poniedziałek, 30 grudnia 2013

Rozdział 5


Zayn


Oszalałem. Dosłownie postradałem rozum. Jak ja mogłem tak postąpić? Żeby zapraszać na imprezę pełną dragów, procentów i chuj wie czego jeszcze? Naprawdę, przesadziłem tym razem. Ale nie mogę tego odwołać. Nie pójdę do niej i nie powiem: O hej, zmiana planów. Nie ma imprezy, jesteś za młoda. Sorki. Przecież to by ją złamało. Chyba, że się przeceniam. Może wcale nie zależy jej tak bardzo na spotkaniu ze mną. W każdym bądź razie dowiem się tego dziś wieczorem. Bo planów zmieniać nie będę.
Umyłem się, ubrałem i zszedłem na dół. Musiałem jakoś zabić czas, który pozostał mi do godziny ósmej. Szczerze powiedziawszy nie mogłem doczekać się momentu, gdy znów ją zobaczę. Chwila chwila... Czy ja naprawdę bawię się w te sentymentalne gierki? (Nie mogę tak. Przecież wcale taki nie jestem. Nie będę udawał kogoś, do kogo mi daleko, bo gdy przyjdzie co do czego, ona mnie znienawidzi. Będzie patrzyła na mnie wzrokiem pełnym pogardy i obrzydzenia. Nigdy nie zaakceptuje prawdziwego mnie. Nie zniesie kłamstw, którymi będę ja karmił. Co zrobić? Nie mogę dać jej odejść. Nie w tej chwili, gdy tak na dobrą sprawę jeszcze nic się nie zaczęło. Czasami trzeba podjąć ryzyko. Trzeba coś zmienić w swoim życiu i w sobie, a może wyjdzie nam to na lepsze).
Ósma już dochodziła. Co prawda do domu Carrie miałem dwa kroki, więc nie musiałem się śpieszyć, ale ona zapewne też już od dawna była gotowa, więc postanowiłem wyjść odrobinę wcześniej. Idąc chodnikiem nadal nie opuszczały mnie myśli pełne wyrzutów sumienia. Do diabłów z tym. Najwyżej wszystko się źle skończy.
Zapukałem do drzwi. Po chwili uzmysłowiłem sobie, że przecież jej rodzice mogą mnie zobaczyć. Co powiedzą? Pozwolą jej wyjść? Na szczęście drzwi otworzyła Carrie. Najwyraźniej jej rodzice pojechali na zakupy.
- Hej. - Powiedziała dziewczyna cichutkim głosikiem, a mnie zaparło dech w piersiach.
Co prawda spodziewałem się sukienki albo innej przykrótkawej rzeczy, ale tak? Też wyglądała nieziemsko.
- Wow. - Wydukałem po chwili, gdy Carrie zaczęła się niezręcznie kręcić. - Pięknie wyglądasz.
- A przestań, zwykła koszulka i spodnie.
- Wyglądasz idealnie. - Posłałem jej jeden z moich uśmiechów, za którym tak szalały kobiety.
- Jedźmy już. - Odpowiedziała rumieniąc się.
Droga przebiegła szybko, do domu kolegi nie było daleko.
Rozmawialiśmy głównie o tym, jak minął nasz dzień. Żadne z nas nie odważyło się zrobić kroku naprzód w naszej znajomości.
Gdy dojechaliśmy pod dom Liama, ujrzałem w oczach Carrie podekscytowanie i zdumienie. Trudno jej się dziwić. Ta "willa" była naprawdę pokaźna. drzwi otworzyły się i od razu dobiegł nas głos dudniącej muzyki.
- Napijesz się czegoś? - Zaproponowałem dziewczynie, na co ona przytaknęła. - W takim razie zaraz wracam, maleńka.
Odchodziłem co jakiś czas zerkają przez ramię, żeby sprawdzić, czy moja piękna nigdzie nie ucieka. I czy przypadkiem żaden natręt jej nie zaczepia. Prędko wróciłem do Carrie z mocnym drinkiem w ręku.
- Proszę. - Puściłem jej oczko, za co otrzymałem nieśmiały uśmiech.
- Dziękuję. A co to?
Nie chciałem jej upić, mówię poważnie. To nie był mój zamiar Po prostu taki nawyk, łapanie się tego, co najlepsze.
- Zwykły drink. To co, do dna? - Podniosłem swój kieliszek w górę, po czym Carrie powtórzyła mój gest.
Wypiliśmy nasze napoje, a że niesamowicie zasmakował on dziewczynie, udaliśmy się po więcej. Ruszyliśmy w stronę barku i zacumowaliśmy tam na moment.
Kilka minut później albo parę godzin później (straciłem rachubę czasu) tańczyliśmy z Carrie na parkiecie kompletnie pijani. Był to strasznie nieprzyzwoity taniec. Przez moment pomyślałem, że to niestosowne, ale szybko odgoniłem od siebie te wyrzuty, gdy wyobraziłem sobie ją poruszającą się w ten sam sposób w łóżku. Taka mi uległa... Zmysłowa... Delikatna... Naga...
- Świetnie tańczysz. - Wymamrotałem jej do ucha, trącając nosem jej skroń.
- Ty też jesteś niczego sobie. - Wybełkotała solidnie wstawiona Carrie.
Popatrzyłem na nią jak mi się zdawało oczami pełnymi troski. Nie wyglądało na to, żeby jej było źle, więc w sumie nie miałem się o co martwić, a jednak dręczyły mnie wyrzuty sumienia, że przeze mnie jest w takim stanie.
- Niczego sobie...? - Szepnąłem do niej, uśmiechają się figlarnie po czym złapałem ją za pośladki i mocno ścisnąłem.
Odpowiedziała piskiem i uderzeniem w klatkę piersiową. Jednak cios był na tyle lekki, że wcale nie wytrącił mnie z równowagi, a ja postanowiłem wykorzystać okazję i stłumiłem jej cichy krzyk pocałunkiem.
Przywarliśmy do siebie, nadal poruszając się w rytm muzyki. Przygryzłem lekko jej wargę, żeby pozwoliła mi zawładnąć swoimi ustami. Gdy już chciałem wsuwać swój język do jej pełnych, zmysłowych warg, dziewczyna odsunęła się ode mnie na tyle, aby mi na to nie pozwolić. Oparliśmy się o siebie czołami, oddychając ciężko. mimo nie tak zachłannego pocałunku, jaki może istnieć, poczułem narastające we mnie pożądanie. Przyjaciel dawał o sobie znać.
Popatrzyliśmy sobie w oczy, nic nie mówiąc, nie wiedząc, co teraz począć. Nagle Carrie odwróciła wzrok i spojrzała w dal ponad moim ramieniem. Osłupiała.
- O matko! To Eva! Chodzi do mojej szkoły. Mówiłeś, że nikogo tu nie będzie. Widziała nas, patrzyła w naszą stronę! Co jeśli będzie chciała to wykorzystać? - Moja towarzyszka wykrzyczała rozglądają się wokół, szukając chyba innych "zagrożeń" w domu.
- Uspokój się. Może Ci się przewidziało... trochę wypiłaś, mogłaś pomylić ją z k... - Carrie mi przerwała.
- Nie! To na pewno była ona. Znam ją od dwóch dni, ale już wyczuwam w niej zdzirę. To się nie skończy dobrze... - Powiedziała dziewczyna zrezygnowanym głosem. Jej mina zrzedła.
- Dobrze, dobrze. - Próbowałem ją uspokoić, ale nadal rozglądała się dookoła ze zmartwioną twarzą. - Spójrz na mnie... Maleńka...
- Co?
- Wszystko będzie w porządku. Chodź, jedźmy stąd. Jestem pewny, że wszystko się wyjaśni. - Tłumaczyłem jej masując delikatnie ramiona, próbując ją uspokoić.
- Nie mogę wrócić do domu w takim stanie. Mama na pewno się zorientuje, że piłam.
- Pójdziemy do mnie. Umyjesz się, wytrzeźwiejesz, będzie dobrze mała. - Chyba poskutkowało, Carrie wyglądała na coraz bardziej zrelaksowaną.
Złapałem ją za rękę i poprowadziłem ku wyjściu. Musiałem zamówić taksówkę, bo obydwoje byliśmy wstawieni, więc powrót do domu zajął na trochę czasu. Jednak gdy nareszcie dotarliśmy pod moje drzwi, znowu dojrzałem zawahanie w oczach Carrie.
- Co się dzieje? - Zapytałem głupio. Przecież znaliśmy się od dwóch dni. Nic dziwnego, że miała opory przed wejściem do mieszkania nieznajomego nauczyciela.
- Tak myślę, czy na pewno nie jesteś tym seryjnym mordercą? - Powiedziała dziewczyna z kamiennym wyrazem twarzy.
- Nie. - Odpowiedziałem śmiejąc się cicho. - Nie jestem i obiecuję Ci, że nie posunę się dalej, niż byś sobie tego życzyła.
Dziewczyna przekonana ruszyła naprzód i już sekundę później staliśmy w moim przedpokoju

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz