co powinnam wiedzieć, coś co jeszcze
przede mną ukrywasz.
- Carrie...- westchnął - Nie nie mam żadnych tajemnic przed
tobą jeśli o to ci chodzi.
- Dobrze, w takim razie posłuchaj mnie teraz proszę. To co
zrobiłeś cholernie mnie boli, nie potrafisz sobie wyobrazić jak bardzo...
- Carrie ja prze...
- Nie przerywaj, jeszcze nie skończyłam - stwierdziłam a on
lekki skinął głową - Musisz wiedzieć że nie ufam ci już tak jak kiedyś i ciężko
będzie to naprawić ale...ale wierzę w nas.
Kocham cię i nie wyobrażam sobie życia bez ciebie, dlatego chciałabym
spróbować jeszcze raz - skończyłam i po raz kolejny rozpłakałam się - Wybaczam
ci Zayn - szepnęłam.
- Boże Carrie...skarbie nawet nie wiesz jak się cieszę...-
szybkim krokiem ruszył w moją stronę i po chwili siedziałam na kanapie wtulona
w jego klatkę piersiową - Kocham cię, tak bardzo się kocham skarbie...już nigdy
cię tak nie skrzywdzę, obiecuje - mówił
tuląc mnie jeszcze mocniej. Siedzieliśmy tak do wieczora, rozmawialiśmy o
wszystkim, wyjaśnialiśmy. Jedyne o czym nie chciałam rozmawiać to temat Jacka,
a mianowicie ...gwałtu. Obiecałam że jak będę gotowa to z nim o tym porozmawiam.
środa, 26 lutego 2014
Rozdział 34
Zayn
- Carrie! Nie! Błagam cię! - krzyczałem, ale ona już nie reagowała na moje wołania.
Zmarnowałem swoją szansę, zjebałem jedyną dobrą rzecz, która w życiu mi się przytrafiła. I zrobiłem to z czystej głupoty, na własną odpowiedzialność. Zawaliłem na całym polu i nie mogłem winić Carrie za to, co się teraz działo. Ale żeby aż posuwała się tak daleko? Dlaczego miałaby to robić? Wiem, że ją zdradziłem, ale żeby od razy pędziła do niego?! Do faceta, który wyrządził jej taką krzywdę? Biegnąc za nie zauważyłem, że uciekała do więzienia. Tam, gdzie obecnie przebywał Jack. Zdziwiło mnie to niesamowicie, bo czemu miała pocieszać się u kogoś takiego jak on? Pocieszyłaby się tam w ogóle? A może po prostu chciała zrobić cokolwiek, co wyrządziłoby mi taką samą krzywdę, jaką ja sprawiłem jej. Ale żeby do Jacka? Chwilę później widziałem go wychodzącego na przekór Carrie, która rzuciwszy mu się ramiona, zaczęła go całować. On oczywiście wykorzystując okazję wpił się w jej usta równie mocno. Nie mogłem na to patrzeć.
- Carrie, błagam cię!
Jednakże ona nie słuchała. Nie zwróciła nawet głowy w moją stronę. Po prostu stała tam i obściskiwała się z Jackiem. Moje serce rozsypywało się na kawałki...
I wtedy zadzwonił mi budzik. Czas wstawać do pracy. Nie wiem, czy powinienem się cieszyć, że to był tylko sen, czy smucić, że w ogóle się obudziłem. Od dnia, kiedy powiedziałem Carrie o mojej zdradzie, nie odzywała się do mnie słowem. A mnie ta niepewność zabijała. Bez Carrie wszystko traciło sens. Nawet nie wiem, kiedy tak mocno ją pokochałem. Ale stało się. A potem spierdoliłem wszystko na równi.
Umyłem się i ubrałem, zjadłem śniadanie i wypiłem kawę, czekał mnie pierwszy dzień pracy po feriach. Szedłem tam z nieco większą "ekscytacją" niż zwykle, gdyż miałem nadzieję spotkać Carrie. Chciałem ją chociaż zobaczyć. A jak będzie możliwość, to zamienić kilka słów i błagać o przebaczenie.
Gdy dotarłem do szkoły zacząłem się zastanawiać, jak właściwie będę ją przepraszał? Jakie mam wytłumaczenie na moje szczeniackie zachowanie? Nie miałem bladego pojęcia, co mógłbym powiedzieć, żeby choć odrobinę załagodzić sytuację. Idąc korytarzem wyszukiwałem wzrokiem tej jednej, wyjątkowej twarzy.
- Dzień dobry, panie Malik - powiedział ktoś zza moich pleców. Pani Bradshaw.
- A dzień dobry, co pani tu robi? - zapytałem chyba nazbyt dociekliwie.
- Przyszłam usprawiedliwić nieobecności Carrie sprzed ferii. Trochę się tego nazbierało w tym roku.
- No tak, nic dziwnego. Dyrektor nie robił problemów?
- Ależ skąd - odpowiedziała z uśmiechem. - Nie moja córka jedna opuściła kilka dni szkolnych.
- W takim razie cieszę się, że przynajmniej w szkole nie będzie miała kłopotów.
- Ja też... - powiedziała ze smutkiem w głosie. - Przepraszam, że tak pana nagabuję, ale... - niepewnie zaczęła.
- Nie odczuwam tak tego - zapewniłem mamę Carrie.
- Po pierwsze dziękuję za ostatnią rozmowę z córką. Może nadal rzadko się uśmiecha, ale zaczęła normalnie funkcjonować - powiedziała, a mnie to trochę ucieszyło. Fakt, że było już lepiej sprawiał mi niemałą ulgę, aczkolwiek dziwiło mnie to, że nie przeżywała naszych problemów tak jak ja. - A po drugie chciała pana prosić o jeszcze jedną przysługę. Obiecuję, że kiedyś się odwdzięczę - zapowiedziała pani Bradshaw.
Przez ułamek sekundy pomyślałem, że ze mną flirtuje. Potem zbeształem się w myślach za takie irracjonalne podejrzenia. Nawet jeśli, co było mało prawdopodobne, to nie miałem teraz czasu ani sił na główkowanie nad tym.
- Naprawdę nie ma sprawy. Rozumiem w jakiej sytuacji jest Carrie i chciałbym jej pomóc - powiedziałem, a na jej twarzy dostrzegłem smutek. Nie wiem, czy wywołany depresją Carrie, czy tym, że chciałem się z nią spotkać t y l k o ze względu na jej córkę. Znowu. Zayn, przestań wszystkich o wszystko oskarżać.
- Dziękuję - powiedziała nieśmiało.
- W takim razie mógłby pan się spotkać ze mną i jako nauczyciel przedstawić mi kilka metod... poradzić jakoś, jak powinnam zachować się w tejże sytuacji? Nie mogę już patrzeć na cierpienie Carrie. A porwanie i usiłowanie zabójstwa nie jest czymś, z czym zmaga się większość nastolatków. Nie wiem, jak jej właściwie pomóc - zakończyła ze łzami w oczach pani Bradshaw.
Ciężko było mi nie mieć podejrzeń, gdy jej mama właśnie zaoferowała mi spotkanie poza szkołą. Rozumiałem, że trudno pomóc swojemu dziecku w tak trudnej sytuacji, że nie zdarza się to często, żeby porywano i trzymane je jako zakładnika. Ale to była kwesta jej sposobu wychowywania córki. Jej miłości do niej i troski o nią. Potrzebowała przede wszystkim czasu, z nim wszystko zaczęłoby się układać. Jednak odrzucanie wprost jej prośby byłoby zbyt niegrzeczne. Musiałem się z tego jakoś wywinąć.
- Pani Bradshaw, oczywiście chciałbym pomóc najbardziej, jak potrafię. Ale czy nie wolałaby pani poprosić o pomoc jakiegoś bardziej doświadczonego nauczyciela?
- Przeszło mi to przez głowę, ale potem uznałam, że zważając na okoliczności, pan byłby najlepszym wyborem - usprawiedliwiła się nieznacznie.
- W porządku w takim razie. Z chęcią pomogę pańskiej córce - odpowiedziałem formalnie.
Gdy pani Bradshaw zaczęła mi dziękować, ujrzałem Carrie na końcu korytarza obserwującą nas ze łzami w oczach. Nie mogłem rzucić się w jej stronę, bo wznieciłoby to podejrzenia ludzi. Patrzyłem tylko w jej oczy, mając głęboką nadzieję, że zrozumie mnie bez słów, jak to wiele razy nam się udawało. Po chwili pożegnałem się z jej matką i ruszyłem na swoje zajęcia. Za godzinę miałem mieć lekcje z klasą Carrie. Czekałem na nie z niecierpliwością.
- Carrie! Nie! Błagam cię! - krzyczałem, ale ona już nie reagowała na moje wołania.
Zmarnowałem swoją szansę, zjebałem jedyną dobrą rzecz, która w życiu mi się przytrafiła. I zrobiłem to z czystej głupoty, na własną odpowiedzialność. Zawaliłem na całym polu i nie mogłem winić Carrie za to, co się teraz działo. Ale żeby aż posuwała się tak daleko? Dlaczego miałaby to robić? Wiem, że ją zdradziłem, ale żeby od razy pędziła do niego?! Do faceta, który wyrządził jej taką krzywdę? Biegnąc za nie zauważyłem, że uciekała do więzienia. Tam, gdzie obecnie przebywał Jack. Zdziwiło mnie to niesamowicie, bo czemu miała pocieszać się u kogoś takiego jak on? Pocieszyłaby się tam w ogóle? A może po prostu chciała zrobić cokolwiek, co wyrządziłoby mi taką samą krzywdę, jaką ja sprawiłem jej. Ale żeby do Jacka? Chwilę później widziałem go wychodzącego na przekór Carrie, która rzuciwszy mu się ramiona, zaczęła go całować. On oczywiście wykorzystując okazję wpił się w jej usta równie mocno. Nie mogłem na to patrzeć.
- Carrie, błagam cię!
Jednakże ona nie słuchała. Nie zwróciła nawet głowy w moją stronę. Po prostu stała tam i obściskiwała się z Jackiem. Moje serce rozsypywało się na kawałki...
I wtedy zadzwonił mi budzik. Czas wstawać do pracy. Nie wiem, czy powinienem się cieszyć, że to był tylko sen, czy smucić, że w ogóle się obudziłem. Od dnia, kiedy powiedziałem Carrie o mojej zdradzie, nie odzywała się do mnie słowem. A mnie ta niepewność zabijała. Bez Carrie wszystko traciło sens. Nawet nie wiem, kiedy tak mocno ją pokochałem. Ale stało się. A potem spierdoliłem wszystko na równi.
Umyłem się i ubrałem, zjadłem śniadanie i wypiłem kawę, czekał mnie pierwszy dzień pracy po feriach. Szedłem tam z nieco większą "ekscytacją" niż zwykle, gdyż miałem nadzieję spotkać Carrie. Chciałem ją chociaż zobaczyć. A jak będzie możliwość, to zamienić kilka słów i błagać o przebaczenie.
Gdy dotarłem do szkoły zacząłem się zastanawiać, jak właściwie będę ją przepraszał? Jakie mam wytłumaczenie na moje szczeniackie zachowanie? Nie miałem bladego pojęcia, co mógłbym powiedzieć, żeby choć odrobinę załagodzić sytuację. Idąc korytarzem wyszukiwałem wzrokiem tej jednej, wyjątkowej twarzy.
- Dzień dobry, panie Malik - powiedział ktoś zza moich pleców. Pani Bradshaw.
- A dzień dobry, co pani tu robi? - zapytałem chyba nazbyt dociekliwie.
- Przyszłam usprawiedliwić nieobecności Carrie sprzed ferii. Trochę się tego nazbierało w tym roku.
- No tak, nic dziwnego. Dyrektor nie robił problemów?
- Ależ skąd - odpowiedziała z uśmiechem. - Nie moja córka jedna opuściła kilka dni szkolnych.
- W takim razie cieszę się, że przynajmniej w szkole nie będzie miała kłopotów.
- Ja też... - powiedziała ze smutkiem w głosie. - Przepraszam, że tak pana nagabuję, ale... - niepewnie zaczęła.
- Nie odczuwam tak tego - zapewniłem mamę Carrie.
- Po pierwsze dziękuję za ostatnią rozmowę z córką. Może nadal rzadko się uśmiecha, ale zaczęła normalnie funkcjonować - powiedziała, a mnie to trochę ucieszyło. Fakt, że było już lepiej sprawiał mi niemałą ulgę, aczkolwiek dziwiło mnie to, że nie przeżywała naszych problemów tak jak ja. - A po drugie chciała pana prosić o jeszcze jedną przysługę. Obiecuję, że kiedyś się odwdzięczę - zapowiedziała pani Bradshaw.
Przez ułamek sekundy pomyślałem, że ze mną flirtuje. Potem zbeształem się w myślach za takie irracjonalne podejrzenia. Nawet jeśli, co było mało prawdopodobne, to nie miałem teraz czasu ani sił na główkowanie nad tym.
- Naprawdę nie ma sprawy. Rozumiem w jakiej sytuacji jest Carrie i chciałbym jej pomóc - powiedziałem, a na jej twarzy dostrzegłem smutek. Nie wiem, czy wywołany depresją Carrie, czy tym, że chciałem się z nią spotkać t y l k o ze względu na jej córkę. Znowu. Zayn, przestań wszystkich o wszystko oskarżać.
- Dziękuję - powiedziała nieśmiało.
- W takim razie mógłby pan się spotkać ze mną i jako nauczyciel przedstawić mi kilka metod... poradzić jakoś, jak powinnam zachować się w tejże sytuacji? Nie mogę już patrzeć na cierpienie Carrie. A porwanie i usiłowanie zabójstwa nie jest czymś, z czym zmaga się większość nastolatków. Nie wiem, jak jej właściwie pomóc - zakończyła ze łzami w oczach pani Bradshaw.
Ciężko było mi nie mieć podejrzeń, gdy jej mama właśnie zaoferowała mi spotkanie poza szkołą. Rozumiałem, że trudno pomóc swojemu dziecku w tak trudnej sytuacji, że nie zdarza się to często, żeby porywano i trzymane je jako zakładnika. Ale to była kwesta jej sposobu wychowywania córki. Jej miłości do niej i troski o nią. Potrzebowała przede wszystkim czasu, z nim wszystko zaczęłoby się układać. Jednak odrzucanie wprost jej prośby byłoby zbyt niegrzeczne. Musiałem się z tego jakoś wywinąć.
- Pani Bradshaw, oczywiście chciałbym pomóc najbardziej, jak potrafię. Ale czy nie wolałaby pani poprosić o pomoc jakiegoś bardziej doświadczonego nauczyciela?
- Przeszło mi to przez głowę, ale potem uznałam, że zważając na okoliczności, pan byłby najlepszym wyborem - usprawiedliwiła się nieznacznie.
- W porządku w takim razie. Z chęcią pomogę pańskiej córce - odpowiedziałem formalnie.
Gdy pani Bradshaw zaczęła mi dziękować, ujrzałem Carrie na końcu korytarza obserwującą nas ze łzami w oczach. Nie mogłem rzucić się w jej stronę, bo wznieciłoby to podejrzenia ludzi. Patrzyłem tylko w jej oczy, mając głęboką nadzieję, że zrozumie mnie bez słów, jak to wiele razy nam się udawało. Po chwili pożegnałem się z jej matką i ruszyłem na swoje zajęcia. Za godzinę miałem mieć lekcje z klasą Carrie. Czekałem na nie z niecierpliwością.
Carrie
Czy on właśnie rozmawiał z moją mamą? O czym? Po co wogóle
się z nią zadaje ? Zresztą nie obchodzi mnie to, to już nie moja sprawa. Nie
rozumiem tego. Jak on mógł zrobić coś takiego.? Nawet jeśli się upił, bardzo
dobrze wiedział że nie powinien wogóle dotykać alkoholu. Mało mu było kłopotów
z Perrie? Po za tym naprawdę pomyślał że go zdradzam? Widocznie mi nie ufa a ja
? Ja głupia wierzyłam że kocha mnie tak bardzo jak ja jego, miałam nadzieję a
właściwie wierzyłam w naszą wspólną przyszłość całym sercem. Kocham go. Cholera
naprawdę go kocham ale nie jestem w stanie wybaczyć zdrady. Przynajmniej nie
teraz. Nie mogę na niego patrzeć bo przed oczami widzę jego z jakąś laską. To
boli - bardzo boli. Do tego wszystkiego zaraz będę musiała spędzić z nim całe
45 minut bo mam w-f
.
*
W końcu koniec lekcji. Tak bardzo ucieszyłam się gdy
usłyszałam upragniony dzwonek. Poszłam do szafki gdzie zostawiłam niepotrzebne
książki, schowałam buty na w-f i wyszłam ze szkoły. Całą lekcje Zayn próbował
ze mną porozmawiać, nawet przed lekcją przyszedł do damskiej szatni ale
zagroziłam że jeśli nie wyjdzie to zacznę krzyczeć. Wiem, wiem może to było
dziecinne zachowanie ale nie miałam ochoty z nim rozmawiać. Może po prostu nie
miałam siły...tak zdecydowanie nie mam siły. Ostatnio dużo się działo w głowie
ciągle odtwarzają mi się sceny z Jackiem, nie mogę zapomnieć o tym co mi
zrobił, w nocy prawie nie śpię, albo nie umiem zasnąć albo mam koszmary i budzę
się w środku nocy z krzykiem. Chyba...chyba wolałabym umrzeć. Nie mam powodów
do życia. Zostałam zgwałcona, przez co czuje się teraz brudna, wykorzystana,
czuje się jak dziwka...Zayn mnie zdradził a tata jest alkoholikiem...nawet
kiedy dopiero przyjechałam po procesie Jacka do domu ojciec upił się tłumacząc
że to tylko kilka piw żeby jakoś odreagować.
Wciąż myśląc o tym wszystkim, wyszłam do domu i od razu
powędrowałam na górę do swojego pokoju. Zamknęłam drzwi i opadłam na łóżko.
Niemal natychmiast zaczęłam płakać. To wszystko mnie przerasta, nie daje sobie
rady...jestem beznadziejna, brzydka, nikomu nie potrzebna…dziwka.. Kierując się
wszystkimi myślami poszłam do łazienki wyciągnęłam mały ostry przedmiot jakim
jest żyletka po czym kucnęłam przy drzwiach. Może ból fizyczny zastąpi ten
psychiczny? Zrobiłam pierwsze cięcie, niezbyt głębokie. Zaraz obok niego
zrobiłam następne i jeszcze następne tym razem głębsze. Przycisnęłam ostry
przedmiot do ostatniej rany pogłębiając ją jeszcze bardziej i jeszcze bardziej
aż krew zaczęła spływać po moim nadgarstku.
- Tak Carrie, należało ci się. Nie byłaś wystarczająco dobra
dla Zayna więc cię zdradził... byłaś wystarczająco głupia żeby być w związku z
takim psycholem jak Jack...jesz tyle że wyglądasz jak słoń, zdecydowanie to
wszystko twoja wina - powtarzałam.
Siedziałam tak jeszcze jakieś 20 minut może 30 sama
dokładnie niewiem. W końcu jednak wstałam, przemyłam nadgarstek a ponieważ
najgłębsza rana wciąż krwawiła nałożyłam na nią plaster. Tak należało mi się
ale nie chce żeby ktoś o tym wiedział. Nie żałuje tego, ponieważ poniekąd
troszkę mi ułożyło. Rany troche szczypią ale to tylko pomaga zapomnieć o
problemach.
Założyłam jakaś bluzę, leginsy i położyłam się do łóżka z
zamiarem pójścia spać ale nie dane mi było zdrzemnąć się bo po jakiś 10
minutach usłyszałam jak mama mnie woła. Ruszyłam więc swoje cztery litery nie
chcąc jej niepokoić i zeszłam na dół. Swoją drogą to kiedy moja matka wróciła z
pracy ? Nie słyszałam jak wchodziła do domu. Poszłam do kuchni a to co tam
zobaczyłam a raczej kogo zawaliło mnie z nóg.
- Profesor Malik ? Co pan tutaj robi?- spytałam
zdezorientowana.
czwartek, 20 lutego 2014
Rozdział 33
Zayn
Po powrocie do Bradford z jednej strony czułem niewyobrażalną ulgę, a z drugiej miałem wrażenie, że jeszcze przyjdą jakieś nieszczęścia wywołane minionymi zdarzeniami. Mogłem tylko mieć nadzieję, że się mylę.
W Anglii nadal trwały ferie, nie musiałem więc zapieprzać do szkoły i spędzać czasu z tymi małolatami. Śmieszne, uznawałem ich za rozwydrzonych bezmózgich nastolatków, podczas gdy z jedną z nich się pieprzyłem. Jednak Carrie była z zupełnie innej bajki. Ona miała w sobie coś, co sprawiało, że chciałem z nią być zawsze i wszędzie, że mimo różnicy wieku nie odczuwałem w najmniejszym stopniu tego, kim tak naprawdę jesteśmy. Kochałem ją ponad wszystko i wiedziałem, że ona mnie też. Pragnąłem tego, aby już tak zostało. Po powrocie jednak coś się zmieniło.
Próbowałem dodzwonić się do niej, ale nie odbierała. Myślałem, że może rodzice zabrali jej telefon, żeby... właśnie, żeby co? Przecież nie mogli jej ukarać za to, że ją porwano. Ta opcja nie wchodziła więc w grę. Najprawdopodobniejszym było, że nie chciała ze mną rozmawiać. Ale dlaczego? Robiłem wszystko, co w mojej mocy, żeby ją ochronić przed Jackiem. Wiem, że może zabrało mi to zbyt dużo czasu, ale przynajmniej było skutecznie i wszyscy przeżyli.
Połowa pozostałości z ferii minęła bez żadnego odzewu od Carrie. Martwiłem się o nią. Nie wiedziałem tylko, czy mogę iść do niej do domu. Sprawa z jej rodzicami nadal była zbyt skomplikowana. A fakt, że ich córka spotyka się z nauczycielem nie ułatwiłby im życia.
Dwa dni przed końcem ferii postanowiłem dać telekomunikacji ostatnią szansę. Zadzwoniłem do Carrie. W słuchawce jednak znów rozbrzmiał głos automatycznej sekretarki. Koniec z tym. Nie mogłem czekać w nieskończoność. Ta niepewność mnie zabijała. Kupiłem ciasto i bukiet kwiatów, po czym poszedłem do jej domu, nie bardzo zważając na konsekwencje. Zapukałem lekko do drzwi. Z każdą sekundą wyczekiwania serce biło mi coraz szybciej.
- O, pan Malik - powiedziała mama Carrie z przyjaznym uśmiechem na twarzy, gdy otworzyła drzwi.
- Dzień dobry. Ja przyszedłem się upewnić, że z Carrie wszystko w porządku.
- Proszę wejść do środka... Pan jest jej nauczycielem, prawda? - zapytała pani Bradshaw, a ja skinąłem głową, w duchu jednak się przeklinając. - To w takim razie ma pan jakieś tam zdolności... pedagogiczne?
- Tak, przede wszystkim zależy nam na dobrym samopoczuciu uczniów. Jeśli potrzebuje... - przerwała mi jej mama.
- Chodzi mi o to, że był tam pan i wie przynajmniej w małym stopniu, przez co Carrie musiała przejść... A ja... Ja już nie wiem, co mam robić. Odkąd wróciła do domu ledwie jada, słyszę jak tłucze się po nocach, chodzi zapłakana... Serce mi się łamie, jak na nią patrzę. Może pan... Może mógłby pan z nią porozmawiać w szkole, zapytać czy nie potrzebuje pomocy? O co dokładnie chodzi?
Było widać, że mama Carrie jest zdesperowana. Pragnęła pomóc swojej córce, ale nie wiedziała jak. A ja nie rozumiałem, dlaczego Carrie była w takim stanie. Wiem, że została porwana przez szaleńca, mógł jej nagadać różnych głupstw. Ale miałem wrażenie, że nie odciśnie to na niej jakiegoś dużego piętna. Najwyraźniej się myliłem. Teraz musiałem zrobić wszystko co w mojej mocy, żeby jej pomóc.
Spoglądałem smutno na panią Bradshaw próbując dodać jej otuchy. Oczywiście, że chciałem pomóc i miałem zamiar to zrobić. Musiałem tylko znaleźć drogę na zrobienie tego w ten sposób, żeby nie wzbudzić niczyich podejrzeń.
- Tak, jak najbardziej. Zrobię, co mogę, żeby Carrie wróciła do siebie - powiedziałem lekko się uśmiechając, na co jej mama odzwzajemniła mój gest.
- Dziękuję - odpowiedziała tylko, wypuszczając powietrze, jakby wstrzymywała je od początku naszej rozmowy.
- To może zaczniemy od dzisiaj? Po co czekać do szkoły, myślę, że tu Carrie poczuje się pewniej i swobodniej.
- Dobrze, nie powinna spać - powiedziała ruszając w stronę schodów. - Przepraszam, że tak pana wykorzystuję... Po prawdzie miałam nadzieję, że pan tu wpadnie i zechce pomóc, bo mi już się kończą pomysły jak do niej dotrzeć.
- Naprawdę nie ma sprawy - odpowiedziałem nie wiedząc co innego mógłbym powiedzieć.
Weszliśmy po schodach na górę kierując się w stronę pokoju Carrie. Jej mama zapukała najpierw, po czym uchyliła drzwi.
- Kochanie, śpisz? - nie usłyszałem odpowiedzi, ale zdaje się, że dziewczyna była na nogach. - Masz gościa.
Pani Bradshaw popatrzyła na mnie ze smutnym uśmiechem na twarzy i skinęła mi głową.
- Dzień dobry - powiedziałem do Carrie próbując przybrać 'formalny' ton.
- Dzień dobry - wydukała w odpowiedzi.
Musieliśmy opanować swoje emocje i nie wpatrywać się w siebie nawzajem jak w obrazek, bo jeszcze jej mama by się zorientowała.
- Będę na dole - powiedziała mama Carrie odchodząc.
Wszedłem do jej pokoju i zamknąłem za sobą drzwi.
- Cześć maleńka - wyszeptałem.
Wiedziałem, że Carrie była bliska płaczu. Nie odpowiedziała mi pewnie w obawie, że jak wypowie choć jedno słowo, to wybuchnie. Nie chciałem tego, nie znosiłem patrzeć na nią jak płacze. Za bardzo bolał ten widok. Podszedłem więc nic nie mówiąc, nie wymagając od niej odpowiedzi, ani rozmowy. Usiadłem przy niej na łóżku. Carrie cały czas obserwowała moje ruchy, jakby się obawiała tego, co zamierzam zrobić.
- Spokojnie, twoja mama zaprosiła mnie tu jako pedagoga, martwi się o ciebie - powiedziałem patrząc jej głęboko w oczy i pocierając delikatnie kciukiem jej policzek.
Carrie nadal nie odpowiadała. Wziąłem ją więc w swoje ramiona i przytuliłem najmocniej, jak umiałem, oczywiście próbując jej nie udusić. Zostaliśmy w takiej pozycji przez następne kilkanaście minut. Niestety musieliśmy się od siebie odsunąć. Nie mogliśmy ryzykować wparowaniem tu jej mamy. Niewątpliwie zdziwiłby ja nasz widok. Usiadłem naprzeciwko niej i złapałem ją za rękę. Carrie miała cały czas spuszczony wzrok w pościel. Jedyne o czym w tej chwili marzyłem, to o jej szczerym uśmiechu.
- Kochanie, masz ochotę na małe dymanie? - zapytałem żartobliwie, a w odpowiedzi otrzymałem jej uśmiech, ale nie taki, o jakim marzyłem.
Szturchnęła mnie w ramię zaczepnie, aczkolwiek nadal siedziała na łóżku wpatrując się uparcie w kołdrę.
- Zayn... - zaczęła w końcu.
- Csiii, nic nie musisz mówić - powiedziałem i złożyłem czuły pocałunek na jej wargach. Carrie jednak chciała czegoś więcej. Wpiliśmy się w swoje usta i pogłębiliśmy pocałunek, który z każdą sekundą stawał się coraz bardziej namiętny. Poczułem łzy na swoich policzkach, które jednak nie były moimi. To Carrie dała w końcu upust swoim emocjom. Gdyby nie fakt, że jesteśmy w jej domu, a pani Bradshaw siedzi na dole, nie hamowalibyśmy się. Jednak nasz związek nadal nie mógł wyjść na jaw.
Oderwaliśmy się powoli od siebie i zetknęliśmy czołami. Oddychaliśmy ciężko po minionym pocałunku. Gdy oddechy się nam nieco uspokoiły, pomyślałem, że nadszedł czas, żeby poważnie z Carrie porozmawiać.
- Kochanie, powiedz mi co się dzieje... Martwię się o ciebie.
- Nic, Zayn... Po prostu muszę przetrawić te zeszłe tygodnie.
- Przecież widzę, że coś gorszego cię trapi. Wiesz, że możesz mi powiedzieć.
- Wiem... Ale naprawdę nie masz powodów do zmartwień. Zacznie się szkoła, wrócę do swoich stałych obowiązków i mi minie.
- Skoro tak mówisz... Jak będziesz gotowa, to ja jestem do twojej dyspozycji. Zawsze... - popatrzyłem na nią zdecydowanie.
- Tak jest. I wiem - uśmiechnęła się do mnie smutno.
Porozmawialiśmy jeszcze chwilę o kilku poprzednich dniach, o powrocie do szkoły, o ciągłym ukrywaniu naszego związku, naszego uczucia. Ciężko było chować się z czymś, co my tak wyraźnie czuliśmy i widzieliśmy. Ale nie mieliśmy wyboru. Tak długo, jak Carrie chodziła do szkoły, a ja w niej pracowałem, musieliśmy zachowywać się stosownie do sytuacji.
Do tego dochodziły moje osobiste rozterki. Niemalże zapomniałem o pewnej nocy, podczas której to zdradziłem moją dziewczynę. Czułem się z tym okropnie. Ale nie mogłem jej teraz o tym powiedzieć. Już była w kiepskim stanie, załamana, a ta informacja by ją tylko dobiła. Nieważne, jak bardzo wierzyła w moje uczucia do niej, takie coś w zaistniałej sytuacji zniszczyłoby ją. A potem mnie w momencie, gdy Carrie by mnie opuszczała.
Carrie
Nie mogłam mu powiedzieć. Po prostu nie mogłam. Był tu trzy dni temu lub cztery sama już nie wiem. Potraciłam się. Myślałam, że tak będzie łatwiej, że dam sobie radę, ale wcale tak nie było. Jak mam powiedzieć mojemu chłopakowi, że go zdradziłam? Wiem, że to był gwałt, ale jednak uprawiałam seks z innym. Nie potrafię sobie z tym poradzić. W mojej głowie cały czas odtwarza się ta sama scena. Nawet kiedy to Zayn mnie przytula przechodzą mnie ciarki. Do tego dochodzą jeszcze rodzice... Niby co, a raczej jak mam to powiedzieć. Nie umiem... wstydzę się. Zwyczajnie się tego wstydzę. Przecież oni pewnie wciąż myślą, że jestem dziewicą... Nie, zdecydowanie nie chcę, żeby się dowiedzieli. Westchnęłam i ruszyłam w stronę łazienki. Muszę się ogarnąć, w końcu życie toczy się dalej, a ja nie chcę bardziej martwić mamy. Ona bardzo to wszystko przeżywa. Obwinia siebie za to, że zostawiła mnie samą w domu. Tłumaczyłam jej, że to wcale nie jest tak... że to nie jest niczyja wina, ale ona mnie nie słucha. Wzięłam prysznic, pomalowałam i ubrałam się. Postanowiłam spotkać się dziś z Zaynem. Muszę powiedzieć mu prawdę. To nie fair w stosunku do niego, że o niczym nie wie. Pewnie mnie zostawi, bo uzna, że go zdradziłam, że sama byłam chętna. Usiadłam na swoim łóżku i zadzwoniłam do mulata.
- Carrie, kochanie wszystko w porządku?
- Tak wszystko okey. Po prostu chciałam pogadać. Znaczy my musimy porozmawiać. Mogę dziś do ciebie wpaść?
- Tak jasne, cały czas jestem w domu.
- Okey będę za 15 minut. Do zobaczenia.
- Na razie maleńka.
Wzięłam kilka najpotrzebniejszych rzeczy do torebki i wyszłam z domu. Oczywiście nie obyło się bez wielkiego zaskoczenia mamy i mnóstwa pytań typu "Wszystko w porządku? Gdzie idziesz? Za ile będziesz?". Rozumiałam, że się martwi, więc cierpliwie odpowiedziałam na pytania. Oczywiście musiałam skłamać. Powiedziałam, że idę do koleżanki pogadać i wrócę przed dziesiątą. Kiedy już miałam zapukać do drzwi domu Zayna, ktoś złapał mnie za rękę uniemożliwiając jakikolwiek ruch. Powoli odwróciłam się, a przed sobą ujrzałam drobną blondynkę. Kojarzyłam ją, gdzieś już ją widziałam. Tylko nie potrafiłam sobie przypomnieć gdzie.
- Chciałam tylko dać ci to - powiedziała, podała mi jakąś kopertę i tak po prostu odeszła.
Patrzałam jak jej postać znika z pola mojego widzenia i wtedy sobie przypomniałam. To ta sama dziewczyna, którą widziałam w hotelu w Barcelonie. Kłóciła się z Jackiem. Ale co ja mam z tym wszystkim wspólnego? Postanowiłam, że otworzę kopertę potem, teraz moim priorytetem było powiedzenie Zaynowi prawdy.
*
Siedziałam w salonie Zayna już jakieś 20 min i nie potrafiłam wydusić z siebie ani słowa. Jemu jakby to nie przeszkadzało, więc siedzieliśmy w zupełnej ciszy czasami tylko spoglądając na siebie nawzajem. Dalej Carrie, tak trzeba, powtarzałam w głowie.
- Zayn, muszę ci o czymś powiedzieć - wydukałam w końcu.
- Tak ja też chciałbym o czymś porozmawiać.
- Dobrze więc ty zacznij
- Carrie ja... nie wiem jak to powiedzieć - schował głowę między swoimi dłońmi, ale zaraz ponownie na mnie spojrzał, a w jego oczach były łzy?
O co chodzi do jasnej cholery, pytałam samą siebie w myślach.
- Pamiętasz ten dzień, w którym mieliśmy iść na randkę, a ty ją odwołałaś, bo byłaś z jakimś dawnym znajomym i nie miałaś dla mnie czasu?
- Zayn to nie tak, to był Jack ja nie...
- Wiem Carrie, teraz już wszystko wiem. Skapłem się, szkoda tylko, że tak późno - przerwał mi - Boże jaki ze mnie jest idiota. Ja myślałem, że ty... że mnie olałaś albo co gorsza, że mnie zdradziłaś lub coś w tym stylu. Byłem wściekły i poszedłem do baru. A tam... upiłem się. Carrie ja nic nie pamiętam - spojrzał na mnie - rano obudziłem się w swoim łóżku... z jakąś blondynką... ja nie chciałem... Carrie, tak bardzo cię przepraszam. - Zatkało mnie jak on mógł zrobić coś takiego? - Powiedz coś proszę - prosił chłopak, a ja wybuchłam.
- Kurwa, Zayn co mam ci powiedzieć, co chcesz usłyszeć? - wrzeszczałam a po policzkach popłynęły pierwsze łzy. - Jak mogłeś mi to zrobić? To ja zastanawiam się jak powiedzieć ci o... o tym ze zostałam... zostałam zgwałcona - jąkałam się. - Bałam się, że mnie zostawisz, że mnie nie zrozumiesz a ty? Ty mnie zdradziłeś. Tak po prostu mnie zdradziłeś - wyszeptałam.
Po chwili zerwałam się z kanapy, na której siedziałam i wybiegłam z domu po mimo protestów Zayna.
Po powrocie do Bradford z jednej strony czułem niewyobrażalną ulgę, a z drugiej miałem wrażenie, że jeszcze przyjdą jakieś nieszczęścia wywołane minionymi zdarzeniami. Mogłem tylko mieć nadzieję, że się mylę.
W Anglii nadal trwały ferie, nie musiałem więc zapieprzać do szkoły i spędzać czasu z tymi małolatami. Śmieszne, uznawałem ich za rozwydrzonych bezmózgich nastolatków, podczas gdy z jedną z nich się pieprzyłem. Jednak Carrie była z zupełnie innej bajki. Ona miała w sobie coś, co sprawiało, że chciałem z nią być zawsze i wszędzie, że mimo różnicy wieku nie odczuwałem w najmniejszym stopniu tego, kim tak naprawdę jesteśmy. Kochałem ją ponad wszystko i wiedziałem, że ona mnie też. Pragnąłem tego, aby już tak zostało. Po powrocie jednak coś się zmieniło.
Próbowałem dodzwonić się do niej, ale nie odbierała. Myślałem, że może rodzice zabrali jej telefon, żeby... właśnie, żeby co? Przecież nie mogli jej ukarać za to, że ją porwano. Ta opcja nie wchodziła więc w grę. Najprawdopodobniejszym było, że nie chciała ze mną rozmawiać. Ale dlaczego? Robiłem wszystko, co w mojej mocy, żeby ją ochronić przed Jackiem. Wiem, że może zabrało mi to zbyt dużo czasu, ale przynajmniej było skutecznie i wszyscy przeżyli.
Połowa pozostałości z ferii minęła bez żadnego odzewu od Carrie. Martwiłem się o nią. Nie wiedziałem tylko, czy mogę iść do niej do domu. Sprawa z jej rodzicami nadal była zbyt skomplikowana. A fakt, że ich córka spotyka się z nauczycielem nie ułatwiłby im życia.
Dwa dni przed końcem ferii postanowiłem dać telekomunikacji ostatnią szansę. Zadzwoniłem do Carrie. W słuchawce jednak znów rozbrzmiał głos automatycznej sekretarki. Koniec z tym. Nie mogłem czekać w nieskończoność. Ta niepewność mnie zabijała. Kupiłem ciasto i bukiet kwiatów, po czym poszedłem do jej domu, nie bardzo zważając na konsekwencje. Zapukałem lekko do drzwi. Z każdą sekundą wyczekiwania serce biło mi coraz szybciej.
- O, pan Malik - powiedziała mama Carrie z przyjaznym uśmiechem na twarzy, gdy otworzyła drzwi.
- Dzień dobry. Ja przyszedłem się upewnić, że z Carrie wszystko w porządku.
- Proszę wejść do środka... Pan jest jej nauczycielem, prawda? - zapytała pani Bradshaw, a ja skinąłem głową, w duchu jednak się przeklinając. - To w takim razie ma pan jakieś tam zdolności... pedagogiczne?
- Tak, przede wszystkim zależy nam na dobrym samopoczuciu uczniów. Jeśli potrzebuje... - przerwała mi jej mama.
- Chodzi mi o to, że był tam pan i wie przynajmniej w małym stopniu, przez co Carrie musiała przejść... A ja... Ja już nie wiem, co mam robić. Odkąd wróciła do domu ledwie jada, słyszę jak tłucze się po nocach, chodzi zapłakana... Serce mi się łamie, jak na nią patrzę. Może pan... Może mógłby pan z nią porozmawiać w szkole, zapytać czy nie potrzebuje pomocy? O co dokładnie chodzi?
Było widać, że mama Carrie jest zdesperowana. Pragnęła pomóc swojej córce, ale nie wiedziała jak. A ja nie rozumiałem, dlaczego Carrie była w takim stanie. Wiem, że została porwana przez szaleńca, mógł jej nagadać różnych głupstw. Ale miałem wrażenie, że nie odciśnie to na niej jakiegoś dużego piętna. Najwyraźniej się myliłem. Teraz musiałem zrobić wszystko co w mojej mocy, żeby jej pomóc.
Spoglądałem smutno na panią Bradshaw próbując dodać jej otuchy. Oczywiście, że chciałem pomóc i miałem zamiar to zrobić. Musiałem tylko znaleźć drogę na zrobienie tego w ten sposób, żeby nie wzbudzić niczyich podejrzeń.
- Tak, jak najbardziej. Zrobię, co mogę, żeby Carrie wróciła do siebie - powiedziałem lekko się uśmiechając, na co jej mama odzwzajemniła mój gest.
- Dziękuję - odpowiedziała tylko, wypuszczając powietrze, jakby wstrzymywała je od początku naszej rozmowy.
- To może zaczniemy od dzisiaj? Po co czekać do szkoły, myślę, że tu Carrie poczuje się pewniej i swobodniej.
- Dobrze, nie powinna spać - powiedziała ruszając w stronę schodów. - Przepraszam, że tak pana wykorzystuję... Po prawdzie miałam nadzieję, że pan tu wpadnie i zechce pomóc, bo mi już się kończą pomysły jak do niej dotrzeć.
- Naprawdę nie ma sprawy - odpowiedziałem nie wiedząc co innego mógłbym powiedzieć.
Weszliśmy po schodach na górę kierując się w stronę pokoju Carrie. Jej mama zapukała najpierw, po czym uchyliła drzwi.
- Kochanie, śpisz? - nie usłyszałem odpowiedzi, ale zdaje się, że dziewczyna była na nogach. - Masz gościa.
Pani Bradshaw popatrzyła na mnie ze smutnym uśmiechem na twarzy i skinęła mi głową.
- Dzień dobry - powiedziałem do Carrie próbując przybrać 'formalny' ton.
- Dzień dobry - wydukała w odpowiedzi.
Musieliśmy opanować swoje emocje i nie wpatrywać się w siebie nawzajem jak w obrazek, bo jeszcze jej mama by się zorientowała.
- Będę na dole - powiedziała mama Carrie odchodząc.
Wszedłem do jej pokoju i zamknąłem za sobą drzwi.
- Cześć maleńka - wyszeptałem.
Wiedziałem, że Carrie była bliska płaczu. Nie odpowiedziała mi pewnie w obawie, że jak wypowie choć jedno słowo, to wybuchnie. Nie chciałem tego, nie znosiłem patrzeć na nią jak płacze. Za bardzo bolał ten widok. Podszedłem więc nic nie mówiąc, nie wymagając od niej odpowiedzi, ani rozmowy. Usiadłem przy niej na łóżku. Carrie cały czas obserwowała moje ruchy, jakby się obawiała tego, co zamierzam zrobić.
- Spokojnie, twoja mama zaprosiła mnie tu jako pedagoga, martwi się o ciebie - powiedziałem patrząc jej głęboko w oczy i pocierając delikatnie kciukiem jej policzek.
Carrie nadal nie odpowiadała. Wziąłem ją więc w swoje ramiona i przytuliłem najmocniej, jak umiałem, oczywiście próbując jej nie udusić. Zostaliśmy w takiej pozycji przez następne kilkanaście minut. Niestety musieliśmy się od siebie odsunąć. Nie mogliśmy ryzykować wparowaniem tu jej mamy. Niewątpliwie zdziwiłby ja nasz widok. Usiadłem naprzeciwko niej i złapałem ją za rękę. Carrie miała cały czas spuszczony wzrok w pościel. Jedyne o czym w tej chwili marzyłem, to o jej szczerym uśmiechu.
- Kochanie, masz ochotę na małe dymanie? - zapytałem żartobliwie, a w odpowiedzi otrzymałem jej uśmiech, ale nie taki, o jakim marzyłem.
Szturchnęła mnie w ramię zaczepnie, aczkolwiek nadal siedziała na łóżku wpatrując się uparcie w kołdrę.
- Zayn... - zaczęła w końcu.
- Csiii, nic nie musisz mówić - powiedziałem i złożyłem czuły pocałunek na jej wargach. Carrie jednak chciała czegoś więcej. Wpiliśmy się w swoje usta i pogłębiliśmy pocałunek, który z każdą sekundą stawał się coraz bardziej namiętny. Poczułem łzy na swoich policzkach, które jednak nie były moimi. To Carrie dała w końcu upust swoim emocjom. Gdyby nie fakt, że jesteśmy w jej domu, a pani Bradshaw siedzi na dole, nie hamowalibyśmy się. Jednak nasz związek nadal nie mógł wyjść na jaw.
Oderwaliśmy się powoli od siebie i zetknęliśmy czołami. Oddychaliśmy ciężko po minionym pocałunku. Gdy oddechy się nam nieco uspokoiły, pomyślałem, że nadszedł czas, żeby poważnie z Carrie porozmawiać.
- Kochanie, powiedz mi co się dzieje... Martwię się o ciebie.
- Nic, Zayn... Po prostu muszę przetrawić te zeszłe tygodnie.
- Przecież widzę, że coś gorszego cię trapi. Wiesz, że możesz mi powiedzieć.
- Wiem... Ale naprawdę nie masz powodów do zmartwień. Zacznie się szkoła, wrócę do swoich stałych obowiązków i mi minie.
- Skoro tak mówisz... Jak będziesz gotowa, to ja jestem do twojej dyspozycji. Zawsze... - popatrzyłem na nią zdecydowanie.
- Tak jest. I wiem - uśmiechnęła się do mnie smutno.
Porozmawialiśmy jeszcze chwilę o kilku poprzednich dniach, o powrocie do szkoły, o ciągłym ukrywaniu naszego związku, naszego uczucia. Ciężko było chować się z czymś, co my tak wyraźnie czuliśmy i widzieliśmy. Ale nie mieliśmy wyboru. Tak długo, jak Carrie chodziła do szkoły, a ja w niej pracowałem, musieliśmy zachowywać się stosownie do sytuacji.
Do tego dochodziły moje osobiste rozterki. Niemalże zapomniałem o pewnej nocy, podczas której to zdradziłem moją dziewczynę. Czułem się z tym okropnie. Ale nie mogłem jej teraz o tym powiedzieć. Już była w kiepskim stanie, załamana, a ta informacja by ją tylko dobiła. Nieważne, jak bardzo wierzyła w moje uczucia do niej, takie coś w zaistniałej sytuacji zniszczyłoby ją. A potem mnie w momencie, gdy Carrie by mnie opuszczała.
Carrie
Nie mogłam mu powiedzieć. Po prostu nie mogłam. Był tu trzy dni temu lub cztery sama już nie wiem. Potraciłam się. Myślałam, że tak będzie łatwiej, że dam sobie radę, ale wcale tak nie było. Jak mam powiedzieć mojemu chłopakowi, że go zdradziłam? Wiem, że to był gwałt, ale jednak uprawiałam seks z innym. Nie potrafię sobie z tym poradzić. W mojej głowie cały czas odtwarza się ta sama scena. Nawet kiedy to Zayn mnie przytula przechodzą mnie ciarki. Do tego dochodzą jeszcze rodzice... Niby co, a raczej jak mam to powiedzieć. Nie umiem... wstydzę się. Zwyczajnie się tego wstydzę. Przecież oni pewnie wciąż myślą, że jestem dziewicą... Nie, zdecydowanie nie chcę, żeby się dowiedzieli. Westchnęłam i ruszyłam w stronę łazienki. Muszę się ogarnąć, w końcu życie toczy się dalej, a ja nie chcę bardziej martwić mamy. Ona bardzo to wszystko przeżywa. Obwinia siebie za to, że zostawiła mnie samą w domu. Tłumaczyłam jej, że to wcale nie jest tak... że to nie jest niczyja wina, ale ona mnie nie słucha. Wzięłam prysznic, pomalowałam i ubrałam się. Postanowiłam spotkać się dziś z Zaynem. Muszę powiedzieć mu prawdę. To nie fair w stosunku do niego, że o niczym nie wie. Pewnie mnie zostawi, bo uzna, że go zdradziłam, że sama byłam chętna. Usiadłam na swoim łóżku i zadzwoniłam do mulata.
- Carrie, kochanie wszystko w porządku?
- Tak wszystko okey. Po prostu chciałam pogadać. Znaczy my musimy porozmawiać. Mogę dziś do ciebie wpaść?
- Tak jasne, cały czas jestem w domu.
- Okey będę za 15 minut. Do zobaczenia.
- Na razie maleńka.
Wzięłam kilka najpotrzebniejszych rzeczy do torebki i wyszłam z domu. Oczywiście nie obyło się bez wielkiego zaskoczenia mamy i mnóstwa pytań typu "Wszystko w porządku? Gdzie idziesz? Za ile będziesz?". Rozumiałam, że się martwi, więc cierpliwie odpowiedziałam na pytania. Oczywiście musiałam skłamać. Powiedziałam, że idę do koleżanki pogadać i wrócę przed dziesiątą. Kiedy już miałam zapukać do drzwi domu Zayna, ktoś złapał mnie za rękę uniemożliwiając jakikolwiek ruch. Powoli odwróciłam się, a przed sobą ujrzałam drobną blondynkę. Kojarzyłam ją, gdzieś już ją widziałam. Tylko nie potrafiłam sobie przypomnieć gdzie.
- Chciałam tylko dać ci to - powiedziała, podała mi jakąś kopertę i tak po prostu odeszła.
Patrzałam jak jej postać znika z pola mojego widzenia i wtedy sobie przypomniałam. To ta sama dziewczyna, którą widziałam w hotelu w Barcelonie. Kłóciła się z Jackiem. Ale co ja mam z tym wszystkim wspólnego? Postanowiłam, że otworzę kopertę potem, teraz moim priorytetem było powiedzenie Zaynowi prawdy.
*
Siedziałam w salonie Zayna już jakieś 20 min i nie potrafiłam wydusić z siebie ani słowa. Jemu jakby to nie przeszkadzało, więc siedzieliśmy w zupełnej ciszy czasami tylko spoglądając na siebie nawzajem. Dalej Carrie, tak trzeba, powtarzałam w głowie.
- Zayn, muszę ci o czymś powiedzieć - wydukałam w końcu.
- Tak ja też chciałbym o czymś porozmawiać.
- Dobrze więc ty zacznij
- Carrie ja... nie wiem jak to powiedzieć - schował głowę między swoimi dłońmi, ale zaraz ponownie na mnie spojrzał, a w jego oczach były łzy?
O co chodzi do jasnej cholery, pytałam samą siebie w myślach.
- Pamiętasz ten dzień, w którym mieliśmy iść na randkę, a ty ją odwołałaś, bo byłaś z jakimś dawnym znajomym i nie miałaś dla mnie czasu?
- Zayn to nie tak, to był Jack ja nie...
- Wiem Carrie, teraz już wszystko wiem. Skapłem się, szkoda tylko, że tak późno - przerwał mi - Boże jaki ze mnie jest idiota. Ja myślałem, że ty... że mnie olałaś albo co gorsza, że mnie zdradziłaś lub coś w tym stylu. Byłem wściekły i poszedłem do baru. A tam... upiłem się. Carrie ja nic nie pamiętam - spojrzał na mnie - rano obudziłem się w swoim łóżku... z jakąś blondynką... ja nie chciałem... Carrie, tak bardzo cię przepraszam. - Zatkało mnie jak on mógł zrobić coś takiego? - Powiedz coś proszę - prosił chłopak, a ja wybuchłam.
- Kurwa, Zayn co mam ci powiedzieć, co chcesz usłyszeć? - wrzeszczałam a po policzkach popłynęły pierwsze łzy. - Jak mogłeś mi to zrobić? To ja zastanawiam się jak powiedzieć ci o... o tym ze zostałam... zostałam zgwałcona - jąkałam się. - Bałam się, że mnie zostawisz, że mnie nie zrozumiesz a ty? Ty mnie zdradziłeś. Tak po prostu mnie zdradziłeś - wyszeptałam.
Po chwili zerwałam się z kanapy, na której siedziałam i wybiegłam z domu po mimo protestów Zayna.
poniedziałek, 17 lutego 2014
Rozdział 32
Zayn
- Myślisz, że się ciebie boje - powiedział Jack nadal leząc
na Carrie, nie racząc mnie nawet swoim spojrzeniem.
- Nie chcesz się przekonywać chuju do czego jestem zdolny - wysyczałem
przez zęby.
Jack tylko się zaśmiał. Moja cierpliwość się kończyła. Nie mogłem
wycelować do niego bronią, gdy przygniatał moja dziewczynę, bo i tak nie oddałbym
strzału. Czekałem wiec na jego krok, modląc się o to, by wszystko poszło po
mojej myśli.
- Słyszałeś mnie, zjebancu?! - ryknąłem juz nie umiejąc dłużej
powstrzymywać złości mnie ogarniającej.
W odpowiedzi Jack po raz ostatni spojrzał na Carrie i
prowokacyjnie poruszał biodrami, próbując chyba zaspokoić choć w małym stopniu
swoje potrzeby. Wstał powoli z mojej dziewczyny, obnażając jej półnagie ciało i
zapłakaną twarz. Gdy ją ujrzałem moje serce na moment się zatrzymało. Nie znosiłem
oglądać jej w takim stanie. Zawsze pragnąłem dla niej tylko szczęścia, chciałem
zapewnić jej bezpieczeństwo, ale Jack przekreślał moje postanowienia jedno po
drugim i nie dawał nam szans na zaznanie spokoju.
- I co teraz zrobisz? - zapytał z cwanym uśmieszkiem na
twarzy, który doprowadzał mnie do szału. Nie mogłem na niego patrzeć, wzbudzał
we mnie niesamowite obrzydzenie. Zignorowałem jego pytanie.
- Carrie kochanie, proszę chodź do mnie... - powiedziałem
spokojnie ze łzami w oczach, które mimowolnie mi do nich napływały.
- Zayn - dziewczyna była bliska wybuchnięcia.
Zaczęła powoli podnosić się z łóżka, próbując znajdować się
jak najdalej Jacka, który nadal stal po lewej stronie łóżka, z chytrym, obleśnym
uśmiechem na twarzy.
- Wszystko będzie w porządku - zapewniałem ją, próbując dodać
otuchy.
- Oj będzie - wysyczał Jack i pociągnął Carrie za włosy, zrywając
ją gwałtownie z łóżka.
Dziewczyna pisnęła przeraźliwie i wylądowała u boku jej prześladowcy.
Stanął za nią i nie wiadomo nawet skąd, wycelował broń, którą trzymał w reku, w jej skroń. Obleciał mnie niewyobrażalny
strach. Zastanawiałem się ,czy byłby w stanie pociągnąć za spust, jednak żadna
odpowiedz nie przychodziła mi do głowy. On był nieobliczalny.
- No to teraz... cwaniaku, odłóż bron - zarechotał Jack. Był
obrzydliwy.
- Zostaw ja - powiedziałem z morderczym błyskiem w oku. - Jeśli
ją skrzywdzisz, to cię zabije..
- Śmiało. Gdy ja zabije Carrie, to i tak juz nie będę miał
powodów, by żyć. A szkoda, miałem nadzieje, ze to się inaczej skończy - powiedział
z udawanym smutkiem w glosie.
- Zayn! Nie zabijaj go, to nic nie zmieni. Jeśli mnie
zabije, a ty zabijesz go, to zmarnujesz sobie życie! A jeśli go nie
skrzywdzisz, to będziesz miał jeszcze okazje do szczęścia.
- Maleńka... Ale bez ciebie i tak nie zaznam tego szczęścia...
- wyszeptałem, a po moich policzkach zaczęły spływać łzy. Emocje mnie
przerosnęły.
- Zamknijcie sie! - ryknął Jack wściekle, a Carrie aż podskoczyła.
- Ostatnia szansa... Jeśli teraz wyjdziesz z tego pokoju, daruje jej życie. A
ciebie, najdroższy Zaynie, dopadnę kiedy indziej...
Dziewczyna poruszała ustami, jednakże nie wydobywała z
siebie dźwięku. Po zbyt długiej chwili zorientowałem się, że chce mi cos przekazać.
Wpatrywałem się w nią próbując wyczytać z ruchu jej warg, co ma mi do
powiedzenia. Jack w tym czasie czekał na mój ruch, dając mi wybór.
"Udawaj, ze wychodzisz. Będzie dobrze." Zrozumiałem cos na kształt
tego. Nie będąc pewnym swojej decyzji i tego, co rzekomo usłyszałem, zacząłem
się wycofywać.
- Pójdę - powiedziałem udając zrezygnowanego człowieka
najlepiej, jak potrafiłem.
- Nareszcie jakaś mądra decyzja - zachichotał Jack.
Kierowałem się w kierunku drzwi od sypialni, cały czas będąc
zwróconym do nich przodem. Gdy poczułem za plecami ścianę, odwróciłem się i
wyszedłem na korytarz. Podszedłem do wejściowych drzwi, i trzasnąłem nimi, mając
nadzieje, ze Jack nabierze się na to i niebawem wyjdzie z sypialni prosto w
moje sidła.
Czekałem z trzęsącymi się rękoma na to, co ma nastąpić. Analizowałem
sytuacje. Musiałem zdecydować, co zrobię, gdy ujrzę Jacka bez Carrie jako zakładniczki
pod ramieniem. Strzele od razu, czy rzucę się na niego, przygwożdżę do ziemi,
zleje do nieprzytomności ? Żadne rozwiązanie nie wydawało się być właściwym. Schowałem
sie za jedna ze ścian, poruszając sie jak najciszej umiałem. Pozostało mi
jedynie czekanie.
Carrie
- Jak on się dowiedział że tu jesteśmy ? - Krzyknął Jack.
- Niewiem, skąd mam to wiedzieć - wzruszyłam ramionami.
- Później się tego dowiem. Jeśli wezwał policje to
przysięgam że zabije go jak psa. Zbieraj się, wyjeżdżamy.
- Gdzie?
- Dowiesz się na miejscu. Ubieraj się nie mamy czasu - Posłusznie
zaczęłam zbierać swoje rzeczy, pakując je do plecaka. Już chciałam zacząć się
ubierać ale poczułam ręce na moim gołym brzuchu gdyż wciąż byłam w samym
staniku.
- Nie martw się, niedługo
dokończymy to co nam przerwano - wyszeptał do mojego ucha po czym
cmoknął mój policzek i poszedł spakować swoje rzeczy. Na wspomnienie kolejnej
próby gwałtu w oczach ponownie zebrały się łzy. Szybko nałożyłam na siebie spodnie
z dresu i jakąś bluzkę.
- Choć już i pamiętaj że masz być grzeczna - lekko skinęłam
głową i otworzyłam drzwi. Zaraz za mną szedł Jack. Kiedy tylko przekroczył próg
pokoju został tam spowrotem wciągnięty. Jakiś chłopak rzucił się na niego i
zaczął okładać go pięściami po twarzy. Domyśliłam się że to Zayn. Tak bardzo
chciałam się do niego przytulić, schować w jego ramionach. Wróciłam do pokoju.
Zayn był jakby w transie. Siedział okrakiem na Jacku i bił na wszystkie możliwe
sposoby. Widziałam że jeszcze chwilą i go zabije bo już powoli tracił
przytomność. Położyłam rękę na ramieniu chłopaka
- Zayn, proszę przestań - powiedziałam ale on nadal wydawał
się mnie nie słyszeć - Zayn spójrz na mnie - krzyknęłam po czym wzięłam jego
twarz w swoje dłonie zmuszając go do podniesienia wzroku - Proszę cię przestań.
Zabijesz go.
- To właśnie powinienem zrobić, należy mu sie za to co ci
zrobił.
- Nie chce żebyś mnie zostawił - szepnęłam a łzy powoli spływały
po moich policzkach. Zayn spojrzał na Jacka . Widząc go nie przytomnego wstał i
objął mnie.
- Nigdy cię nie zostawię Carrie
- Jeśli go zabijesz, to trafisz do więzienia. Nie chce tego
- Łkałam.
- Ciii...skarbie nie płacz...wszystko będzie dob...- nie
zdążył dokończyć a do pokoju weszło dwóch policjantów.
- Wszystko w porządku panie Malik ? Mówiliśmy żeby pan
zaczekał.
- Tak wszystko dobrze. Nie mogłem dłużej czekać on ją prawie
zgwałcił - powiedział mocniej mnie przytulając. Jak ja mam mu powiedzieć że on
już mnie zgwałcił i to u mnie w domu. Że to już byłby drugi raz ?
- Dobrze, wszystko mamy pod kontrolą zaraz przyjedzie
karetka która zawiezie pana Smith'a do szpitala a potem czeka go proces.
* miesiąc później
Siedziałam w łóżku i znów rozmyślałam. Nie mogłam tak po
prostu zapomnieć o tym co się stało. Po tym zdarzeniu wróciliśmy do Londynu. Proces
odbył się około dwa tygodnie po całym zdarzeniu. Zayn cały czas mnie wspierał,
był przy mnie. Zresztą tak jest do teraz mimo tego, że ja wciąż nie doszłam do
siebie. Oczywiście na procesie opowiedziałam co się stało zmieniając tylko
kilka szczegółów. Nie mogło się wydać ze jestem dziewczyną Zayna, że jesteśmy
parą bo on jest moim nauczycielem a ja jego uczennicą. Powiedziałam więc że to
mój przyjaciel i o wszystkim mu powiedziałam a Jack po prostu był zazdrosny i
ubzdurał sobie że to mój chłopak. Dlatego mu groził a mnie porwał. Oczywiście
trudno było w to wszystko uwierzyć bo Zayn przyleciał za mną aż do Barcelony
ale nie mieli innego wyjścia. Zayn potwierdził moje zeznania a Jack ? Okazało
się ze jest chory psychicznie. Ciągle powtarza że ja należę do niego, że tak
już będzie na zawsze, że to jeszcze nie koniec. Sąd skierował go do zakładu
psychiatrycznego gdzie spędzi co najmniej 10 lat.
Niestety o całym zdarzeniu musieli dowiedzieć się rodzice.
Zadawali mnóstwo pytań więc opowiedziałam im wszystko po kolei tak jak to
robiłam w sądzie. Oni również nie mogli dowiedzieć się o moim chłopaku, nie byłam
na to gotowa tym bardziej że niewiem jak na tą wiadomość zareagowałby mój tata
i szczerze ? Nie chce wiedzieć.
Do szkoły wracam za tydzień. Po przyjeździe nie chciałam tam
chodzić, nie wytrzymałabym tego. Zapewne każdy by się na mnie gapił, każdy
obgadywał, szeptał za moimi plecami. W piątek zaczęły się ferie zimowe i
zostało jeszcze trochę ponad tydzień wolnego z czego bardzo się cieszę.
To wszystko moja wina. Gdyby nie ja Zayn wiódłby spokojne
życie, nie zostałby postrzelony, nie musiałby lecieć tak daleko, nie miałby
tyle problemów. Znalazłby lepszą dziewczynę. No bo co ja mogę mu ofiarować?
Nic. Zupełnie nic. Kto chciałby mieć dziewczynę z taką przeszłością, taka
brzydką, zgwałconą...brudną. Nie powiedziałam mu o tym ale wkrótce to zrobię.
Nie zasługuje na niego ale nie potrafię go zostawić. Zbyt mocno go kocham Może jak
dowie się prawdy to sam odejdzie.?
Subskrybuj:
Posty (Atom)