Zayn
O kurwa! Kurwa kurwa kurwa! Po co zadzwonił ten cholerny
telefon? Przerwał nam w takim momencie... Teraz mam mały problem do
rozwiązania. Albo raczej duży, bo w sumie nie mogę się wstydzić mojego
przyjaciela. Nie żebym miał potrzebę uwiedzenia i przespania się z Carrie w tej
chwili, natychmiast. Ja po prostu mam POTRZEBĘ, tak zwyczajnie, jak normalny
facet.
Co ja sobie myślałem? Znowu popełniłem ten błąd. Zrobiłem
krok naprzód, zbliżyłem się do niej jeszcze mocniej. Codziennie zadaję sobie te
same pytania, a i tak robię wszystko na nowo. Ale co mogę poradzić, gdy nie
umiem się powstrzymać? Mam tylko głęboką nadzieję, że jej to nie rani.
Zaprosiłem Carrie na kolację... A ona się zgodziła. Jeszcze
nie uwierzyłem w to do końca. Muszę wziąć się w garść, żeby nie zepsuć tego
wieczoru. Sprawię, że będzie to najlepsza noc w jej życiu. I moim przy okazji
również.
Jestem taki napalony po dzisiejszych wydarzeniach, że nie
wiem jak funkcjonować. Gdyby nie ten telefon... kto wie, do czego by doszło.
Nadal mam w głowie obraz Carrie, rozpalonej, leżącej pode mną bez koszulki.
Była taka bezbronna. Wzbudzała we mnie tak ogromne pożądanie, że ledwo
wytrzymywałem.
Umyłem się, chwilę pooglądałem telewizję i poszedłem spać,
nie mogąc tak czy siak się nie niczym skupić.
Wstałem rano wyjątkowo wcześnie jak na złość. Nie potrafiłem
spać. Byłem zbyt podekscytowany. Na samą myśl, że zachowuję się teraz jak
zadurzony nastolatek, chciało mi się śmiać samemu z siebie. Kto by pomyślał
jeszcze dwa tygodnie temu, że się taki stanę? Uwierzcie mi, nikt. Sam nie
dowierzam.
Zrobiłem sobie śniadanie, poobijałem się w domu i w końcu
jakoś czas upłynął. Była trzecia po południu, więc mogłem zacząć się szykować
do spotkania z Carrie. Ubrałem się chyba zbyt elegancko. Czarne jeansy, biała
koszula, marynarka... Co ja wyprawiam?
Nie umiałem wysiedzieć w miejscu, więc wyszedłem na zewnątrz
poczekać już przy samochodzie. Świeże powietrze powinno dobrze mi zrobić.
Musiałem ochłonąć. Czekałem bezczynnie.
Pięć minut później, które dla mnie wydawały się być
godzinami, nareszcie ją ujrzałem. Spojrzałem i zaniemówiłem. Carrie stanęła
przede mną skrępowana i nieśmiało się uśmiechająca. Przeleciałem ją wzrokiem od
stóp do głów. Wyglądała... Wyglądała tak pięknie. Tak kobieco, uwodzicielsko,
uroczo. Czy ona zdaje sobie sprawę z tego, jakie wrażenie na mnie wywołuje?
- Wyglądasz... - Wyjąkałem. - Jesteś piękna. - Powiedziałem
na wydechu.
- Przestań... nie znoszę sukienek, mam ta... - Przerwałem
jej pocałunkiem.
Zaczęło się spokojnie, lekko wpiłem się w jej usta. Objąłem
jej twarz, delikatnie pocierając kciukami policzki. Po chwili jednak ugryzłem
jej wargę prosząc o dostęp do środka. Całowaliśmy się, jakbyśmy nigdy nie mieli
mieć dość. To był zabójczy pocałunek. Nasze ciała przylgnęły do siebie, jakby
najmniejsza wolna przestrzeń między nami miała odebrać nam tą chwilę. Coraz
bardziej odczuwałem rosnące we mnie pożądanie. Powoli, delikatnie zaczęliśmy
się od siebie odsuwać. W końcu staliśmy na środku chodnika, nieopodal jej domu.
- Dziękuję... - Wyszeptała Carrie z trudem łapiąc oddech.
- Mówię szczerze, jesteś piękna. - Uśmiechnąłem się do niej
czule, patrząc głęboko w oczy. Marzyłem o tym, aby kiedyś uwierzyła w te słowa,
gdy je wypowiadam.
- Jedźmy, zanim ktoś nas zobaczy. - Powiedziała i
uśmiechnęła się zadziornie.
- Okej. Proszę. - Otworzyłem jej drzwi i zamaszystym ruchem
ręki wskazałem, by wsiadła.
- Ależ dziękuję panu. - Odpowiedziała i zachichotała pod
nosem.
Droga mijała nam szybko. Rozmawialiśmy, opowiadaliśmy o
swoich znajomych, słuchaliśmy piosenek, które leciały w radio i przypadały nam
do gustu, śmialiśmy się. W końcu zajechaliśmy pod cel naszej podróży.
- Jesteśmy. - Odpowiedziałem dumnie uśmiechając się szeroko.
- Tutaj? - Zapytała skonsternowana. - Ale tu nic nie ma.
- Chodź, musimy się przejść kawałek.
Dreptaliśmy sobie spokojnie ścieżką. Po chwili spaceru
chwyciłem dziewczynę za dłoń, lekko ją ściskając. W zamian otrzymałem nieśmiałe
spojrzenie i uśmiech, które powalały mnie na kolana. Do wyznaczonego miejsca
został jeszcze tylko kawałek drogi. Nie mogłem doczekać się jej reakcji.
Weszliśmy do budynku, który wyglądał na czyjś dom. Poprowadziłem ją po schodach
na górę i zatrzymaliśmy się przed dużymi drzwiami.
- Tutaj. Proszę. - Uchyliłem drzwi przed Carrie i weszliśmy.
Omal nie wpadłem na jej plecy, gdy nagle stanęła jak wryta w ziemię.
- O matko... - Wymamrotała. - Tu jest... To jest...
Niewiarygodne.
Staliśmy na dużym tarasie, balkonie z widokiem na całe
miasto. Światła mieniły się milionem kolorów. Gwiazdy świeciły jasno na czystym
niebie. Widok był jak z bajki. Naprzeciwko nas znajdował się mały stół. Stały
na nim świece, które już wcześniej pozapalali dla nas wynajęci przeze mnie
pracownicy. Nie powiem... trochę się wykosztowałem przez tą kolację. Ale warto
było.
- Chodźmy do stolika. - Ująłem Carrie w pasie i lekko
popychając zaprowadziłem ją na miejsce. Odsunąłem dla niej krzesło, poczekałem
aż usiądzie i zrobiłem to samo.
Carrie nadal wpatrywała się we wszystko szeroko otwartymi
oczami w zdumieniu. Uśmiechała się nonstop. Wyglądała tak pięknie. Oczy
błyszczały jej szczęściem.
- Zayn, tu jest cudownie. Nie musiałeś aż tak się dla mnie
starać.
- To żaden problem. Zasługujesz na to.
- Dziękuję, jest naprawdę przepięknie.
- Cieszę się, że widoki Ci się podobają. Ale przyznaj, że
najlepszy siedzi przed Tobą. - Puściłem jej oczko. Carrie zaśmiała się.
- Żartujesz sobie. - Prychnęła uśmiechając się. - Tego, co
znajduje się za balustradą nic nie pobije!
- Hmm. - Przybrałem poważny wyraz twarzy. - Może jednak
mogłem zabrać Cię w mniej zachwycające miejsce, bo teraz czuję się
zlekceważony. Chodź, pojedziemy gdzie indziej. - Zerwałem się gwałtownie z
krzesła udając, że chcę stamtąd zniknąć.
- Nie nie nie. - Carrie powiedziała chichocząc. - Obiecuję,
że postaram się sprawić, żebyś nie czuł się jak piąte koło u wozu. - Dziewczyna
uśmiechała się szeroko.
Usiadłem z powrotem nadal udając naburmuszonego faceta.
Rozmawialiśmy o wszystkim i o niczym Nagle weszli kelnerzy
niosący nasze jedzenie.
- Proszę. - Powiedział jeden z nich.
- Dziękujemy.
- Co to jest? - Zapytała Carrie patrząc na ogromny talerz
przykryty wielką srebrną pokrywką. Podniosłem ją i powiedziałem uradowany:
- Pizza! - dziewczyna zaśmiała się ciepło. - Po całym tym
zamieszaniu z miejscem było mieć stać tylko na takie jedzenie.
Carrie znowu się zaśmiała, po czym popatrzyła na mnie takim
spojrzeniem, że aż mnie zatkało. Wpatrując mi się głęboko w oczy, nadal z
pięknym i szerokim uśmiechem na twarzy odpowiedziała po prostu:
- Dziękuję, kocham pizzę.
Jedliśmy w ciszy, która nawiasem mówiąc była dla nas
całkowicie swobodna. W ogóle nie czuliśmy się skrępowani w swoim towarzystwie
milcząc. Mogłem prosić o więcej?
- Nie żałujesz że się poznaliśmy? - Zapytała po chwili
Carrie, czujnie mi się przyglądając.
- Ani przez chwilę nie żałowałem naszej znajomości.
- Ale nie czujesz, jakby to było niewłaściwe? W końcu jesteś
moim nauczycielem, a ja... - Przerwałem jej.
- Carrie... Nie żałuję i jestem pewny, że nie powinniśmy
zaprzepaszczać tego co mamy tylko dlatego, że pracuję w niewłaściwym miejscu,
jako niewłaściwa osoba.
- Może masz rację... ale co będzie, jeśli ktoś się dowie?
- Póki co, zrobimy co w naszej mocy, aby się nie
dowiedzieli. A jak przyjdzie co do czego, to wtedy się będziemy martwić. -
Powiedziałem ujmując jej dłoń.
Dziewczynę przebiegł dreszcz. Nadal miała smutną minę z
powodu faktu, że poznaliśmy się w takich okolicznościach.
- Zimno Ci? - Zapytałem.
- Odrobinkę, ale nie przejmuj się tym.
- Proszę, ubierz to. - Powiedziałem wstając i zdejmując
swoją marynarkę.
Carrie również wstała, odwróciła się do mnie tyłem i z
wdzięcznością przyjęła okrycie. Zarzuciłem je na jej ramiona, delikatnie je
pocierając. Staliśmy tak krótką chwilę. Delikatnie odsunąłem włosy Carrie na
jedno ramię, muskając jej szyję opuszkami palców. Dziewczyna wzięła głęboki
wdech i poruszyła się nieznacznie. Nachyliłem się do niej tak, aby móc spojrzeć
na nią z profilu. Chwyciłem jej podbródek odwracając ją twarzą w moją stronę.
Popatrzyliśmy sobie głęboko w oczy. Nie chciałem być nachalny. Czekałem na jej
ruch. Odwróciła się ciałem w moim kierunku, co uznałem za pozwolenie na
kontynuowanie. Musnąłem swoimi wargami jej. Potem przeniosłem się na kość
policzkową, delikatnie całując ją wzdłuż linii szczęki schodząc coraz niżej,
coraz bliżej ust. Gdy do nich dotarłem przywarliśmy do siebie w namiętnym
pocałunku.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz